- Do najbliższego szpitala na *** *** *** poproszę. - powiedziałem kierowcy wsiadając razem z Marcusem do taxówki.
Będąc na miejscu wysiadłem jak najszybciej płacąc taxówkarzowi, po czym jak najszybciej popędziłem w stronę szpitala.
- Yyy Dzień Dobry! Czy leży tu...
- Martinus ? - usłyszałem znajomy mi głos.
- Marti!!! - podbiegłem do niej i przytuliłem ją. - Co z Victorią ? Wiadomo coś ? To coś poważnego ? - zadawałem 100 pytań na sekundę.
Marti: Spokojnie... Jeszcze nic nie wiadomo... Lekarze, starają się stwierdzić co mogło być przyczyną zemdlenia... Ale bardzo się o nią boję...
Ja: To moja wina...
Marti: Martinus co ty mówisz ?
Mac: Martinus nie mów tak nawet!
Ja: Ale to prawda! Kiedy ona potrzebowała pomocy i cierpiała, mnie przy niej nie było... Nie powinienem zostawiać jej samej...
Mac: Bracie... Ona zemdlała bo był tego jakiś powód. Nie było cię przy niej, bo tak musiało być. Tak musiało się to potoczyć. Nie martw się... Ona jest silna... Wyjdzie z tego...- powiedział brat przytulając mnie.
Marti: Patrzcie lekarz tam jest...- powiedziała po czym popędziła w stronę doktora.
Marti: Panie doktorze ? Czy wiadomo już co z Victorią ?
Lekarz: A kim pani dla niej jest ?
Marti: Yyy siostra i chłopak - powiedziała wskazując na mnie.
Lekarz: Przyczyną był nadmiar leków na pusty żołądek... Niestety nie wiadomo czy nie wykryto jakiegoś uszkodzenia na sercu. - powiedział a mi zrobiło się słabo.
Marti: Ale wyjdzie z tego ?
Lekarz: Raczej tak, ale musi zostać w śpiączce na conajmiej kilka dni.
Ja: Doktorze... Można do niej wejść ?
Lekarz: Tak, ale na chwilę... Będzie trzeba zrobić kilka badań. - powiedział i odszedł.
Marti: Idź pierwszy... - poklepała mnie po ramieniu.
Bez zastanwiania się weszłem do środka. Na sali nie było nikogo oprócz Victori. Była podpięta do różnych kroplówek i kabelków.
Delikatnie usiadłem się koło niej i splotłem nasze ręce.
Ja: Przepraszam, że nie było mnie tutaj, kiedy najbardziej tego potrzebowałaś... Kocham cię, i pamiętaj, że jeżeli coś ci się stanie... Nie wybaczę sobie tego... Będę tu z tobą dnie i noce... Chodzbym miał tu zostać na zawsze... Proszę obódź się...- pocałowałem ją w czoło, po czym powiedziałem jeszcze chwilę przy niej.Po mnie weszła Marti i Marcus.
Później robili Victorii jakieś badania.
Nie wiem co się dokładnie tam stało, ale wiem jedno. Zostanę z nią do końca i nie pozwolę, żeby coś jej się stało.
NO TO TYLE NA DZISIAJ!!! JUTRO POSTARAM SIĘ NAPISAĆ KOLEJNE ROZDZIAŁY! MAM NADZIEKĘ, ŹE WAM SIĘ PODOBA!!! 😍😍😍
CZYTASZ
Liczysz się tylko ty | MG |
Fanfic~Życie to jeden wielki tor, na którym pojawia się czerwone światło, i zabrania nam iść dalej. Jedna z dziewczyn jednak nie ma zamiaru się poddawać, mimo skraju załamania. Poznaje chłopaka, który pokazuje jej, że można żyć szczęśliwie. Jednak nie wsz...