Tamte wakacje były dla Leah nieporównywalnie lepsze od poprzednich, ale wciąż nie takie, jakie sobie wyobrażała. Zaczął się lipiec, a ona widziała się z Tomem tylko raz. To było dla niej zdecydowanie za mało.
Należy jeszcze dodać, że, nie wiedzieć czemu, nie chciała proponować mu spotkania. Nie dlatego, że nie chciała, bo przecież było wręcz przeciwnie. Nie chciała proponować mu spotkania, bo musiałoby być to coś bardzo oficjalnego. Nie mogli się spotkać u noej w domu tak jak poprzednim razem, bo Leah nie wyobrażała sobie, po prostu sobie nie wyobrażała takiego zestawu jak ona sama, Tom, Carmen i jej rodzice. Definitywnie nie.
Nie było też opcji, że mieliby się spotkać w sierocińcu, bo to byłaby bardzo idiotyczna opcja.
A już najgorszą opcją było spotkanie się w jakimś publicznym miejscu. Nie wyobrażała sobie jej i Toma przychodzących na określoną godzinę do jakiejś restauracji, kawiarni, czegokolwiek, bo brzmiało to jak randka, a Tom i randka nie było dobrym zestawieniem.
Oczywiście Leah przychodziły do głowy też te bardziej romantyczne pomysły jak wspólne oglądanie gwiazd, ale gdzie niby mieliby to robić? Nie przychodziło jej do głowy żadne miejsce. Jedynym miejscem był ich... Dom, który wciąż wydawał się jej miejscem dość fikcyjnym, bo jakoś nie chciało jej się wierzyć, że może dostąpić zaszczytu mieszkania z Tomem Riddlem.
Wracając do domu, to miejsce też odpadało, bo Tom wymyślił sobie, że zamieszkają w nim dopiero po skończeniu Hogwartu. Istniał tylko jeden procent szans, że mógłby zmienić zdanie, ale Leah pomyślała sobie, że na pewno by go nie zmienił, jeśli ona by go poprosiła. Oczywiście wszystko zależało od całokształtu sytuacji, bo czasem żądał jej uwagi, a czasem miał na nią uczulenie, ale i tak wątpiła w przekonanie go.
Krótko podsumowując - miała duży problem.
Toteż należy wyobrazić sobie jej zdziwienie, kiedy go spotkała, a spotkanie wcale nie planowała.
Całe to wydarzenie miało miejsce z tego powodu, że Leah już prawie wariowała w swoim domu, bo w wakacje oglądała twarze tylko swoich rodziców i swojej siostry. Kiedyś jeszcze potrafiła to znosić, ale po pewnym czasie jedyną akceptowalną twarzą stała się twarz Toma Riddle'a.
Musiała więc 'uwolnić się' na chwilę i teleportowała się (w końcu w szóstej klasie zdała egzamin, ledwo, ale zdała) na Pokątną. Weszła do jakiejś księgarni i w paru chwilach zrobiło jej się bardzo źle.
Na początku tylko weszła do księgarni i zaczęła przeglądać książki, nawet nie orientując się, że ktoś obok niej stoi. Oczywiście, zanim skapnęła się, że ma do czynienia z Tomem, prawie zdążyła upuścić na niego książkę. Wyglądało to mniej więcej tak, że chciała ściągnąć książkę z najwyższej półki, książka spadła i prawie uderzyłaby go, gdyby Leah nie zdążyła jej złapać.
- Tom - powiedziała, patrząc na niego jakby zmęczonym wzrokiem - Dlaczego mi nie powiedziałeś, że tutaj będziesz?
- A tobie co znowu? - zignorował jej pytanie - Chora jesteś czy jak?
- Nie jestem chora - spojrzała w bok - Tylko po prostu...
- Dobra, chodź stąd - przerwał jej, wychodząc na zewnątrz.
Westchnęła, podążając za nim.
W końcu stanął przed budynkiem, wkładając ręce do kieszeni i spoglądając na nią z uniesioną brwią.
- No to co teraz? - zapytał.
- A co ma być? - odparła, marszcząc brwi. Po chwili się poddała i powiedziała - Dlaczego mi nie powiedziałeś, że tu będziesz? Mogliśmy się spotkać.
- Po pierwsze, nie muszę ci mówić, gdzie będę. Po drugie, wcale nie planowałem tu być, a po trzecie, koniecznie musisz wszystko zaplanować? Nie możemy tak po prostu przypadkiem na siebie wpaść?
Wykrzywił usta i powiedział:
- To brzmi tak okropnie idiotycznie i absurdalnie, że...
- Czemu?
- Bo wychodzi, jakbym o to dbał, a nie dbam.
- To jak według ciebie mieliśmy się spotkać? Gdybym tu dzisiaj nie przyszła to nie widzielibyśmy się do końca miesiąca. A może nawet i wakacji. Bo ja nie chciałabym ci się narzucać, a ty byś nie dbał - trzy ostatnie słowa mocno zaakcentowała.
- Aha, czyli teraz masz do mnie pretensje? O coś, na co nawet nie mam wpływu? - zaczął, zakładając ręce na klatkę piersiową. - Myślałem, że...
- Na pewne rzeczy masz wpływ i nie wypieraj się, że nie masz - wycelowała palec w jego klatkę piersiową - Rozumiem, że nie możesz kochać, ale... Chociaż, kto wie, może to też zmyśliłeś? Bo nie możesz pogodzić się z tym, że...
- Teraz to już szukasz niemożliwego wytłumaczenia, żeby poczuć się lepiej - pokręcił głową i prychnął z pogardą.
- Nieprawda - zaprzeczyła - Chyba wiem, co mówię. Może naprawdę mnie okłamujesz? Nawet nie wiem już, czy mogę ci wierzyć, bo...
- Jesteś żałosna - wysunął szczękę niezauważalnie do przodu, a na jego ustach widać było pogardę - Najpierw składasz miliardy przysiąg wieczystych...
- Złożyłam tylko jedną - wtrąciła.
Nawet nie wiedziała, czemu się z nim kłóciła!
- A później mówisz - kontynuował, niezbity z tropu - Że nawet nie wiesz, czy możesz mi ufać? Może łaskawie byś się zdecydowała? Czy jednak jesteś w stanie oddać za mnie życie czy mi nie ufasz?
Otworzyła usta, żeby coś powiedzieć, ale ją uprzedził.
- Tak, to jest ten piękny moment, kiedy kończą ci się argumenty - cały czas mówił okropnie jadowitym tonem - Które od samego początku były bardzo marne.
- Mógłbyś łaskawie przestać? Cały czas myślisz tylko...
Zazgrzytał szczęką tak, że istniała możliwość, że słychać było go na drugiej ulicy.
Leah wtedy wiedziała, że było już za późno, żeby przestać.
- Może to ty mogłabyś przestać? Nie jestem w stanie wyrazić, jak bardzo żałosne zachowanie w tej chwili sobą reprezentujesz. A na dodatek dobrze o tym wiesz.
- Przestań, przestań tak mówić, bo dobrze wiesz, że...
Chwilę później chwycił ją za szyję, a właściwie to zrobił to bardzo delikatnie, bo chciał tylko aportować się parę metrów dalej, za budynek, gdzie nikt by ich nie widział. I dopiero tam chwycił ją mocniej.
- Zamknij się, do cholery jasnej - wysyczał, przyszpilając ją do ściany - Po prostu się zamknij.
I się aportował. Leah automatycznie złapała się za szyję. W sumie to trochę ją bolało.
Ale nie obchodziło ją to, że bolała ją szyja, obchodził ją fakt, że pokłóciła się z jedyną miłością jej życia i to wcale nie była jakaś błaha kłótnia, to było najokropniejsze, co przeżyła w swoim życiu.
Powoli zaczęła dostawać ataku paniki, kiedy zorientowała się, że przecież on już nigdy może jej nie wybaczyć. Zaczęła oddychać szybko i miała tylko przebłysk, żeby zacząć błagać go o wybaczenie, ale zorientowała się, że go tu nie ma. A nawet, gdyby był, to nie chciałby jej słuchać.
W ciszy przerywanej tylko przez jej urywany oddech osunęła się po ścianie, wciąż trzymając się za szyję i zastanawiając się, co do cholery jest z nią nie tak i dlaczego w ogóle jeszcze miała prawo żyć z nim na jednej planecie, skoro w ogóle na to nie zasługiwała.
CZYTASZ
ɪ 𝒃𝒍𝒂𝒄𝒌 𝒃𝒆𝒂𝒖𝒕𝒚 - 𝒕𝒐𝒎 𝒎𝒂𝒓𝒗𝒐𝒍𝒐 𝒓𝒊𝒅𝒅𝒍𝒆
Fanfiction' 𝘆𝗼𝘂 𝘀𝗮𝗶𝗱 𝗶𝗳 𝘆𝗼𝘂 𝗰𝗼𝘂𝗹𝗱 𝗵𝗮𝘃𝗲 𝘆𝗼𝘂𝗿 𝘄𝗮𝘆 𝘆𝗼𝘂 𝘄𝗼𝘂𝗹𝗱 𝗺𝗮𝗸𝗲 𝗮 𝗻𝗶𝗴𝗵𝘁𝘁𝗶𝗺𝗲 𝗮𝗹𝗹 𝘁𝗼𝗱𝗮𝘆 𝘀𝗼 𝗶𝘁 𝘄𝗼𝘂𝗹𝗱 𝘀𝘂𝗶𝘁 𝘁𝗵𝗲 𝗺𝗼𝗼𝗱 𝗼𝗳 𝘆𝗼𝘂𝗿 𝘀𝗼𝘂𝗹 '