Przez kolejny tydzień Leah próbowała poukładać w głowie rzeczy, które zrobiła w sylwestra i wciąż nie mogła uwierzyć, jak bardzo wtedy nie myślała.
Mój Boże, i jeszcze ten Orion, kręciła głową za każdym razem, kiedy przypominał się jej ten dzień. Pewnego dnia, kiedy uświadamiała zarówno Toma, jak i siebie, co wtedy robiła, nawet zaszkliły jej się oczy, bo po prostu nie mogła uwierzyć do jakiego stanu się doprowadziła.
- Merlinie, musisz być twarda - wywrócił oczami Tom, kiedy zaczęła się nad sobą użalać. - Od dzisiaj, za każdym razem, jak coś będzie nie tak lub coś ci się nie uda, masz nie płakać jak mały dzieciak, tylko zachować spokój i przezwyciężyć ból.
Pokiwała głową w zamyśleniu.
Okazja do zastosowania się do jego polecenia natrafiła się już następnego dnia, kiedy Leah wreszcie namówiła go na wyjście do Hogsmeade. Leah znalazła jakiś sklep z ubraniami, w którym spędzili całe popołudnie. Skończyło się to tym, że zarówno on, jak i ona, wracając, trzymali po dwie torby z zakupami.
Różnica między nimi była taka, że Leah wieczorem miała osłabioną koordynację ruchową i kiedy schodziła schodami do lochów, potknęła się o coś i zakołysała tak, że przewróciłasię i uderzyła głową w żebro kaloryfera.
Oboje wydawali się tak samo zdziwieni, ale żadne z nich nic nie powiedziało. Oczy Leah zaszkliły się, ale ona podniosła się, wzięła kilka głębokich wdechów i, dość spokojnym tonem, powiedziała:
- Ale grzeją.
Tom spojrzał na nią z politowaniem i zaśmiał się krótko.
- Musiałaś się mocno powstrzymywać, żeby nie płakać? - zapytał, siedząc w fotelu, kiedy byli już w dormitorium.
- W sumie, to mnie aż tak bardzo nie bolało, tylko przynosi mi to ulgę, jak rozładuję emocje - wzruszyła ramionami, siadając po turecku na łóżku. - A byłam bardzo zła, bo Daves zgłasza się na starożytnych runach jak głupia, a nic nie umie. Ja najpierw mniej więcej tłumaczę tekst, tak, żeby było wiadomo, o co chodzi, ona to zapamiętuje, później powtarza i myśli, że jest wielką poliglotką. Co za bezsens!
- Ale śmiesznie się denerwujesz - uśmiechnął się złośliwie, otwierając jakąś książkę.
- Ja się śmiesznie denerwuję? Chyba mnie nie widziałeś, jak się denerwuję - prychnęła.
- Ale za to ty widziałaś, jak ja się denerwuję - powiedział, a ona już nic nie dodała i z frustracją rzuciła w niego poduszką. - Zachowujesz się jak dzieciak.
- Ja? Jak dzieciak? - uniosła brwi, kładąc sobie rękę na wgłębieniu między obojczykami.
- Tak - zatrzasnął książkę i wstał, podchodząc do niej. - W ogóle strasznie jesteś jak dzieciak.
- Przepraszam?! - zapytała, marszcząc brwi - Chcesz mi powiedzieć, że sześciolatki robią ci striptiz w bieliźnie?
- Nie - odparł, ale mimowolnie zachichotał, kładąc ręce na łóżku po jej bokach - Chcę powiedzieć... Po prostu spójrz na siebie.
Zamarła i wzięła krótki wdech.
- Chcesz mi eufemistycznie powiedzieć, że jestem...
- O Salazarze, Leah - przewrócił oczami - Nie, próbuję ci powiedzieć, że... Jesteś tak bardzo słodka i niewinna, że czasem aż szkoda mi cię psuć. Nie myślisz czasami, że mogłabyś mieć normalne życie beze mnie? Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że nigdy nie przeszła ci przez głowę taka myśl?
- Nie - odpowiedziała, wpatrując się w niego z otwartymi ustami. Po chwili zmarszczyła brwi i gwałtownie rozszerzyła oczy - Mój Boże, nie! Przecież to by było straszne! Chyba byś nie chciał, żeby tak było?
- Zaraz musisz wymyślać najczarniejsze scenariusze - ponownie wywrócił oczami - Chodzi mi o to, że... Jestem jaki jestem. Jestem najgorszą osobą na świecie. To znaczy, nie, żeby było mi z tym źle, ale tak tylko mówię. Bez sensu, że chcesz ze mną być.
- Nie mów tak - powiedziała cicho. - Powiedz mi tylko, że nie chcesz mnie znowu zostawić - utkwiła w nim wzrok.
Zmarszczył brwi.
- Co?
Dopiero po chwili zrozumiał, o co jej chodziło.
Zaśmiał się i uniósł oczy ku górze.
- Boże, miałbym takie wyrzuty sumienia. Ja. Miałbym wyrzuty sumienia. Mógłbym zostawić każdego, ale gdybym zostawił ciebie...
- Wiesz, że brzmisz jak nie ty, więc, czy możesz teraz nazwać mnie suką, proszę? - zatrzepotała rzęsami.
- Mówię na poważnie, zabiłbym dla ciebie.
- A umarłbyś dla mnie?
Spojrzał jej przepraszająco w oczy.
- Brak odpowiedzi jest odpowiedzią - powiedziała, uśmiechając się - Ale to nic.
- Mogę dla ciebie zrobić wszystko. Oprócz tej jednej rzeczy.
- I bardzo dobrze - uśmiechnęła się szerzej - Byłoby przecież źle, gdybyś umarł, a ja została sama, prawda?
- Niewątpliwie - kiwnął głową, a po paru sekundach dodał - Masz tok rozumowania jak dzieciak.
- Przestań z tym dzieciakiem, co? - zdenerwowała się - Jestem od ciebie starsza. W ogóle mogłabym być twoją matką. Bez dyskusji, siadaj i odrabiaj lekcje.
- Nie, nie mogłabyś być moją matką - stwierdził z przekonaniem.
- Bo co mi zrobisz? - zapytała, zwężając oczy.
- Bo wtedy nie mógłbym być twoim tatusiem.
- Och, tak, masz rację - z westchnieniem położyła rękę na swój mostek - Wygrałeś.
Pocałowała go. Od razu wplótł ręce w jej włosy, a ona zarzuciła mu ręce na szyję. Jego jedna ręka wędrowała od łopatek, aż po jej uda, a druga zaczęła gładzić jej policzek. Bardzo szybko zamienili się miejscami, bo teraz siedziała mu na kolanach, a właściwie siedziała na nim okrakiem. Przejechała koniuszkiem języka po jego dolnej wardze i wczepiła palce w jego włosy. Wciąż siedziała na nim okrakiem, ale on już leżał. Zaczął rozpinać jej sukienkę, ale nie skończył.
- O Mój Boże, do cholery jasnej, kto?! - zawołała z pretensją i wściekłością w głosie, kiedy ktoś wszedł do dormitorium.
Niestety, nie dowiedziała się, kto, bo ten ktoś zaraz zatrzasnął drzwi.
- Poczekaj, muszę odczekać chwilę, bo nie mogę mówić ze złości - powiedziała, biorąc głęboki wdech. Po jakiejś minucie powiedziała: - Dobrze, już mogę. No więc... Śpię dzisiaj z tobą - oznajmiła, trzymając ręce na jego torsie.
- Bo? - uniósł brew.
- Bo jak już mam być dzieciakiem, to przynajmniej chcę spać z tatusiem, co nie? - uniosła brwi i zaraz szybko je opuściła. Rozbawiła go jej technika myślenia. - Idę do łazienki.
CZYTASZ
ɪ 𝒃𝒍𝒂𝒄𝒌 𝒃𝒆𝒂𝒖𝒕𝒚 - 𝒕𝒐𝒎 𝒎𝒂𝒓𝒗𝒐𝒍𝒐 𝒓𝒊𝒅𝒅𝒍𝒆
Fanfiction' 𝘆𝗼𝘂 𝘀𝗮𝗶𝗱 𝗶𝗳 𝘆𝗼𝘂 𝗰𝗼𝘂𝗹𝗱 𝗵𝗮𝘃𝗲 𝘆𝗼𝘂𝗿 𝘄𝗮𝘆 𝘆𝗼𝘂 𝘄𝗼𝘂𝗹𝗱 𝗺𝗮𝗸𝗲 𝗮 𝗻𝗶𝗴𝗵𝘁𝘁𝗶𝗺𝗲 𝗮𝗹𝗹 𝘁𝗼𝗱𝗮𝘆 𝘀𝗼 𝗶𝘁 𝘄𝗼𝘂𝗹𝗱 𝘀𝘂𝗶𝘁 𝘁𝗵𝗲 𝗺𝗼𝗼𝗱 𝗼𝗳 𝘆𝗼𝘂𝗿 𝘀𝗼𝘂𝗹 '