°2.8°

299 39 30
                                    

- Hej Bren! - Szatyn, który już wychodził z budynku szkoły, słysząc swoje imię, automatycznie się odwrócił.

Jego wzrok natychmiast skrzyżował się z tym blondynki, która z promiennym uśmiechem na twarzy szła w jego kierunku.

- Nie mów, że dzisiaj nie uda ci się przyjść na imprezę - zaczęła, od razu przechodząc do sedna swojej wypowiedzi.

— Przecież wiesz, że muszę być trzeźwy. Znowu chcesz mnie upić - westchnął doskonale zdając sobie sprawę z tego, że to nie będzie łatwa rozmowa.

- Ej ostatnio to nie była moja wina! - Blondynka zaśmiała się łagodnie, wystawiając w jego kierunku palec wskazujący, tym samym uderzając go nim lekko w klatkę piersiową. - A tym razem będzie łagodniej, zaufaj mi.

-  Maddie, naprawdę uwierz mi chciałbym pójść, ale mam dzisiaj prace. - Może i trochę kłamał, jednak mimo wszystko w dobrej wierze.

- No tak zawsze jest albo praca, albo nauka i tak w kółko przez caaały czas  - powiedziała, przewracając przy tym oczami. - Mam wrażenie, że po ostatnim razie mnie unikasz.. - zaczęła, za wszelką cenę chcąc poznać powód ciągłych wymówem szatyna. W końcu to nie możliwe, żeby ktoś taki jak on, nigdy nie chodził na żadne imprezy. Kto jak kto, ale Brendon, z taką twarzą nie mógł być przegrywam.

- Mad.. Tamten pocałunek. - Głośno wciągnął powierze, nie będąc pewnym jak wyrazić to co chciał przekazać, nie raniąc przy tym dziewczyny - To był skutek nagłego przypływu emocji. Oboje dużo wypiliśmy, nie myśleliśmy rozsądnie... Po prostu to był błąd, ale nie unikam cię przez to. - zapewnił spokojnie, mimo wszystko nie będąc zadowolonym, że dziewczyna, mimo złożonej obietnicy wspomniała na ten temat. Bardzo żałował wszystkiego co zdarzyło się na minionej imprezie i marzył, aby móc wymazać ją z pamięci.
Nigdy nie chciał zdradzić Ryana i nawet jeżeli chłopak wybaczyłby mu ten jeden, naprawdę nic nieznaczący pocałunek nie chciał narażać jego zaufania. W końcu i tak ich związek przeżywał teraz słaby okres, więc wolał tego jeszcze bardziej nie komplikować.

- Rozumiem - Słysząc słowa szatyna, Maddie poczuła jakny ucisk na sercu. Nie mogła zaprzeczyć, że te słowa jej nie zraniły, gdyż naprawdę gdzieś w głębi siebie liczyła, że między nią a Brendonem zaiskrzy.

Nie mogła pojąć dlaczego chłopak jest taki zaborczy. Z tego co wiedziała nie był on w żadnym związku, mieszkał sam i większość swojego czasu poświęcał pracy za barem i szkole.

Cały czas zastanawiała się co może być przyczyną takiego zachowania i na tą chwilę znalazła dwie możliwości.

Albo Brendon był gejem, albo chciał zostać księdzem.

I szczerze, bardziej prawdopodobna wydawała jej się druga opcja.

- To do poniedziałku? - zapytał Brendon, chcąc jak najszybciej uciąć tą rozmowę i móc w spokoju wrócić do domu.

- Tak, do poniedziałku - westchnęła dziewczyna, nie ukrywając już nawet swojego zawiedzenia.

***

Brendon bezwładnie opadł na kanapę, rozkładając się na niej wygodniej. Po wyczerpującym tygodniu, możliwość wypoczynku była dla niego prawdziwym błogosławieństwem. Szczerze nigdy nie wyobrażał sobie samodzielnego mieszkania w taki sposób i może to dlatego, że w żadnej z tych wizji nie wyobrażał sobie braku Ryana. Nie mógł uwierzyć, jak bardzo tęskni za tym zabawnym, uroczym, a na dłuższą metę denerwującym chłopakiem. Bez niego czuł się naprawdę samotny, jednak najgorsza w tym wszystkim była myśl, że zostawił go w tak trudnym dla niego okresie. Najchętniej rzuciłby to wszystko i wrócił do niego, ale zdawał sobie sprawę, że Ryan by na to nie pozwolił i na razie jedyne co im pozostało to rozmowy telefoniczne, które niestety również nie trwały wystarczająco długo, ale mimo wszystko gdy tylko Brendon znalazł chociażby chwilę wolnego, za każdym razem, pierwszym co robił było dzwonienie do swojego chłopaka. I tak było i tym razem. Po wybraniu odpowiedniego numeru, przystawił telefon do ucha, oczekując niecierpliwie.

I tak minął pierwszy sygnały.

Drugi.

Trzeci.

A po następnych 5 rozłaczył sie, zdając sobie sprawę, że dalsze dzwonienie nie ma sensu, bo Ryan najwidoczniej jest czymś zajęty i po prostu nie ma dla niego czasu.

Zrezygnowany, z nudów wszedł w ikonke instagrama, licząc, że może z tamtąd dowie się czegoś ciekawego. Patrzenie jak reszta znajomych spędza piątkowy wieczór, nie było zbyt podbudowujące, ale i tak nie miał nic innego do roboty, a naprawdę wolał odpuścić sobie chodzenia na imprezy.

Beznamiętnie przewijał różne posty, nie przywiązując do nich większej uwagi. Były to najzwyklejsze zdjęcia, filmiki czy reklamy różnych marek, chwalących się nowymi produktami. Czyli nic ciekawego. 

W końcu jednak natknął się na zdjęcia wstawione przez swojego dobrego przyjaciela, z którym nie raz miał okazję pić.
Ewidentnie był on na jakiejś hucznej imprezie, co łatwo było wywnioskować po ilości i wyglądzie ludzi na zdjęciach. Wszędzie skąpo ubrane dziewczyny i doskonale bawiący się pijani faceci. Można byłoby się założyć, że gdyby przyjżeć się uważniej gdzieś znalazłoby się pieprzącą się pare. To całkowicie normalne na imprezach tego typu, gdzie alkohol i narkotyki przemieniały ludzi w dzikie, napalone zwierzęta.

Nagle, w chwili, gdy chciał już przewinąć to zdjęcie, jego uwagę przykuł jeden komentarz opublikowany pod postem.

"Widzę, że @ryanross nieźle bawi się po wyjeździe swojego chłopaka" przeczytał, kompletnie nie rozumiejąc o co chodzi.

Wrócił wzrokiem do posta, zauważając że po rozwinięciu jest dostępne jeszcze kilka zdjęć. Na jednym z nich widać było pokój pęłem dymu i ludzi, jednak tym co najbardziej przykóło jego uwagę była brązowa czupryna kręconych włosów, należąca do nikogo innego jak Rossa, siedzącego okrakiem na kolanach jakiegoś innego chłopaka i całującego się z nim nachalnie.

Zimny pot i dreszcze na raz naszły na jego ciało gdy zdał sobie sprawę kim jest druga postać.

Dallon.

You belong to me | RydenOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz