Rozdział 41

1.4K 98 1
                                    

"Daj mi szansę na pozbieranie kawałków, które we mnie zostawiłeś.*"


- Czego chcesz? – rzucił zimno Artur, otwierając puszkę z piwem i siadając obok Anity, która zdążyła się już dawno rozgościć, nawet nie prosząc o zaproszenie.

- Jak widzę, wciąż lansujesz się na zimnego drania – mruknęła kwaśno, wyciągając mu z dłoni piwo i odkładając je na stół. – Wolałabym, żebyś był trzeźwy podczas tej rozmowy.

- Gówno mnie to obchodzi. – Już chciał sięgnąć po puszkę, ale blondynka chwyciła go mocno za nadgarstek, mrożąc go wzrokiem. – Kurwa, nawet nie można się napić we własnym mieszkaniu.

- Sądząc po wspaniałym wystroju, znowu masz problemy.

- Chuj ci do tego.

- Nie odzywaj się tak do mnie.

- To po co, kurwa, przyjechałaś? – Spojrzał na nią zimno. – Nie jesteś mi potrzebna do szczęścia wraz ze swoimi wyrzutami.

- Nie przyjechałam tutaj po to, aby obarczać cię winą za cokolwiek – powiedziała cicho, spuszczając głowę. – Mój psychiatra zasugerował, że taka konfrontacja po latach dobrze mi zrobi.

- Po co?

- Wciąż nie poradziłam sobie z wieloma rzeczami i jak widzę, ty również.

Pokręcił głową, bo ostatnią rzeczą jakiej pragnął, była wizyta byłej dziewczyny, którą tak mocno kochał i równie mocno krzywdził.

- Ciągle jestem tak samo pojebany, więc nic nie ugrasz. - Zauważył łzy w jej oczach. – I nie waż mi się płakać. Mam serdecznie dosyć twoich ckliwych przemówień, odnośnie tego, jaką bylibyśmy zajebistą parą, gdybym nie był popierdolony, rozumiesz? – warknął zimno. – Ogarnij się albo spierdalaj.

Wiedział, że ją zranił, ale nie mógł zbyt długo wpatrywać się w oczy kobiecie, której...

Gwałtownie wstała, popychając nogą stół. Puszka przewróciła się, a piwo zaczęło się rozlewać. Ze złości, wzięła ją do ręki i rzuciła w niego.

- Dlaczego musisz to robić?! – krzyknęła zapłakana. – Nie masz uczuć czy co?! Tyle razy mnie zraniłeś i dalej nie ogarnąłeś, że nie robi się tego ludziom, którym na tobie zależy?! – Odwrócił wzrok, więc wcale nie zdziwił się, gdy złapała go za ramię i potrząsnęła jego ciałem. – Nie możesz być z kamienia!

Również wstał, łapiąc ją za nadgarstki i praktycznie miażdżąc jej ręce. Zawyła z bólu, ale nie puścił jej. Buzowała w nim taka złość, że gdyby była kimś innym... nie potrafiłby się pohamować i podniósłby na nią rękę, jak wtedy.

- Spierdalaj, zrozumiałaś? – wycedził przez zaciśnięte zęby.

- Nie zamknąłeś przeszłości, prawda? – zapytała, próbując mu spojrzeć w oczy. – Obwiniasz się nie tylko o dziecko, ale i o swojego brata. – Odepchnął ją od siebie z taką mocą, że prawie przewróciła się na stolik. – Pokaz sił, tak?! Myślisz, że poprzez agresję zagłuszysz wyrzuty sumienia?!

- Nie waż się... - zaczął, celując w nią palcem. – Doskonale wiesz, że bardzo łatwo mnie wkurwić i trudno powstrzymać! Trzymaj się ode mnie z daleka i wypierdalaj z mojego mieszkania!

Przyzwyczaił się do ranienia ludzi, więc nie dziwił się, że z taką łatwością wypowiedział słowa, które normalnie nie przeszłyby mu przez gardło – oczywiście, gdyby był normalny.

- Nie wyjdę stąd, dopóki nie zrozumiesz, że na pewne sprawy nie mamy wpływu! Sama wzięłam te tabletki! Nie wpychałeś mi ich do gardła!

- Kurwa, Anita, liczę do trzech!

Kiedyś będziesz moja [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz