°2.5°

344 44 50
                                    

 I think, he is angel, which god pushed out from heaven, and now he is falling down

666

— Jesteś wcześniej — zauważył Ryan, wpuszczając starszego do mieszkania. Nie spodziewał się chłopaka już o tej godzinie, przez co nie przygotował się.

— Nie byłem pewny czy od razu trafie pod właściwy adres — wytłumaczył, rozglądając się po pomieszczeniu — Całkiem tu ładnie — oznajmił, mając na uwadze, że jego poprzedni dom wyglądał jak składzik w kościele. — ładne to — dotknął ściany pomalowanej na czerwony, krwisty odcień. Jak się okazało ta była bardziej chropowata i nieprzyjemna w dotyku niż się spodziewał, jednak nie wycofał się już z poprzednich zeznań.

— No całkiem okay — przyznał mlodszy, prowadząc go do swojego pokoju — nie wiem w co się ubrać — mruknął podchodząc do szafy i stając przed nią z zflusrowaną miną.

— I tak będzie dosyć ciemno, więc raczej nikt nie skupi na tym większej uwagi. — Dallon wzruszył ramionami, siadając na brzegu jednoosobowego łóżka. Przez moment przyłapał się na myśli jak by to było gdyby mógł w tym właśnie łóżku usnąć mając w objęciach Rossa.

— No nie wiem.. — Chłopiec nie wyglądał na przekonanego. — Która bluzka? — Pokazał mu dwie. Jedną niebieską, a drugą czarną

— Ta. — Wskazał na gładką, błękitną koszulkę. — Do twarzy ci w niebieskim. — wtrącił, cały czas obserwując jak ten zdejmuje swoją koszulkę. Nie mógł ukryć, że fakt tego, iż chłopiec przebierał się na jego oczach było czymś przyjemnym, jednak szkoda, że mimo wszystko robił to tyłem do niego.

— Możemy już iść? — zapytał, odwracając się na pięcie, po szybkiej zmianie odzieży.
Chwilę później oboje byli już w aucie starszego, zmierzając w kierunku imprezy.

Zapach alkoholu wymieszanego z potem i dymem papierosów przepełniał całe otoczenie, co już na starcie lekko odurzało nowo przybyłych gości. Wszędzie porozrzucane czerwone kubeczki, a niekiedy nawet można było natkąć się na skarpetkę czy buta. Dallon w tym wszystkim dostrzegł też jeden stanik zawieszony na jakieś lampie, o którą swoją drogą prawie zahaczył glową.

— Wow, ile tu ludzi. — Ryan, będąc wcześniej jedynie na imprezach organizowanych przez "biednych" licealistów, kompletnie nie spodziewał się, jak wygląda impreza z prawdziwego zdarzenia, taka jak na przykład tu.

— Raczej standard na studenckich imprezach. — Dallon widocznie nie był tym zbyt przejęty. Nie raz był już zapraszany na kampus do domów bractw na popijawy, tak więc i to nie zbyt go dziwiło.

— Tylko trzymaj się mnie, żeby się nie zgubić. — Starszy niespodziewanie splótł razem ich dłonie, zaczynając przepychać się w tłumie. 

I WCALE nie był to zaplanowany od dobrego tygodnia ruch, który miał zamiar wykonać na tej imprezie, której przebieg swoją drogą również planował już od dobrego miesiąca. I może nie był to zbyt czysty i uczciwy plan, ale ostatecznie kończył się szczęśliwie, co łagodziło nieco sprawę. A jak wiadomo cel uświęca środki.

Ryan za to, niczego nie świadomy uznał to za zwykły nic nie znaczący, wręcz przyjacielski gest.

— Napijesz się czegoś? — zapytał, na chwilę się do niego odwracając, gdy stanęli w kuchni.

— Tak, chętnie. — Ryan dodatkowo pokiwał głową, nie będąc pewnym czy Dall go usłyszał. W całym tym zgiełku i hałasie naprawdę ciężko było usłyszeć nawet swoje myśli.  — Tylko może nic mocnego — dodał od razu. Dalej z tyłu głowy miał myśl, że Brendonowi na pewno nie spodobało by się to co robi i gdzie się teraz znajduje.

You belong to me | RydenOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz