Rozdział 35

1.6K 94 7
                                    

"Mój obecny stan jest ciężki, mam nadzieję, że to okres przejściowy czy coś takiego.*"


Siedziała na swoim dawnym łóżku. Mama nic nie zmieniła w jej pokoju, jedynie dodając okropne, różowe zasłony, jakby nie potrafiła zrozumieć, że wystarczą zasunięte rolety. Zerknęła na walizkę przy drzwiach i westchnęła ciężko, bo przecież w rodzinnym domu miała jeszcze kilka swoich rzeczy, z których mogła skorzystać. Podróż nie była przyjemna, bo czy komuś może sprawić przyjemność przejście trzech kilometrów w temperaturze grubo poniżej zera? Na dodatek wiał ostry wiatr, co dodatkowo utrudniało chodzenie. Zapomniała czapki, więc musiała opatulić szalem pół twarzy.

Wszystko było przeciw niej.

Powitanie też nie należało do najmilszych. Matka zacisnęła mocno usta, wzdychając jednoznacznie, a Ola skrzywiła się i mruknęła coś niezrozumiałego pod nosem. Do świąt pozostały dwa dni, a w tym domu w żaden sposób nie można było poczuć świątecznej atmosfery.

Westchnęła cicho, powstrzymując się od płaczu. Nie mogła pokazać rodzicielce, jak bardzo jest jej ciężko. Nie chciała dać jej powodów do rodzinnej awantury ani tematów do kilkugodzinnych kazań. I tak można było się domyśleć, że coś jest nie tak, bo była pokłócona z Olą, ale mimo to, przyjechała.

Wyciągnęła gumkę z kieszeni spodni i splotła nią włosy, a potem wstała, biorąc głęboki wdech. Cokolwiek by się nie działo, musiała pokazać matce, że jest odpowiedzialna i wytrzymała. Słabość w tej rodzinie nie była tolerowana. Przynajmniej, nie po śmierci ojca.

Podniosła walizkę z ziemi i ułożyła ją na łóżku, powoli rozsuwając zamek. Jej zawartość była stanowczo zbyt duża, bo nie wiedziała, ile zostanie u matki. Chciała wrócić do mieszkania tuż po nowym roku, ale wciąż nie miała pewności czy wytrzyma pod jednym dachem z dwoma zołzami.

Uśmiechnęła się nikle pod nosem i zaczęła wyciągać swoje ubrania.

Zamarła, słysząc ciche pukanie do drzwi. Przełknęła z trudem ślinę, a potem zerknęła przez ramię i zagryzła wewnętrzną stronę policzków. Do pokoju weszła matka, od razu przyjmując pozycję zamkniętą i bacznie obserwując jej poczynania.

- Tłumaczyłam ci tyle razy, że nie powinnaś kłaść walizki na świeżo upranej pościeli.

- Zaraz ją zdejmę – obiecała, zaciskając mocniej palce na swetrze. – Ola dalej się dąsa?

- Dałaś jej popalić, więc czego oczekiwałaś?

- Powinnaś ją bardziej utemperować. Ma dopiero szesnaście lat, a jest okropnie przemądrzała.

- W tym domu nie toleruje się hipokryzji.

- Wyprowadzając się stąd, liczyłam na polepszenie się stosunków z własną siostrą.

- W taki razie, przeliczyłaś się – odpowiedziała sucho. – Zresztą, jak zawsze.

Odwróciła się przodem do matki i pokręciła głową z niedowierzaniem.

- Zrozumiałam komunikat, naprawdę.

- O czym ty mówisz?

- Nie chcecie mnie tutaj.

- Zjawiłaś się bez zapowiedzi.

- Nie wyglądałyście na stęsknione – wytknęła matce. – Zawsze jest to samo. Najchętniej zamknęłabyś mnie w złotej klatce, ale do tej pory nie mogę zrozumieć, co tobą kieruje, bo to na pewno nie jest miłość matki do swojej córki.

Kiedyś będziesz moja [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz