Rozdział 49

1.6K 97 4
                                    

"Jeśli nie mogę cię mieć, nikt nie może.*"


Obracała w dłoniach starą kartę SIM, którą wyciągnęła z komórki. Nie chciała zmienić głupiego numeru telefonu, ale nie mogła w kółko oczekiwać na kontakt ze strony Artura. Całując się z Wojtkiem, dała sobie ostateczną odpowiedź. Nie kochała już Artura, a nawet nie była pewna, czy kiedykolwiek czuła do niego coś mocniejszego niż fascynację. Miał w sobie wiele cech, które robiły na niej wrażenie, ale nie spędzili ze sobą wystarczająco dużo dobrych chwil, aby mogła się w nim zakochać. Chyba, że dwumiesięczna rozłąka podziałała na nią jak lekarstwo i wreszcie uwolniła się ze wszystkich uczuć - nawet z miłości, chociaż nie była do końca pewna, co zrobi, gdy go zobaczy.

Wyrzuciła kartę do kosza i weszła na salę, gdzie czekała na nią jej grupa.

Czekał ją kolejny dzień pełen wrażeń.

Musiał się uspokoić. Emocje buzowały w nim z taką siłą, że gdyby więcej spraw nie poszło po jego myśli, pewnie eksplodowałby ze złości.

Chciał ją odwiedzić i porozmawiać, ale nikogo nie zastał i z tego co powiedziała, a raczej wykrzyczała, pokręcona sąsiadka, już nigdy nie zastanie, a przynajmniej nie Patrycji, bo ta się wyprowadziła. Nic nie napomknęła, po prostu znikła! Jak na złość, dodzwonić też się do niej nie potrafił, bo podany numer przestał istnieć. Odcięła się od niego całkowicie, nie pozostawiając mu żadnych złudzeń... Mówiła poważnie podczas ich ostatniej rozmowy, a on był idiotą, myśląc, że pod jego nieobecność nic się nie zmieni.

Ogarnęła go chęć mordu, kiedy tylko pomyślał, że to przez tego blondasa. Pewnie umawiała się z nim. Gorzej, jeśli wprowadziła się do niego... Nie podarowałby mu tego. Nie ma takiej opcji. Mimo wszystko, Patrycja wciąż należała do niego i nikt nie miał prawa mu jej odbierać! Nikt!

Był tak zaślepiony złością, że dopiero kilka metrów przed pomnikiem brata, zauważył rodziców. Zatrzymał się w miejscu, nie potrafiąc uwierzyć, że tego jednego pieprzonego dnia, tyle rzeczy potrafiło się rozpierdolić. Nie chciał ich widzieć, ani rozmawiać. Potrzebował jedynie poczuć przez chwilę obecność brata.

Chciał się wycofać, ale zauważył go ojciec i od razu przygwoździł spojrzeniem, każąc mu podejść. Artur zacisnął mocno szczękę, przy okazji zgrzytając zębami i zbliżył się do nich, zachowując bezpieczną odległość.

Przy ojcu stała zgarbiona kobieta, znowu płacząc. Brunetowi krajało się serce i chociaż zawsze kochał ją najmocniej na świecie, to dwie sprawy z przeszłości blokowały w nim wiele uczuć.

- Cześć, mamo - wydusił z siebie.

Kobieta podniosła głowę i spojrzała mu w oczy. Jej wzrok przeszył mu serce. Już od bardzo dawna nie widział w czyimś spojrzeniu tylu bólu. Mimo to, zauważył radość wymalowaną na jej twarzy, co dobiło go jeszcze bardziej.

- Synku... – wychrypiała.

Pozwolił się przytulić, chociaż w oczy rzuciła mu się blizna, którą sam jej zrobił. Zgrzytnął zębami ze złości i po chwili, spróbował się uwolnić z objęć matki, ale bezskutecznie. Płakała mu w kurtkę, mocno zaciskając palce na jego ramionach. Podniósł wzrok na ojca i zauważył współczucie. No tak, czego innego mógł się spodziewać.

- Mamo – mruknął upominającym tonem, łapiąc ją za łokieć. – Już wystarczy.

Niechętnie odsunęła się od niego, a potem położyła dłoń na jego policzku, uśmiechając się z trudem.

Kiedyś będziesz moja [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz