°55°

610 69 23
                                    

Ryan, czując, że to ten moment, uchylił lekko powieki. Już miał zobaczyć znajome mu meble znajdujące się w pokoju, jednakże coś zaczęło boleśnie jakby uderzać w jego źrenice, przez co zmuszony był je zamknąć. Po paru chwilach ponowił próbę, lecz słońce padające z okna było zbyt rażące dla jego podrażnionych oczu.

- Wreszcie wstałeś. - Usłyszał znajomy głos i dźwięk uderzania stóp o podłogę. Chwilę później poczuł jak materac obok niego się ugina, co świadczyło o tym, że postać ta usiadła.

- Wody - powiedział jedynie Ryan, cały czas zaciskając mocno powieki. Jego gardło nigdy nie było tak suche, a dodatkowo strasznie drapało. Czuł, jakby nie pił nic od co najmniej tygodnia.

- Proszę. - Brendon już wcześniej naszykował wodę i tabletki na kaca, domyślając się w jakim stanie będzie Ryan po przebudzeniu. Ile to już razy doświadczył tego okropnego stanu, jakim był kac. Było to chyba najgorsze skurwysyństwo które wypełzło z puszki pandory. Nawet HIV wydawał się być przy tym niegroźnym problemem.

- Jak się czujesz? - W głosie szatyna było czuć troskę. Dokładnie wiedział jaki koszmar przeżywa teraz młodszy i jak okropnie się czuję.

- Źle - wyznał szczerze - czy to jest ten słynny kac? - Zaśmiał się rozpaczliwie, ponownie opadając bezsilnie na poduszkę.

- Tak. - Brendon również parsknął śmiechem. - Ale nie martw się, niedługo ci przejdzie - zapewnił, gładząc go po policzku. W sumie to trochę kłamał, bo ten stan na pewno utrzyma się jeszcze przez jakiś czas. - kluczem do sukcesu jest picie dużej ilości wody.

- Przepraszam, że zwymiotowałem na środku pokoju - westchnął Ryan. Czuł wstyd, przypominając sobie to wydarzenie. Chyba jeszcze nigdy nie był, aż tak zażenowany tym, co zrobił.

- Każdy kiedyś zrobił coś podobnego - pocieszył go starszy - raz zrzygałem się w aucie Jacka i od tamtego momentu mnie do niego nie wpuszcza. - Zaśmiał się, przypominając sobie tą sytuacje. Do dziś wspominał ją mimo wszystko całkiem dobrze.

- Ale wiesz.. myślę, że powinniśmy porozmawiać. - Ton jego głosu stał się poważny. - Co takiego stało się wczoraj, kiedy poszedłeś z Dallonem?

Gdy Ryan usłyszał to imię, poczuł dziwny ucisk w żołądku.Wszystkie wydarzenia z wczorajszego wieczoru powróciły jak bumerang. Jego zimne dłonie, suche usta i ten dziwny smak którego nie był w stanie do niczego porównać.

- Coś ci nagadał? - Kontynuował, widząc, że Ryan nie chce nic powiedzieć. - Proszę Ry powiedz mi. Przecież wiesz, że możesz mi ufać.

- Bo po prostu.. - Ryan nie widział jak ma to powiedzieć. Bał się, że Brendon źle zareaguje, gdy wyzna mu prawdę.

- Hej no... - Przysiadł się na przeciw niego, by móc patrzeć mu w oczy.

- Może po prostu zapomnijmy? - Ryan rzucił pomysł, ale i tak wiedział, że Brendon na to nie przystanie. Będzie chciał znać każdy najmniejszy szczegół i powód jego wczorajszego zachowania.

- No dalej - zachęcał go - będziemy mieli to z głowy. - Jego uśmiech jakby miał zapewniać, że to serio nic i nie ważne co byłoby powodem, ten nie będzie problemem.

Ryan nadal niezbyt przekonany zaczął uciekać wzrokiem po pokoju, byle by tylko nie patrzeć na szatyna.

- Bo.. - myśli kłębiły się w jego głowie, przez co kompletnie nie wiedział co miałby powiedzieć. - Dallon on.. ja naprawdę nie chciałem.. ale on.. on.. podszedł do mnie i.. - Wziął głęboki oddech, zamykając przy tym oczy - Pocałował mnie. - Słysząc, że Bren nic nie mówi, stwierdził, że ma kontynuować - Dotykał mnie, ale ja tego nie chciałem i starałem się jakoś wyrwać, ale był silniejszy...

Straszemu, słysząc to odjęło mowę. Nie mógł uwierzyć w to co słyszał. Dallon on.. nie mogł, może i od jakiegoś czasu zachowywał się dziwnie w obecności Ryana, ale nigdy nie spodziewałby się, że był on w stanie, zrobić coś takiego.

- Zabiję go - wycedził przez zaciśnięte zęby. To, że był zły to mało powiedziane, on był po prostu wściekły.

- Brendon nie rób nic głupiego. - Ryan złapał go za dłoń, gdy ten miałl zamiar wstawać. Zdawał sobie sprawę, że szatyn hiperbolizuje z planem zabicia kolegi, ale mimo to obawiał się, że między nimi dojdzie do jakiejś bójki, a nie był w stu procentach pewny, czy Brendon jest silniejszy od Dallona... zresztą był niższy. To, że miał mniejsze szanse na wygraną było oczywiste.

- Jak ten kutas w ogóle mógł pomyśleć o czymś takim, a co już zrobić?! - Wyrwał swoją dłoń z uścisku, zaczynając nerwowo chodzić po pokoju. Ryan zagryzł wargi, widząc, że nie ma nad starszym żadnej kontroli- Pożałuje za to wszystko. - Zaczął ubierać się w rzeczy, leżące na podłodze. Miał zamiar już teraz jechać do Dallona i z nim to wyjaśnić. Oczywiście nie pokojowo. To nie było w jego stylu.

- Brendon nie. - Ryan, widząc co ten ma zamiar zrobić stanął w drzwiach, tym samym chcąc je zablokować.

- Dlaczego ty w ogóle go bronisz?! - Szatyn nie rozumiał zachowania młodszego. - Chyba, że może ty też tego chciałeś. - Wlepił w niego gniewne spojrzeniem. Już w swojej głowie stworzył miliard scenariuszy, gdzie Ryan najzwyczajniej w świecie zdradza go i to z jego własnym przyjacielem.

- Co? Nie. Jak w ogóle możesz tak mówić? - Ryan nie dowierzał, że szatyn był w stanie pomyśleć o czymś takim. - To, co zrobił było okropne, ale to mimo wszystko to nadal twój przyjaciel.

- Przyjaciel by się tak nie zachował - prychnął Brendon.

- Wiem Bren. - Ryan położył mu dłoń na klatce piersiowej, która teraz chaotycznie unosiła się i opadała - Ale mimo wszystko uważam, że powinieneś z nim porozmawiać, a nie się bić. - Spojrzał mu w oczy, czekając, aż ten ulegnie i przyzna mu rację. Doskonale wiedział, że Brendon w głębi serca też tego nie chce. Nie był w cale tak agresywny na jakiego się kreował.

- Nie rozumiem dlaczego tak łatwo mu to wybaczyłeś. To podchodzi pod napaść na tle seksualnym - oznajmił zły, jednak mimo to powoli uspokajają się i zaczynając oddychać spokojniej.

- To nie tak, że mu wybaczyłem, ale byłbym w stanie w przyszłości.. Dallon był pijany, może nie rozumiał co takiego robi. - Mimo wszystko starał się jakoś usprawiedliwić jego zachowanie. Wierzył, że chłopak po prostu nie panował nad sobą i nie byłby w stanie zrobić czegoś takiego ponownie.

- Takiego czegoś nie można wybaczyć. A gdyby nie udało ci się uciec? Gdyby zrobił coś gorszego? Wtedy też mógłbyś mu wybaczyć? - Zapytał reterocznie. Zaraz po jego słowach zapadła chwila ciszy, iż do Ryana dotarło coś ważnego.

- Kto jak kto, ale myślę, że ty powienieś znać odpowiedź na to pytanie. - Brendon momentalnie zamilkł. Jego brwi już nie wyglądały wściekłe, a raczej smutno. On również zdał sobie sprawę z pewnej ważej rzeczy. - Po prostu z nim porozmawiaj - dodał Ryan, przenosząc dłonie na jego ramiona - i myślę, że lepiej nie teraz, bo obstawiam, że on czuje się teraz tak samo jak ja.

- No dobrze -odetchnął Brendon odpuszczając.

- Świetnie, a teraz chodźmy się położyć bo pęka mi już głowa - Ryan zdał się na lekki uśmiech, widząc, że udało mu się wpłynąć na starszego.

Meeeem nocyyy!!!
*a ta mała ikonka msg to mój fandom tøpa*

Meeeem nocyyy!!!*a ta mała ikonka msg to mój fandom tøpa*

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
You belong to me | RydenOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz