Rozdział 37

101 16 5
                                    




~ Niall ~


O godzinie ósmej trzydzieści zadzwoniła do mnie Sam z informacją, że muszę przyjechać do szpitala. Nie mogłem uwierzyć w to, że w takiej sytuacji spałem ponad 8 godzin. Jeszcze nie dowiedziałem się, co ze mną nie tak.

Operacja trwa już godzinę. Mam być spokojny, ale nie potrafię. No bo, kurwa, jak mam być spokojny w takim momencie? Jak zwykle siedzę w tym samym miejscu i jestem zmuszony do patrzenia się na ludzi. Jedni są cholernie szczęśliwi i wydają się płakać ze szczęścia, są też tacy co płaczą i jestem ja. Facet wgapiony w ziemię.

Kilka minut później przychodzi Sam. W ciszy siada obok mnie.

Czuję na sobie jej wzrok. Nie wiem, co mógłbym powiedzieć. Niby brak słów, a tak dużo do zapytania.

- Niall, znam ludzi, którzy operują Artura i Nicole. To nie są źli lekarze, wręcz przeciwnie. Są cholernie dobrzy - dotyka mojej ręki. - Nie musisz się aż tak martwić.

- Przeraża mnie fakt, że mogę ją stracić w taki sposób. Każdy w swoim życiu znajduje tę właściwą osobę. To ona nią jest. Boże, jestem tak nieszczęśliwym człowiekiem w tym momencie. Już sam nie wiem, może powinienem się z tego zacząć śmiać? Wszystko się powoli jebie. Tylko czekać aż stracę grunt pod nogami - użalam się nad sobą samym.

- Nie masz na myśli tylko Nicole?

- Cała wytwórnia od wczoraj próbuje się do mnie dodzwonić. Gadałem wczoraj z Markiem, moim ochroniarzem. Powiedział, że muszę jak najszybciej wrócić, a sama wiesz, że nie mogę. Ponadto są tu paparazzi. Wszyscy ode mnie wiedzą o Nicole i mogą teraz mną tak zmanipulować... Wystarczy, że napiszą wzmiankę o niej czy o was, która będzie kurewsko nieprawdziwa, to wystarczy, żeby mnie sprowokowali i żebym tam wrócił. A nie mogę. Więc jeśli tu zostanę dłużej, to jestem narażony na siedzenie w wielkim bagnie. Jestem cholernie toksyczną osobą, przepraszam, że tak muszę was w to wciągać.

- To nie twoja wina, Niall. Muszę przyznać, że przed poznaniem ciebie strasznie się obawiałam tego jaki będziesz. Cholernie bałam się, że się zawiodę - przesuwa się na krześle tak, żeby być zwrócona twarzą do mnie. - Widzisz, Nicole za tobą szalała i myślałam, że przesadza. Okazałeś się takim zajebistym typkiem, o którym mówiła. I to takie dziwne, bo poznając ciebie złamałam stereotyp dotyczący tego, że sławni ludzie są zadufanymi w sobie materialistami. I wiesz co? Jestem mega szczęśliwa, że moja przyjaciółka ma przy sobie kogoś takiego... Wow - przewraca oczami i robi głupią minę. Chce mi się śmiać. - Nie przejmuj się tym, co piszą o nas w internecie. Olewamy to.

- Wy tak, ale ona nie. Będzie w totalnej rozsypce, tak jak po wypadku Louisa. Zbędne artykuły w internecie dodadzą tylko oliwy do ognia. Wtedy była takim wrakiem człowieka... Nie potrafiłem do niej dotrzeć, nie chciała rozmawiać. Spała lub płakała. Nie jadła. Panikowałem gdy widziałem ją w takim stanie, więc sam chodziłem do psychoterapeuty, żeby podłapać techniki, które mogłaby stosować, żeby wyjść z tego dołka...

- To nie dołek. To były poważne stany depresyjne. Przez całe liceum zmagała się z depresją, brała leki i nie przestała do dzisiaj, gdy poczuje się źle. Kiedyś usłyszałam, że osoba, która raz została dotknięta przez chorobę psychiczną, już nigdy nie zdoła się z niej wyleczyć. Dlatego postaraj się zostać. Dla niej.

Nigdy nie widziałem, żeby brała leki. Nawet wtedy, w Londynie, po wypadku Louisa. Nawet nie chcę wiedzieć, co musiała przeżywać jak ze sobą zerwaliśmy. Jeśli brała leki, wyniszczała sobie organizm. A ja byłem tego powodem.

- Wybrałam zły moment, przepraszam.

- Jest okej. Po prostu... Boję się, że nie będę potrafił jej pomóc.

- Jesteś powodem jej uśmiechu. Wyjdzie z tego i jeszcze kiedyś będzie najszczęśliwszą osobą na ziemi, zobaczysz. - Uśmiecha się ciepło. - Dzięki tobie.

Oby tylko miała rację.

* * *

10 dni później

Dzisiaj mija prawie 2 tydzień od mojej ostatniej rozmowy z Nicole. 

Operacja zakończyła się, dzięki Bogu, jednak nadal nie jest w porządku. Od 12 dni, każdego dnia, siedzę 12 godzin na szpitalnym krześle przy łóżku dziewczyny trzymając jej dłoń w swojej i głaszcząc knykcie.

Wciąż jest pod narkozą i kiedy usiłują myśleć negatywnie o jej stanie, to przypominam sobie ten głos pielęgniarki: Jej organizm musi się przyzwyczaić do nowych organów. Wkrótce się wybudzi, niech Pan się nie martwi.

W moim umyśle pojawiła się też myśl, że może stracić pamięć. Gdy powiedziałem o tym Sam, ta spojrzała na mnie jak na idiotę, po czym odparła Straciłaby pamięć gdyby doznała mocnego urazu w głowę.

Całuję wierzch jej dłoni i przytrzymuję przy ustach. Zamykam oczy i w duchu zaczynam się modlić, żeby już się wybudziła. Jestem wykończony jej stanem i tym, że nie mogę prawidłowo funkcjonować. Poświęcam się dla niej i wiem, że ona zrobiłaby dla mnie to samo. 

- ...Niall? - jej cichy i beznamiętny głos powoduje, że odnoszę wrażenie jakby krew w moich żyłach zamarzła. Robi mi się momentalnie słabo.

- Wszystko w porządku, kochanie. Leż spokojnie - ściskam mocniej jej dłoń. Otwiera powoli oczy, lecz później je zamyka przez ostre światło.

- Co ja robię w szpitalu? - mamrocze przestraszona. 

Czuję się jakbym połknął druciany kij, który wydziela obrzydliwy smak metalu. Nie mogę się opanować i boję się, że zrobię coś głupiego. Pragnę jej teraz przytulić. 

- Miałaś przeszczep płuc. Twoja astma była w tak zaawansowanym stopniu, że po biegu charytatywnym twój organizm tego nie zniósł. Potrzebna była operacja. Straciłaś przytomność. 

Patrzy na mnie w sposób jakby nie docierało do niej, co mówię. 

- Jak to...? - szuka odpowiedzi w moich oczach. - Kto był moim dawcą?

Jestem pewien, że mój wyraz twarzy zdradza wszystko. Zaraz się rozpłaczę.

- Przeczytaj to - kładę na kołdrze list od Artura. - Zawartość spowoduje, że nie będzie ci łatwo, ale pamiętaj, że masz mnie, jasne?

Całuję jej dłoń i wstaję. 

- Wrócę za 20 minut.

Desire? // n.h ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz