#53

104 9 1
                                    

POV Martinus
Minął już tydzień... Cholerny tydzień siedząc w szpitalu przy mojej malutkiej kruszynce... Te dni męki sprawiły, że moje uczucia do niej wzmocniły się jeszcze bardziej... Moje biedactwo leży w sali, ma zamknięte oczy, lekarze dają coraz mniejsze szanse na cokolwiek... Jej stan pogorszył się... Codziennie od tygodnia jestem tam od rana do nocy... Lekarze czasami biorą ją na badania przez co siedzą sam na sali i oglądam zachody słońca wpadające przez okno szpitalnego pokoju...

Dzisiaj jest sobota... Jak codzień wybrałem się do szpitala... Tym razem chciałem pójść sam... Bez Marcusa... Bez Marti... Bez rodziców... Sam... Po prostu...

Pielęgniarka stojąca przy recepcji tylko uśmiechnęła się widząc mnie i machnęła ręką w stronę sali, w której  leżał mój skarb...

Wszedłem do sali i usiadłem koło Victorii... Białe ściany dookoła również białego łóżka z równie białą pościelą.

Widząc Victorię w takim stanie... Lężącą na łóżku... Zamknięte oczy, podpięta do różnych maszyn... Nie rusza się... Ledwo oddycha... W kącikach moich oczu pojawiły się łzy... Delikatnie złapałem rękę mojej ukochanej i zacząłem mówić...
- Wiem, że gdzieś tam mnie słyszysz... I wiem, że to nie może mieć takiego zakończenia... Przychodzę tu codziennie... Widzę, że się męczysz... Ale jesteś silna... Niezależna... Dasz radę... Musisz walczyć dla siebie... Dla mnie... Dla nas... Jesteś dla mnie najważniejsza... Liczysz się tylko ty...kocham cię!!!- mówiłem załamującym się głosem.

Spuściłem głowę w dół i ścisnąłem drobną i chudą dłoń mojego małego skarba...

POV Victoria
Widzę ciemność... Chcę iść ale nie wiem dokąd... Po chwili w oddali pojawia się światło... W głowie słyszę bardzo głośny pisk a ja sama nie wiem co się dzieje... Po chwili jakby... Zaczynam się unosić... Kiedy zbliżam się w stronę światła coś ściąga mnie na ziemię... Nie mogę już latać... Białe światło powoli zanika, a ja stoję... Głośny pisk powoli ucicha, a ktoś łapie mnie za rękę... Tak... Delikatnie... I czule... Jednak nie widzę tej osoby... Wiem kto to jest, ale nie mogę go zobaczyć... Trzyma mnie za rękę i mocno ściska... Ściska i mówi...
- Musisz walczyć dla siebie... dla mnie... Dla nas...Jesteś dla mnie najważniejsza... Liczysz się tylko ty... Kocham cię!!!

Chcę się odezwać ale nie mogę... Nie mogę zrobić nic... Białego światła już nie ma... Pisku też... Ale nadal jest ciemność... Próbuję pobudzić wszystkie swoje zmysły i ścisnąć jego rękę... Ale na nic... Po chwili jednak czuję się wolna... Mogę się poruszać... Zamiast ciemności nastaje blask i białe światło... Widzę wszystko... Mogę otworzyć usta... Zacząć krzyczeć, że wszystko jest już dobrze... Ale nie... Zamiast tego... Ściskam jego rękę... Po chwili mówię...
- Ja ciebie też Martinus... Bardzo...

POV Martinus
Moja ręka czuje dotyk... Delikatna, chudziutka i zgrabna dłoń ściska moją... Po chwili lekko zachrypniętym, delikatnym, ciepłym i cichym głosiekiem powiedziała...
- Ja ciebie też Martinus... Bardzo...

Mój wzrok momentalnie powędrował w stronę leżącej dziewczyny... Cała blada, ale uśmiechnięta... Jej oczy wyrażały szczęście i ból zarazem... Momentalnie wstałem i pobiegłem po lekarza, który w tym momencie przechodził koło sali.

Lek: Widzę, że panienka się obudziła.

Tori: Co się stało ? Pamiętam tylko, że byłam w szkole...

Lek: Zemdlałaś podczas lekcji...- mówił lekarz patrząc się w swoje papiery i różne wypiski.

Tori: A ile ja tutaj tak leżę ? Coś mi jest ?

Lek: Leżysz tu tydzień... Ta któtka "śpiączka" była spowodowana twoim odżywianiem i braniem leków na pusty żałądek. Dość sporej ilości leków...- spojrzał się na Victorię spod swoich okularów.
- Ponad to wykryto małą wadę twojego serca co wiąże się z tymi ukłuciami...

Tori: Ale... Nic mi nie jest ?

Lek: Zrobimy jeszcze kilka badań i przypiszemy odpowiednie leki... W razie gdyby to się powtarzało, proszę natychmiast interweniować...

Tori: Dobrze... A kiedy będę mogła ostatecznie wyjść ze szpitala ?

Lek: Jeśli dzisiaj wszystkie badania przebiegną prawidłowo, będzie pani mogła wyjść jutro. Niech się pani cieszy, że ma takiego chłopaka... Codziennie przychodził i zostawał do późnej nocy...- powiedział po czym spojrzał się na mnie i wyszedł z sali.

Victoria spojrzała się na mnie, a na jej policzkach pojawiły się rumieńce. Po chwili odezwała się...
- Naprawdę przychodziłeś tu codziennie ?

Ja: Tak...Czasami kiedy zabierali cię na badania, oglądałem zachody słońca przez to okno... Ale to nic takiego... Ważne że się wybudziłaś...

Tori: Dla mnie to jest coś takiego... To dla mnie naprawdę dużo znaczy... - wyciągnęła ręce w moją stronę a ja przytuliłem ją z całej siły. Po chwili lekko musnąłem jej usta i usiadłem się koło niej.

Ja: Wiesz... Chciałbym aby to wszystko się już skończyło... Abyś ty nie musiała już więcej cierpieć... Abyś nie musiała już więcej znosić tego okropnego bólu... Abyśmy byli już razem na zawsze... Czuję się za ciebie taki odpowiedzialny... Jesteś moim oczkiem w głowie... Moim malutkim okruszkiem... Moją księżniczką... Moim wszystkim...

Tori: Martinus... Ja też chciałabym aby to wszystko się już skończyło... Abym w końcu była szczęśliwa będąc cały czas przy tobie... - wtuliła się we mnie mocno i tak siedzieliśmy do póki nie zabarli jej na badania...

Ahh... Oby wszystko skończyło się dobrze...

NO HEJKA! PO OSTATNIM WYDARZENIU TROCHĘ SIĘ ZMIENIŁO! JEST JUŻ LEPIEJ, ALE DALEJ CZUJĘ SIĘ ŹLE Z TYM CO MUSZĘ ROBIĆ! MIMO TO MAM NADZIEJĘ, ŻE ROZDZIAŁ WAM SIĘ PODOBA! 💕 DZIĘKUJĘ ZA WSZYSTKIE MIŁE SŁOWA POD OSTATNIM INFEM! 🤗 KOCHAM WAS! I DO NASTĘNEGO!! 💕😍

Liczysz się tylko ty | MG |Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz