chapter fifty seven

2.8K 221 139
                                    

- Jaki ty jesteś okropny, jejku - Leah wywróciła oczami. - Jest dziewiąta rano, a ja nie wiem, czy wytrzymam do dziesiątej wieczorem.

- Daj spokój - żachnął się Tom, chociaż tamtego dnia faktycznie był nie do wytrzymania - Wcale nie jestem aż taki okropny, tylko po prostu muszę na ciebie zwracać uwagę dwadzieścia cztery godzinę na dobę, a jak na dwie sekundy spojrzę gdzieś indziej to już masz chorobę sierocą.

Leah ledwo powstrzymała się od powiedzenia: To nie ja tutaj jestem sierotą.

- Nie chodzi mi o to, że potrzebuję twojej uwagi, tylko o to, że jesteś dzisian wyjątkowo złośliwy - wyjaśniła pobłażliwie. - Jeśli w ogóle da się wyjść poza twoją normalną skalę.

- Wcale nie jestem złośliwy - powiedział dobitnie.

- Zdążyłam od ciebie usłyszeć już dwanaście razy, że jestem głupia.

- Liczysz?

- Tak, bo wyobraź sobie, że umiem - powiedziała ironicznie.

- Niemożliwe - odparował.

Prychnęła.

- Chciałabym, żebyś się kiedyś dowiedział, jak to jest, jak ktoś jest wobec ciebie cały czas pół żartem, pół serio złośliwy i od czasu do czasu daje ci się pocałować dla swoich własnych korzyści.

- Gdybyś była trochę bardziej niezależna mogłabyś tak zrobić - stwierdził lekceważąco. - Ale nie jesteś niezależna.

- Mogę być niezależna przez parę godzin - zmrużyła oczy - I zachowywać się tak jak ty.

- Nie wyjdzie ci to - powiedział pobłażliwie. - Nie masz psychiki.

- Do dziewiątej wieczorem będę Leah Riddle - Tom zrobił minę pod tytułem "Żartujesz sobie?". - Dobrze, Leah Wether brzmi lepiej. Leah i Riddle to krótkie słowa. Albo imię albo nazwisko zawsze musi być dłuższe. Ale dobra, nieważne. Zaczynam od teraz. Naprawdę będę dla ciebie niemiła.

- Próbować zawsze możesz - powiedział.

- Żeby tylko nie okazało się, że będę lepsza od ciebie.

- Tak się nie da.

- Wszystko się da.

‐ Nie, nie wszystko.

Zapadła chwila ciszy.

- Masz rację, nie wszystko się da - powiedziała. - Na przykład...

Uśmiechnęła się drwiąco.

- Może lepiej nie będę podawać przykładu.

Starała się zepchnąć swoje myśli w tył głowy, by nie mógł ich odczytać.

- Nie krępuj się, śmiało.

- Nie, już się rozmyśliłam - powiedziała, a uśmiech nie schodził jej z ust.

- Jesteś głupia - stwierdził.

- Odniosłam wrażenie, że za niedługo nie będzie się liczyć to, czy ktoś jest zdrowy na umyśle, tylko to, jaką kto ma krew.

Trafiła w czuły punkt.

- Uznam, że nie jesteś suką i wreszcie nauczyłaś się prawdziwych wartości.

Było to bardzo mocne określenie jak na lata czterdzieste dwudziestego wieku.

- Ty byś tak powiedział.

- Powiedziałbym tak.

Zapanowała chwila ciszy i w końcu powiedział:

- Byłoby świetnie, gdybyś odnosiła się tak do innych, a mnie po prostu słuchała.

ɪ 𝒃𝒍𝒂𝒄𝒌 𝒃𝒆𝒂𝒖𝒕𝒚 - 𝒕𝒐𝒎 𝒎𝒂𝒓𝒗𝒐𝒍𝒐 𝒓𝒊𝒅𝒅𝒍𝒆Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz