chapter seventy six

1.4K 121 33
                                    

W rozpoczęcie roku Tom i Leah oczywiście prawie spóźniliby się na pociąg. Leah niestety zapomniała się spakować i przypomniało jej się o tym godzinę przez czasem, kiedy mieli być na peronie.

- Zawsze to samo - powiedział Tom z dezaprobatą.

- Jakie to samo, pierwszy raz jedziesz ze mną na peron - syknęła, w złości upychając ubrania w kufrze.

- Ale zawsze przez ciebie coś musi się dziać - wywrócił oczami - I nigdy nie jest to nic dobrego.

Leah zignorowała jego uwagę i kontynuowała pakowanie się.

W końcu udało im się aportować na peron. Leah oczywiście była w niezbyt dobrym humorze z powodu spięcia na początku dnia, a także z powodu, że całą podróż miała spędzić sama, bo przecież Tom został Prefektem Naczelnym. Jak wiadomo, to wiązało się z wieloma obowiązkami, których ona nie miała i przez to też miała spędzać z nim mniej czasu. Był to dla niej fakt niezwykle irytujący.

Dla Toma natomiast oznaczał odrobinę wolności, chociaż w sumie na jej brak nie narzekał. Jej towarzystwo nie przeszkadzało mu jakoś bardzo - włóczyła się za nim wszędzie, ale wystarczyło jedno słowo by zostawiła go w spokoju i robił wszystko, by ten autorytet utrzymać.

- Obiecaj mi tylko, że tego stanowiska będziesz jak najwięcej nadużywał - powiedziała do niego, kiedy już odwrócił się, by pójść do przedziału prefektów.

Nie odpowiedział jej, ale uniósł kąciki ust i skinął głową.

Leah nie pozostało nic innego, niż znaleźć jakiś wolny przedział i spędzić w nim resztę podróży. Wywracała oczami na sam fakt, że musi ją spędzić samotnie. Zawsze mogłaby znaleźć Oriona Blacka, ale pomyślała sobie, że może nie jest to najlepszy pomysł.

Nie dość, że była okropnie zirytowana faktem, że nie została Prefektem Naczelnym, to dodatkowo zdenerwował ją Slughorn, który znalazł ją w pociągu i zaprosił ją na pogawędkę tego idiotycznego Klubu Ślimaka. Ona oczywiście musiała z uśmiechem się zgodzić, ale w myślach wymiotowała na samą nazwę Klub Ślimaka.

Czas w przedziale Slughorna dłużył jej się niemiłosiernie, tym bardziej, że nawet nie miała z kim porozmawiać. Zamieniła parę słów z Averym i Lestrange'em, ale oprócz tego bardzo jej się nudziło.

Krótko mówiąc - tak długiej i nudnej jazdy do Hogwartu jeszcze nie przeżyła. A wiedziała, że reszta dnia wcale nie będzie lepsza, bo Tom przecież musiał pozałatwiać sprawy z prefektami, którzy w jakiś sposób mu podlegali, a także zapewne będzie musiał zrobić coś z pierwszakami, którzy przecież sami by sobie nie poradzili.

W końcu jednak jakoś udało jej się przeżyć całą podróż. Była w bardzo złym nastroju, bo nawet kiedy wychodziła z pociągu nie udało jej się zobaczyć Toma. Wywróciła tylko oczami i udała się za tłumem do zamku.

Kiedy już każdy szczęśliwie zajął swoje miejsce w Wielkiej Sali, dyrektor Dippet zaczął wygłaszać mowę powitalną. Gdyby jeszcze ktoś cię słuchał, pomyślała ze złością Leah. Miała taki humor, że każdy wydawał jej się nieziemskim idiotą, w tym na przykład Dippet, pod nosem którego działy się bardzo niebezpieczne rzeczy, w tym zabójstwa, a on nie mógł sobie z nimi poradzić. A, zgodnie z ironią losu, za wszystkie złe rzeczy był odpowiedzialny chłopak, którego prawie każdy nazywał aniołem.

Gdzieś z tyłu głowy pomyślała sobie, że to może właśnie ona jest największą idiotką z wszystkich zebranych, ale była w buntowniczym nastroju i wolała sobie wmawiać, że jest wręcz przeciwnie.

