#86

112 10 8
                                    

I tak mijały dni za dniami. Victoria codziennie kontaktowała się z przyjaciółką by opowiedzieć jej historie z całego dnia.

Zdążyła poznać plusy i minusy nowej szkoły. Przyzwyczaiła się już do nowego życia, jednak dalej bardzo tęskniła za przyjaciółką.

POV. Victoria
Martinus ma dziś próbę więc do szkoły szłam sama. Spacerowałam sobie wolnym spacerkiem, wsłuchując się w tekst piosenki lecącej ze słuchawek.

Gdy byłam już przy bramie szkoły, powolnym krokiem weszłam do środka kierując się do swojej szafki. Gdy włożyłam do niej niepotrzebne rzeczy, ruszyłam w poszukiwaniu klasy w której miałam pierwszą lekcje.

Po chwili poczułam jak moje ramie zderza się z kimś, a zaraz po tym usłyszałam głośne krzyki.

- Uważaj jak chodzisz idiotko! - wyminęła mnie dużym krokiem i razem ze swoją grupą poszła w swoja stronę.

Ach tak... Nie opowiadałam o niej ? Chyba najwyższy czas.

Marika. Dziewczyna biznesu, i romansu. O ile dobrze wiem, podrywa prawie każdego chłopaka w szkole. Jej codzienny strój to wysokie obcasy, krótkie spódniczki i bluzki odkrywające wiece niż zakrywające cokolwiek. Markowe torebki i zapewne drogi, mocny makijaż. Jej tata jest podobno ważną osobistoscią na terenie Norwegii, więc zawsze dostaje to co chce.
O ile dobrze wiem zdążyła przyssać się też do Martinusa więc zapowiada się ciekawy rok szkolny.

Kiedy uświadomiłam sobie, że siedzę na środku szkolnego korytarzu, wstałam i otrzepałam się w niewidzialnego kurzu. Wzięłam wszystkie książki spowrotem do ręki i ruszyłam w kierunku wcześniej szukanej klasy.

Gdy weszłam do środka, na ławce siedziała już Hannah. Zauważając mnie, uśmiechnęła się szeroko i przesunęła się tak, abym mogła usiąść obok niej.

Lekko poddenerwowana rzuciłam książki i usiadłam zakładając ręce na klatce piersiowej.

Han: Łooo a tobie co się stało ?! - spytała.

Ja: A daj spokój... Marika znowu ma jakiś problem. - odpowiedziałam.

Han: Nawet nie będę pytała o szczegóły. - zaśmiała się po czym zaczęłyśmy normalnie rozmawiać.

Kolejne lekcje minęły jak zwykle całkiem nieźle. Teraz czas na najgorszy przedmiot. Chemia. Nie wiem czy to ze mną jest coś nie tak, ale nauczycielka uwzięła się na mnie.

Powolnym krokiem weszłam do klasy i usiadłam w ostatniej ławce.

P. Williams: No to dziś do odpowiedzi... - spojrzała przelotnie na całą klasę po czym zatrzymała swoje zabójcze spojrzenie na mnie.
- Collins. Do tablicy! - krzyknęła, zasiadając do biurka.

W moim spojrzeniu można było dostrzec strach i niesmiałość. Ustałam przy tablicy, i patrząc na swoje stopy, zaczęłam bawić się palcami.

W momencie nogi zrobiły mi się jak z waty a ja czułam jak mój żałądek się zaciska.

P. Williams: No to Victoria. Powiedz mi co jest przyczyną zachodzenia dezelektronizacji. - spojrzała na mnie piorunującym spojrzeniem.

Co ? Przecież nawet nie przerabialiśmy tego tematu. Chyba że pomieszałam jakieś notatki. Nie... To niemożliwe. Dokładnie powtarzałam sobie każdy temat.

Ja: Nie wiem. - odpowiedziałam po chwili zastanowienia.

P. Williams: Dlaczego ?- spytała oschle.

Ja: Nie przerabialismy jeszcze tego tematu...- odpowiedziałam.

P. Williams: Nie obchodzi mnie to! Siadaj. Jedynka. Kolejna w tym semestrze. - powiedziała i przysuwając się do biurka, poprawiła swoje okulary.

Liczysz się tylko ty | MG |Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz