Dziewczyna cały czas nie otrzymywała odpowiedzi na zadane tydzień temu pytanie. Nadal nie wiedziała, jak przeżyje kolejne spotkanie z Riddle'm, ale postanowiła się tym nie przejmować. Mając chłopaka gdzieś, siedziała w dormitorium z Lizzy i malowała paznokcie.
- Czarne? - spytała z zaskoczeniem jej przyjaciółka.
- Forma protestu - odparła Leah. - Choć może to nie jest odpowiednie słowo. Forma żałoby.
- Tak? - spytała sceptycznie Lizzy. - Żałoby? Po kim?
- Po Chewie'm - odpowiedziała. - Nie ważne, że żyje. Po prostu zawsze chciałam mieć czarne paznokcie, a teraz mam wymówkę, jeśli ktoś by pytał.
- Jesteś niemożliwa - padło i Lizzy wróciła do zajmowania się swoimi paznokciami.
- I w sumie - zaczęła Leah po krótkim namyśle - Colovaria nie jest jakaś trudna?
- A po co ci colovaria? - jej przyjaciółka zmarszczyła brwi.
- Bo nie będę zniżać się do poziomu Daves - zaśmiała się i ciągnęła - I nie będę farbować włosów po mugolsku - wreszcie odpowiedziała na pytanie. - A zawsze chciałam zobaczyć, jak wyglądałabym w ciemniejszych włosach, no i tak sobie pomyślałam, że może colovaria...
- Tylko może najpierw wypróbuj to zaklęcie na czymś innym, bo chyba nie chciałabyś mieć, powiedzmy, zielonych włosów?
- Zielony w sumie nie byłby najgorszą opcją, bo to kolor Slytherinu - odparła. - Bardziej bałabym się czerwonego.
Leah naprawdę nie miała nic do Gryfonów. Z paroma utrzymywała nawet dość przyjazne relacje. Po prostu bardzo lubiła sprawiać wrażenie stereotypowej Ślizgonki. Lubiła być liderką, a tylko Ślizgon, który nie pozwoli, żeby ktoś mu podskoczył, może być liderem.
- A co zrobisz, jeśli jakiś nauczyciel powie ci, że twoje paznokcie są co najmniej nieodpowiednie? - spytała z powątpiewaniem Lizzy.
- Odpowiem, że... umarła mi babcia? - odparła, wzruszając ramionami. Ta wypowiedź była z jej strony co najmniej nie na miejscu, ale to kłamstwo należało do takich, które przychodziły jej z łatwością.
- Jesteś niemożliwa - skomentowała Lizzy, kręcąc głową.
- Potraktuję to jako komplement - powiedziała Leah. - Czekaj... - zmieniła temat - Dzisiaj jest sobota?
- Tak - odpowiedziała. - Proszę cię, tylko nie mów, że znowu coś...
- Nie, po prostu jakoś straciłam poczucie czasu - powiedziała.
Zapadło chwilowe milczenie.
- Cholera jasna! - krzyknęła nagle Leah. - Esej z eliksirów!
-Ale dopiero na poniedziałek - mruknęła Lizzy.
- Tak, ale w niedzielę jest wyjście do Hogsmeade i nie będę odrabiać lekcji w niedzielę - powiedziała. - Muszę to zrobić dzisiaj.
Jęknęła i zwlekła się z łóżka.
- Muszę iść do biblioteki, przecież sama tego w życiu nie napiszę - poinformowała przyjaciółkę, sięgając po pergamin i pióro.
- Uważaj na paznokcie - poradziła jej Lizzy.
- Chyba już wyschły - odparła, przyglądając się im. - Napisałaś już ten esej?
- Nie - odpowiedziała z uśmiechem. - Ale Slughorn na tyle mnie lubi, że pewnie tego nie zauważy.
To była prawda. Lizzy miała u Slughorna prawie takie fory, jak Riddle, co oczywiście było bardzo niesprawiedliwe, bo Leah takich forów nie miała.
- Okej, idę - rzuciła. - Później przyjdź do pokoju wspólnego.
Wyszła z dormitorium, z trudem zabierając się z wszystkimi rzeczami. Modliła się, żeby nic nie wypadło jej z rąk.
Cały czas patrząc na pergamin, weszła do biblioteki. Z ulgą rozłożyła się na wolnym stoliku i ruszyła ku działowi dotyczącemu eliskirów.
Veritaserum, veritaserum...
Oczywiście, dobrze wiedziała, czym było veritaserum. Problem był w tym, że jej wiedza zmieściłaby się w dwóch linijkach, a ona musiała zapisać pergamim z dwóch stron.
