Rozdział 11

2K 121 12
                                    

"Rozmyślałem o wszystkim, o sobie, o tobie i o mnie.*"


Siedziała na skraju kanapy i patrzyła na śpiącego Artura, co chwilę przygryzając wargę i przekrzywiając głowę. Był przystojnym mężczyzną, bo ciężko było nazwać go chłopakiem. Spał bez koszulki, więc zauważyła, że ma ładnie umięśnione ramionami, plecy i ręce, bo przecież jest koszykarzem. I te włosy, choć w nieładzie, dodają mu jedynie uroku. No i zarost. Była ciekawa, czy kłułby ją przy całowaniu.

Podciągnęła kolana pod brodę i obejmując rękami nogi, zachodziła w głowę, dlaczego akurat ten chłopak pojawił się w jej życiu? Nie wpychał się na siłę, bo spotkali się przypadkiem, a on nigdy nie wyglądał tak, jakby tylko na nią czekał. Zresztą, do niczego i tak nie doszło, bo najwyraźniej nie spełniała jego wymagań. Ani razu nie rzucił w jej stronę głupim komplementem, już nie mówiąc o taksowaniu spojrzeniem. Nie mogła się zdecydować, czy to co powiedział podczas ich wspólnego tańca, ma jakiekolwiek znaczenie.

Jesteś niesamowita.

Kilka razy powtórzyła te słowa w myślach, ale wciąż miały ten sam, nijaki wydźwięk, jakby zamiast kropki było niewidzialne „ale". Ale co? Nie tak piękna jak te, z którymi się umawiał? Zbyt zamknięta w sobie? A może chodziło o jej byłego? Owszem, w samochodzie pozwoliła sobie na trochę szczerości, ale powinien być zadowolony. Nie owijała w bawełnę ani nie wylewała rzewnych łez. Przedstawiła mu fakty. Tylko tyle.

Zamruczał coś pod nosem i przewrócił się na drugi bok, przytulając głowę do poduszki.

Może i był mężczyzną, ale w tamtej chwili, wyglądał jak bezbronny chłopiec. Było w nim coś takiego, czego nawet nie potrafiła nazwać. Z jednej strony jej imponował, bo nie wyglądał na kogoś, kto kiedykolwiek się poddaje. Odważny, pewny siebie, bystry, mądry i zabawny, a na dodatek atrakcyjny.

„Monika parsknie śmiechem, gdy dowie się, że między nami nic nie zaiskrzyło" – pomyślała, uśmiechając się krzywo.

- Ale ja bredzę – skomentowała cicho, powoli opuszczając stopy na podłogę.

Musiała się trochę nagimnastykować, aby wstać i przejść do kuchni. Nie chciała złamać Arturowi ręki albo nogi. Nawet nie miała pewności, czy podczas snu nie uderzył głową w stolik. Przymknęła za sobą drzwi i skierowała się do łazienki, aby przemyć twarz i umyć zęby. Rozczesała nawet włosy, pozwalając im ułożyć się w fale. Nie wyglądały źle, ale efekt końcowy mógł być lepszy.

W kuchni, postanowiła zrobić śniadanie. Wyciągnęła jajka, mąkę, mleko i zerknęła przez okno. Zepsuty samochód wciąż stał zaparkowany na chodniku, więc naleśniki mogły choć w malutkim stopniu rozjaśnić dzień Arturowi.

W myślach, dziękowała Arielowi za pomoc. Zabiłaby się, gdyby miała zaproponować komukolwiek niejadalny pasztet i konserwę. Od nowego miesiąca postanowiła bardziej kontrolować wydatki, aby zaoszczędzić trochę pieniędzy, a z czasem, oddać przyjacielowi całą sumę, którą wydał na jej zakupy.

Samo przygotowanie ciasta było banalnie proste. Z powodu braku blendera oraz zbyt dużej głośności miksera, wymieszała wszystko łyżką. Smażenie wymagało już większej wprawy, bo jedyna patelnia jaką miała, lubiła przypalać wszystko, co nie było mięsem – taki miała kaprys.

Najlepszą patelnię do naleśników zniszczyła na plecach Ariela. Uśmiechnęła się pod nosem, przypominając sobie tamten dzień. Już nie pamiętała, dlaczego mu się oberwało. Wiedziała tylko, że oboje mieli z tego niezły ubaw.

Kiedyś będziesz moja [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz