Grudzień tamtego roku przyszedł bardzo szybko, a wraz z nim mecz Slytherinu i pierwszy śnieg. Płatki były okropnie duże, łączyły się ze sobą, a oglądając je, można było mieć wrażenie, że śnieg to tak naprawdę rój pszczół.
Leah zbyt bardzo wczuła się w to wyobrażenie i wzdrygnęła się, gdy jeden wyjątkowo duży płatek uderzył w okno biblioteki.
- Znalazłaś już? - zapytała Leah Lizzy, otrząsając się z zamyślenia. - Za dziesięć minut się zaczyna.
- Jeszcze ni... O, znalazłam - odparła Lizzy, wyciągając odpowiednią książkę z półki. - Chodźmy. Jeśli chcesz, możesz już iść, jeżeli tylko weźmiesz mi płaszcz z dormitorium.
- To idę - powiedziała Leah - Czekaj przy wejściu!
Pobiegła czym prędzej do dormitorium, zabierając płaszcz swój i Lizzy. Narzuciła go tylko na siebie, nie zapięła do końca, bo według niej samej tak lepiej wyglądała. Postanowiła pominąć to, że będzie jej zimno - dla niej wygląd zawsze liczył się bardziej.
Lizzy zgodnie z obietnicą czekała na nią tuż przy wyjściu.
- Wolniej się nie dało? - spytała, przewracając oczami.
- Nie - uśmiechnęła się Leah.
Lizzy tylko pokręciła głową i wyszła z zamku, a Leah za nią.
Po dotarciu na miejsce Leah zadbała o to, by Slytherin miał głośny doping. Wiedziała, że większość Gryfonów, która ją irytowała (przypuszczała, że to zasługa Riddle'a), była za Hufflepuffem, ale co z tego, jeżeli zostali przekrzyczeni?
Śledziła z zainteresowaniem grę, kątem oka rejestrując, że Lizzy nie kontaktuje, bo czyta książkę.
- O, patrz, Daves - powiedziała, szturchając przyjaciółkę w ramię.
- Co? -zdezorientowana Lizzy zmarszczyła brwi.
- Zainteresowałabyś się - rzuciła Leah.
Lizzy odmruknęła coś niezrozumiałego i wróciła do czytania książki.
Gra zakończyła się tak, jak Leah przewidywała - Slytherin wygrał, ale miał tylko jeden gol przewagi. Ale cóż, liczył się wynik końcowy.
Wszyscy Ślizgoni wracający z meczu byli w wybitnie dobrym nastroju, bo ta wygrana była jednym z decydujących czynników o tym, czy mają możliwość zdobyć Puchar Quidditcha.
Kiedy wszyscy zaczęli wchodzić do pokoju wspólnego, zrobiło się tam tłoczno jak nigdy. Nie było miejsca, w którym ktoś by nie siedział. Wzrokiem wyhaczyła jednak Riddle'a. Siedział sam. Kąciki jej ust mimowolnie się uniosły.
Obejrzała się do tyłu - Lizzy zdążyła już gdzieś zniknąć. Miała wolną drogę.
Ruszyła pewnie w jego kierunku, w duchu śmiejąc się ze swojej bezmyślności. A później wskoczyła mu na kolana, jakby było to od początku należne jej miejsce.
- Cześć - powiedziała, zarzucając mu ręce na szyję i obserwując, jak krztusi się alkoholem. - Ty i Ognista Whisky?
- Ja i ty na moich kolanach w pokoju pełnym ludzi?! - syknął - Co ci znowu padło na mózg?!
- Chodzi o to, że udawaliśmy przed Abraxasem i Carmen, że jesteśmy parą. Tak to wyglądało. Nie możemy więc siedzieć obok siebie jak gdyby nigdy nic, bo byłoby to niewiarygodne. A teraz powinieneś zacząć bawić się moimi włosami.
Riddle tylko zaśmiał się chłodno.
- Proszę cię, Wether. Myślisz, że jestem na każdą twoją zachciankę? - spytał kpiąco.
CZYTASZ
ɪ 𝒃𝒍𝒂𝒄𝒌 𝒃𝒆𝒂𝒖𝒕𝒚 - 𝒕𝒐𝒎 𝒎𝒂𝒓𝒗𝒐𝒍𝒐 𝒓𝒊𝒅𝒅𝒍𝒆
Fanfiction' 𝘆𝗼𝘂 𝘀𝗮𝗶𝗱 𝗶𝗳 𝘆𝗼𝘂 𝗰𝗼𝘂𝗹𝗱 𝗵𝗮𝘃𝗲 𝘆𝗼𝘂𝗿 𝘄𝗮𝘆 𝘆𝗼𝘂 𝘄𝗼𝘂𝗹𝗱 𝗺𝗮𝗸𝗲 𝗮 𝗻𝗶𝗴𝗵𝘁𝘁𝗶𝗺𝗲 𝗮𝗹𝗹 𝘁𝗼𝗱𝗮𝘆 𝘀𝗼 𝗶𝘁 𝘄𝗼𝘂𝗹𝗱 𝘀𝘂𝗶𝘁 𝘁𝗵𝗲 𝗺𝗼𝗼𝗱 𝗼𝗳 𝘆𝗼𝘂𝗿 𝘀𝗼𝘂𝗹 '