Rozdział nie wpływający na fabułę i kompletnie wycięty z kontekstu ale wiecie mam mood walentynkowy.
— don't leave me when I'm sad.
❤️💔❤️
— Skarbie... spójrz prawdzie w oczy. — po drugiej stronie słuchawki można było usłyszeć tylko głośny oddech, jakby czekający na rozwój akcji — ta nasza rozmowa telefoniczna już i tak jest dłuższa niż twoją poprzednia miłość.
— Nie masz racji
Od tego zachrypniętego głosu, aż włos się jezył na rękach. Pociągnął nosem. Płakał?
— W takim razie czy w ciągu tych kilku godzin, nie powiedziałeś mi więcej razy, że mnie kochasz, niż do Dallona przez całe te cholerne pół roku? — mocne pytanie, na które oczekiwałem równie mocnej odpowiedzi. Po jakiś dwóch minutach czekania w ciszy uznałem, że nie uzyskam odpowiedzi. — Właśnie dowiedziałem się o tobie więcej niż wiedzą wszystkie twoje byłe i Weekes razem wzięci. Cały czas poznawałem cię, a ty mnie nie powstrzymałeś. — głośno wciągnąłem powietrze. To i dla mnie było kurewsko trudne. Może i dobrze, że to tylko rozmowa przez komórkę. Dzięki tej starej Noki nie muszę mierzyć się z jego, najpewniej, zapłakanym wyrazem twarzy. — Chciałeś tego. — brzmialem poważnie, lecz gdybym teraz spojrzał na niego, na żywo, pewnie bym się rozkleił.
— Chciałem tego.
Zrobił coś czego się nie spodziewałem. Przyznał mi rację, co nie zdarzało się jeszcze nigdy.
— Przyjedź... — jego głos łamał się — to walentynki... Spędzamy je razem... Bądz przy mnie gdy jest źle...
Nie byłem w stanie słuchać tego wszystkiego. Teraz znajdowałem się parędziesiąt kilometrów od niego, ale to nie grało roli. Dalej, trzymając telefon przy uchu, zacząłem pospiesznie naciągać na siebie spodnie.
Nie długo wystarczyło bym znalazł się pod jego domem. Zdążyłem tylko w pośpiechu kupić jakieś kwiaty i czekoladki, wiedząc jak bardzo nawaliłem ostatnim razem. Musiałem odbudować jego zaufanie. Już nawet nie liczyłem, że te słodycze czy zielsko, które niedługo przekwitnie coś zdziałają, ale były ładnym dodatkiem.
Otworzyłem drzwi. Jak zawsze były otwarte, a ja wiedziałem, że jego rodziców nie ma w domu. Nigdy ich jeszcze nie zastałem, a odwiedzałem Ryana w różnych, nawet nocnych porach.
Ściągnąłem pospiesznie buty i z dłońmi zapełnionymi podarunkami wszedłem do salonu, gdzie ciemny pokój rozświetlał tylko parudziesięciu calowy telewizor z odpalonym jakimś filmem na Netflixie.
— Hej B...
Cichutki głosik odezwał się, a zaraz po tym dostrzegłem drobną istotkę skuloną pod kocem i okrytą po samą szyję. Nogi miał zaciągnięte pod samą brodę, a ta spoczywała właśnie na nich z ustami wymodelowanymi w podkówkę.
— Czekałem aż poprosisz mnie bym przyjechał. — uśmiechałem się, czekając na jakąś jego reakcję, lecz ten wciąż spoczywał w tej samej pozycji.
— Chodź tu koło mnie — spojrzał na mnie swoimi cudnymi oczkami, że nie mogłem mu odmówić. Wręcz odrzuciłem, wszystko co miałem, na stolik kawowy i spocząłem tuż obok niego lecz w bezpiecznej odległości, nie wiedząc na co ten miał mi pozwolić.
Ten mimo odległości dzielącej nas oparł się o mnie, lecz wciąż nie patrząc na mnie, a na ekran telewizora i jakiegoś durnego serialu o "nastoletniej miłości". Aż przykre było oglądanie tego, jak młode dziewczęta zmieniały się, byle by tylko zaimponować i skusić swoich kolegów, a chłopcy udawali twardych, kierując się starym przysłowiem, że "chłopaki nie płaczą". A przecież chłopaki też płaczą. Też powinni, gdyż każdy miewa gorsze dni i słabości. Najwyraźniej twórcy lekkich młodzieżówek na tej platformie nie rozumiała tego i wciąż wpajała stereotyp.
Nawet nie spostrzegłem się, że od jakiegoś czasu Ryan nie śledzi losów bohaterów na szklanym ekranie, lecz patrzy wprost na mnie i moją twarz, spowitą jedynie sztucznym blaskiem płynącym z telewizora. Otrząsnąłem się, zauważając go.
Chciałem już coś powiedzieć, lecz położył mi dłoń na policzku i pocałował. Po prostu przyłożył swoje wargi do moich i czekał, aż ją to odwzajemnie. Oczywiście nie musiał długo czekać, bo zrobiłem to wręcz ekspresowo, lecz na tyle delikatnie, by go nie spłoszyć. Bałem się go nawet dotknąć, więc niepewnie położyłem dłoń na jego talii, jakby czekając, by to Ross nadał tempa tej pieszczocie.
Wreszcie po kilkunastu chwilach namiętnego całowania i przytulania odważyłem się podwinąć jego t-shirt, gdzieś do połowy brzucha, ten jednak tylko zatrzymał moją dłoń mówiąc:
— Dziś się nie chce pieprzyć, weź mnie tylko przytul, bo ten stres mnie wystarczająco dobija co dnia...
Jego głos był cichy i mimo szumów, powodowanych przez telewizor, wszystko słyszałem doskonale. Przystałem na jego prośbę i objąłem silnym ramieniem, widząc jak ten wraca do zatopienia się w historii o nastolatkach, wplątanych w okrotną i bolesną miłość, podobną zresztą do tej naszej.
CZYTASZ
You belong to me | Ryden
FanfictionSezon 1 and 2 Gdzie Ryan ma 15 lat i jest szantażowany przez 17 letniego Brendona upokarzającym filmikiem.