Znalazłszy odpowiednią książkę, starannym pismem napisała o wynalezieniu eliksiru, jego zastosowaniu, działaniu czy przygotowaniu. Niezbyt ją to wszystko interesowało, ale cóż mogła zrobić?
Zostało jej jeszcze parę zdań zakończenia, ale doszła do wniosku, że może dopisać je w pokoju wspólnym. Oddała książkę i udała się do lochów.
Szukała wzrokiem Lizzy, która, jak się okazało, siedziała obok Terrence'a. Ta dwójka wyraźnie miała się ku sobie. Oczywiście, ich codzienną rutyną była co najmniej jedna kłótnia, ale kto się czubi, ten się lubi.
- Cześć - rzuciła, siadając obok nich w fotelu.
- Skończyłaś? - zapytała Lizzy.
- Nie - odparła Leah z uśmiechem, na co Lizzy wywróciła oczami - To znaczy, muszę dopisać ze dwa zdania i będzie okej.
- Dobra, w takim razie zrobisz to później, a teraz idziemy na kolację - powiedziała Lizzy tonem nieznoszącym sprzeciwu.
- Nie, skończę to szybko i zobaczymy w Wielkiej Sali - odpowiedziała Leah. - Chociaż, muszę oddać jeszcze książkę do biblioteki - skłamała - Więc gdybyś była tak dobra, przynieś mi kakao.
Lizzy tylko pokręciła głową, uśmiechnęła się do niej z pobłażaniem i udała się z Terrencem do Wielkiej Sali.
Leah skończyła esej jakąś minutę po tym, jak wyszli z pokoju. Wykorzystała ich nieobecność i pobiegła pielęgnować świeżo ustanowiony przez nią zwyczaj.
Udała się znów na Wieżę Astronomiczną. O mało co nie przetrwałaby drogi, bo z jej kondycją było wybitnie słabo.
Znów gapiła się bezmyślnie na gwiazdy, tak jak tydzień temu.
Zaczęła myśleć o Abraxasie, bo kiedyś musiała przestać go okłamywać. Postanowiła, że przy najbliższej okazji powie mu wszystko. Gdy oznajmi mu, że musi z nim porozmawiać, jego oczy zrobią się wielkie. Później zrobią się smutne, kiedy powie mu, że nie chce go skrzywdzić, ale musi. Było to z jej strony niepoprawne, ale chciała zobaczyć jego reakcję.
Ta sytuacja miała swoje dobre strony - kiedy wyjaśni sprawę z Abraxasem, w jej życiu zapanuje porządek. Obiecała sobie, że nie będzie się wdawać z nikim w głupie dyskusje, ani nie będzie się z nikim kłócić. Było to trochę niemożliwe, gdy na świecie żyli Carmen czy Riddle, ale postanowiła sobie, że będzie ich ignorować. Oczywiście, dobrze wiedziała, że to nie zda egzaminu, bo była cholerykiem, ale później przynajmniej nie będzie miała wyrzutów sumienia, że nie zrobiła nic, by się zmienić.
Spojrzała na zegarek. Minęło piętnaście minut. Lizzy mogła już wrócić i denerwować się, że Leah nie ma w pokoju wspólnym. Zwlekła się więc z ławki i udała się do lochów.
CZYTASZ
ɪ 𝒃𝒍𝒂𝒄𝒌 𝒃𝒆𝒂𝒖𝒕𝒚 - 𝒕𝒐𝒎 𝒎𝒂𝒓𝒗𝒐𝒍𝒐 𝒓𝒊𝒅𝒅𝒍𝒆
Fanfiction' 𝘆𝗼𝘂 𝘀𝗮𝗶𝗱 𝗶𝗳 𝘆𝗼𝘂 𝗰𝗼𝘂𝗹𝗱 𝗵𝗮𝘃𝗲 𝘆𝗼𝘂𝗿 𝘄𝗮𝘆 𝘆𝗼𝘂 𝘄𝗼𝘂𝗹𝗱 𝗺𝗮𝗸𝗲 𝗮 𝗻𝗶𝗴𝗵𝘁𝘁𝗶𝗺𝗲 𝗮𝗹𝗹 𝘁𝗼𝗱𝗮𝘆 𝘀𝗼 𝗶𝘁 𝘄𝗼𝘂𝗹𝗱 𝘀𝘂𝗶𝘁 𝘁𝗵𝗲 𝗺𝗼𝗼𝗱 𝗼𝗳 𝘆𝗼𝘂𝗿 𝘀𝗼𝘂𝗹 '