Po przemowie i uczcie, na której swoją drogą Leah nie tknęła nic oprócz kakao, udała się do swojego dormitorium, tak jak to zrobili wszyscy. Zaczęła monotonnie rozpakowywać swoje rzeczy, słuchając głupot, które mówiły jej współlokatorki. Musiała naprawdę mocno gryźć się w język, żeby nie powiedzieć im czegoś niemiłego, bo rozmawiały o bardzo absurdalnych rzeczach. Nie przerwała im głównie dlatego, że swoim idiotyzmem poprawiły jej odrobinę nastrój.

Kiedy już w końcu się rozpakowała, z niechęcią zauważyła, że nie ma co robić. Próbowała nawet włączyć się do rozmowy swoich koleżanek, ale niezbyt jej to wyszło. Postanowiła więc wyjść ze swojego dormitorium, byle nie przebywać z nimi.

Nie musiała chodzić nigdzie daleko, bo każdy był czymś zajęty. Skończyło się tak, że usiadła na schodach w ciemnym zaułku korytarza. Bezczynnie siedząc, uświadomiła sobie, że oprócz Toma nie ma tak naprawdę nikogo. Najpierw straciła na jego rzecz przyjaciół, a później rodzinę. Rodziny może tak permanentnie nie straciła, bo może nawet przyjęliby ją z powrotem do domu, gdyby tylko tego chciała. Liczył się fakt, że była gotowa odwrócić się od wszystkich, byle być z nim.

Zaczęła zastanawiać się, ile jeszcze będzie musiała dla niego poświęcić. Dotychczas poświęcanie się dla niego nie sprawiało jej większej trudności, ale obawiała się, że kiedyś sprawi jej trudność, a może nawet niewyobrażalny ból. Pomyślała sobie, że przecież nie zawsze nie może być tak kolorowo.

A oni mieli, czysto teoretycznie, spędzić ze sobą całą wieczność.

Oczywiście nie działo się między nimi nic, co miałoby wskazywać na potencjalny kryzys, ale po prostu związek z Tomem Riddlem był bardzo nieprzewidywalny. Leah bardzo bała się, że kiedyś może wydarzyć się coś, co oddali ich od siebie, a oni nie będą potrafili już tego naprawić.

Chwilę później zrobiło jej się weselej, bo zaśmiała się sama z siebie. Nie wiedziała, czemu zaczęła myśleć o takich smutnych rzeczach, skoro nigdy w życiu nie czuła się bardziej szczęśliwa. Przy boku człowieka zrodzonego, by przynosić śmierć czuła się bardziej żywa, niż wtedy gdy miała przyjaciół i rodzinę.

Życie było po prostu krainą bogów i potworów. Były dwie opcje: Tom Riddle był bogiem albo był potworem i dobrze się ukrywał. Leah widziała tylko pierwszą opcję. Leah chciała widzieć tylko pierwszą opcję.

Spojrzała na swój zegarek, by przestać myśleć o takich rzeczach. Było już późno i istniała możliwość, że Tom Riddle był już wolny.

Przypomniał jej się istotny fakt, dotyczący dormitoriów. Jeśli tylko się nie myliła, Prefekci Naczelni powinni mieć osobne dormitoria. Świetnie się składało.

Istniała też opcja, że mógł się nawet tam znajdować, więc poszła to sprawdzić. Utwierdziła sama siebie w przekonaniu, że ma rację, kiedy przez przypadek weszła do dormitorium niejakiej Emily Daves.

- Och, przepraszam - powiedziała, bo nie wiedziała, co innego ma powiedzieć.

- Tom ma dormitorium naprzeciw - oznajmiła jej Daves, uśmiechając się.

- Dzięki - Leah też spróbowała się do niej uśmiechnąć.

Oczywiście gdy tylko zatrzasnęła za sobą drzwi, prawie splunęła, zaciskając mocno pięści.

- Udław się - mruknęła do siebie, bo było ją stać tylko na tyle.

Chwilę później weszła do domitorium naprzeciwko i twarz automatycznie jej się rozjaśniła.

- W końcu mój mężczyzna - wyszczerzyła się.

Cóż. Byli i tacy.

ɪ 𝒃𝒍𝒂𝒄𝒌 𝒃𝒆𝒂𝒖𝒕𝒚 - 𝒕𝒐𝒎 𝒎𝒂𝒓𝒗𝒐𝒍𝒐 𝒓𝒊𝒅𝒅𝒍𝒆Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz