chapter sixty five

2.5K 203 168
                                    

- A co ty tak właściwie zamierzasz robić po ukończeniu szkoły?


Tom spojrzał zdezorientowany na Leah.

- Ja?

- Przecież z tobą rozmawiam - przewróciła oczami.

Zamknął książkę i zaczął myśleć nad odpowiedzią.

- To naprawdę irytujące. Cały czas czytasz. Założę się, że co najmniej pięć... no, może cztery godziny w ciągu doby spędzasz na czytaniu. To dużo. Na pewno czytałbyś jeszcze więcej, tylko musisz mieć czas na naukę i sen. No i na mnie - zaczęła mówić, kiedy wciąż jej nie odpowiadał.

- Salazarze, wystarczy, że nie udzielam ci odpowiedzi przez sekundę, a doczepiasz się do jakichś idiotycznych i mało istotnych rzeczy.

- Po pierwsze - wcale nie, a po drugie - to istotne rzeczy, a do tego...

- Za dużo mówisz - przerwał jej.

- Wcale nie - odpowiedziała odruchowo.

- Za dużo mówisz - powtórzył.

- Nieprawda.

- Prawda.

- Prawda, oboje wiemy, że prawda - westchnęła i spojrzała w bok. - Nieważne. Mógłbyś odpowiedzieć mi na pytanie?

Westchnął i wywrócił oczami.

- Nie wiem - odparł.

- Nie wiesz, czy mógłbyś odpowiedzieć na moje pytanie, czy...

- Nie wiem, co będę robił po ukończeniu szkoły - przerwał jej z frustracją.

- Aha - skwitowała. - A czy...

- Na miłość Boską, jesteś okropna - zmrużył oczy - Czasem mam wrażenie, że chodzę z pięciolatką. Zachowujesz się jak dzieciak.

Chciała powiedzieć, że wcześniej słyszała to już miliard razy, ale kontynuował.

- Cały czas zadajesz jakieś nieistotne pytania. Te młodsze dzieci w sierocińcu też tak robią. Cały czas słychać, jak zawracają głowę pani Cole. Proszę pani, a czemu tamto drzewo jest krzywe? Proszę pani, a czemu tamten motyl jest niebieski? Proszę pani, a z jakiego drewna jest ta szafa? - prychnął - Po tysiącu takich pytań szlag już człowieka trafia.

- Ja tylko chciałam wiedzieć, czy zadecydowałeś już o swojej przyszłości - powiedziała, starając się, by ton jej głosu był w miarę spokojny.

- To już się dowiedziałaś - rzucił, z powrotem otwierając książkę.

Leah musiała wziąć parę głębokich wdechów, żeby nie podnieść na niego głosu, bo naprawdę tego nie chciała.

Nie wiedziała też, czy zapytać go, co go ugryzło, czy też po prostu przeczekać jego zły nastrój. Pierwsza opcja wiązała się z ryzykiem, że znów nakrzyczy na nią bez powodu, a druga, że zarzuci jej kompletny brak zainteresowania.

- Coś ty, nie wysilaj się - żachnął się.

No tak, przecież miał stały dostęp do jej myśli, a ona nawet nie dbała o to, by jakoś je kamuflować.

Leah jednak tylko przewróciła oczami i powiedziała:

- W takim razie nakrzycz sobie na mnie, jeśli chcesz, ale powiedz mi, co ci się stało.

- Jeśli jeszcze nie zauważyłaś, jestem zirytowany - wycedził.

- Czym? - uniosła brwi.

- Nie czym, tylko kim - poprawił ją.

- Mną, dobrze, ale to już wiem - powiedziała ze znudzeniem. - Jest coś, co mogę zrobić, żeby poprawić ci nastrój? Tylko proszę, nie mów, żebym się zamknęła.

- Szkoda, bo to była jedyna opcja, a z miejsca ją wyeliminowałaś.

Leah jeszcze raz wzięła wdech.

- Będziemy się tak cały czas gryźć? - zapytała, marszcząc brwi.

- To nie ja zacząłem - odparł pobłażliwie.

- To nie ja zacząłem - przedrzeźniła go, nie wytrzymując - Ja ci tylko zadałam pytanie, ty nie byłeś na tyle łaskawy, by na nie odpowiedzieć i zamiast tego zacząłeś być dla mnie niemiły bez powodu.

- Czy ja kiedykolwiek byłem dla ciebie miły? - zamknął książkę - Naprawdę byłoby lepiej, gdybyś tyle nie mówiła.

Leah w tamtym momencie musiała bardzo się pilnować, żeby nie zarzucić mu, że zachowuje się bardzo egoistycznie.

Tom tylko spojrzał na nią wyzywająco, ale gdy odwróciła wzrok, by nie dać się sprowokować, otworzył książkę i jak gdyby nigdy nic zaczął czytać.

- Zresztą, od kiedy ty mi się niby sprzeciwiasz? - uniósł wzrok tylko na chwilę.

Leah naprawdę musiała się bardzo pilnować, żeby mu nie odpyskować, chociaż w sumie nie miała powodu - miał rację.

Gdyby tylko miała w sobie trochę więcej samowoli, powiedziałaby coś w stylu: "Wrócę tu za dwie godziny i do tego czasu twój nastrój ma się zmienić", ale musiała przyznać, że ta kwestia pasowała bardziej do niego.

Nie pozostawało jej nic innego, jak siedzenie naprzeciw niego z założonymi rękami i posyłanie mu spojrzeń mających na celu zmuszenie go do zwrócenia na nią uwagi.

- Nie patrz tak na mnie - przewrócił oczami - To już się robi nudne.

- Wcale, że nie - odparła odruchowo.

- Wcale, że tak - przedrzeźnił ją - Błagam cię, jesteś taką nudziarą, że dla ciebie odrabianie lekcji w bibliotece to prawie gra wstępna.

Pomieszczenie wypełnił dźwięczny śmiech Leah. Po chwili, pod wpływem jego powątpiewającego spojrzenia, spróbowała przestać się śmiać i powiedziała:

- To znaczy... - kąciki jej ust wciąż były uniesione - Och, jak mogłeś tak powiedzieć!

Chwilę później jednak znów się roześmiała. Wstała z sofy i usiadła mu na kolanach.

- Jesteś rozbrajający - powiedziała z uśmiechem ukazującym jej dołeczki, ujmując jego twarz w swoje dłonie.

- Nie wydaje mi się, chyba, że rzucam expelliarmus - stwierdził.

Uśmiechnęła się jeszcze szerzej.

- Właśnie o tym mówię.

- Możesz przestać? - spytał zirytowany.

- Przepraszam - odpowiedziała natychmiast, wciąż się szczerząc. - Po prostu...

- Ty naprawdę jesteś na coś chora - przerwał jej - Dwie minuty temu mi pyskowałaś, a teraz...

- Wiem, ale po prostu nie umiem być zła na ciebie, nawet jeśli zmieszałbyś mnie z błotem. To by nic nie dało, bo tylko przyznałabym ci rację - uśmiech nie znikał z jej twarzy.

- Naprawdę tak myślisz? - zmarszczył brwi.

- Przecież to oczywiste - uniosła oczy ku górze.

To było właśnie to, do czego zmierzał Tom Riddle.

ɪ 𝒃𝒍𝒂𝒄𝒌 𝒃𝒆𝒂𝒖𝒕𝒚 - 𝒕𝒐𝒎 𝒎𝒂𝒓𝒗𝒐𝒍𝒐 𝒓𝒊𝒅𝒅𝒍𝒆Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz