Rozdział 15

2K 124 2
                                    

"I nigdy nie każ mi wybierać, bo jeszcze wybiorę źle.*"


Patrycja nie miała pojęcia, dlaczego przyszła na ten głupi turniej. Stała przed salą z garstką ludzi. Wystarczyło rzucić okiem na ten mały tłum, aby zorientować się, że jest więcej dziewczyn niż facetów.

Zresztą, czy to naprawdę ją obchodziło?

Przeczesała palcami włosy, próbując zmusić je, aby wreszcie ułożyły się w taki sposób, w jaki chciała. Nie wiedziała co ją podkusiło, aby ubrać legginsy i luźniejszą tunikę. Botki na niezbyt wysokim obcasie nie wyglądały strasznie, ale mogła je zmienić w ostatniej chwili na jakieś płaskie buty. Zdawała sobie sprawę, że gdyby to zrobiła, spóźniłaby się na tramwaj i na turniej.

Drzwi do sali otworzyły się, więc weszła z innymi do środka. Dwóch mężczyzn przed nią gwizdnęło cicho pod nosem, bo hala robiła wrażenie. Większość narodowych drużyn nie posiadała takiej dużej powierzchni do ćwiczeń, a tutaj amatorzy mogli trenować kiedy tylko mieli na to ochotę.

Wspięła się po schodach na trybuny, aby usiąść w takim miejscu, żeby Artur nie pomyślał, że będzie jego zagorzałą fanką, piszczącą za każdym razem, gdy trafi do kosza.

Zajęła miejsce z dala od dwóch nastolatek, które od razu zaczęły plotkować na temat najlepszego koszykarza, przekrzykując siebie nawzajem. Brunetka rzuciła im poirytowane spojrzenie, bo przecież to nie miał być ultra ważny i międzynarodowy turniej, ale zwykłe rozgrywki. Która drużyna narodowa ucieszyłaby się z plastikowych medali?

Oczekiwanie na rozpoczęcie trwało wieki – tak przynajmniej myślała. Bawiła się komórką, co chwilę sprawdzając godzinę.

Było już piętnaście po dziewiętnastej, a oni jeszcze nie zaczęli.

Westchnęła ciężko, a potem rozejrzała się po boisku i w samym rogu zauważyła kilka znajomych twarzy, które mignęły jej na korytarzu. I kiedy już zaczęła intensywnie myśleć o tym, aby przemknąć się niepostrzeżenie do wyjścia i uciec, ktoś złapał ją za rękę. Zaskoczona, odwróciła się i zobaczyła Artura.

- Cześć – powiedział wesoło, rozsiadając się na plastikowym krzesełku. – Co tam?

Uniosła jedną brew do góry, a potem poprawiła włosy, przenosząc wzrok na boisko. Cały czas czuła na sobie jego świdrujące spojrzenie, ale nie zamierzała na nie reagować.

- Guzdrzecie się – odpowiedziała, krzywiąc się. – Piętnaście minut spóźnienia.

- Przyszłaś.

Spojrzała na niego przelotnie.

- Raczej nie dałeś mi innego wyboru.

- Zawsze to jakaś miła odmiana. Ciężko tak cały czas słuchać muzyki i próbować się do niej poruszać.

Zaśmiała się, kręcąc głową.

- Wbrew pozorom jest to o wiele prostsze niż przestrzeganie zasad na boisku.

- Zasad? Tu nie ma żadnych zasad!

Odwróciła się i popatrzyła mu odważnie w oczy.

- A co, jeśli popełnisz błąd?

- Niby jak?

- Zaczniesz źle kozłować, zrobisz zbyt wiele kroków lub wykonasz niepoprawny dwutakt? – zapytała z lekkim uśmiechem.

Wzruszył ramionami, pochylając się do przodu, jednocześnie zmniejszając odległość między ich ciałami.

- Jestem perfekcjonistą – odpowiedział stanowczo. – Nie popełniam błędów. Żadnych.

Kiedyś będziesz moja [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz