°5°

1.5K 134 59
                                    

— Co ty robisz gówniarzu?! Ile razy mówiłem ci, żebyś mnie nie budził? — zaczął mówić podniesionym głosem mężczyzna, który pojawił się w progu, na co Ryan tylko spuścił głowę. Mimo, że słyszał takie teksty już wiele razy, to z ust jego własnego ojca one bolały podwójnie.

— Przepraszam tato — wydukał speszony chłopak.

— Masz... — nogi mężczyzny zachwiały się lekko, co spowodowane było dużą ilością alkoholu w organizmie — zakaz... wychodzenia — ponownie się zachwiał, przez co musiał złapać się framugi — z domu, do odwołania! — krzyknął

— Ale ja mam szko... — zaczął tłumaczyć się nastolatek, lecz kiedy poczuł, jak twarda dłoń ojca przelatuje ocierając się o jego nos i wargę oraz zostawiając po sobie mocne pieczenie na skórze, momentalnie zamilkł spuszczając ponownie głowę. W ustach poczuł jedynie nieprzyjemny smak krwi z jego nosa i rozciętej wargi . Skapitulował. Nie miał siły się bronić.

— Kurwa mać — usłyszał nagle znajomy głos zza pleców — niech się pan od niego odwali — głos stawał sie coraz głośniejszy, co zmobilizowało chłopaka, by podnieść głowę i spojrzeć na swojego wybawcę. Jak się okazało, był nim nie kto inny, jak Brendon Urie.

— Twój chłopaczek? — zapytał kpiąco mężczyzna śmiejąc się i widząc biegnącego szatyna — ile razy ta dziwka ci już obciągnęła, hm? — zwrócił się tym razem do Brendona.

— To już chyba tylko moja sprawa — zaczął starając się zachować spokój. Widział kątem oka, jak Ryan przebiega między nim, a ojcem by przedostać się niezauważony do domu. Jego plan się powiódł, jednak w ostatniej chwili ktoś złapał go za nadgarstek — czekaj, chodź ze mną — powiedział stanowczym głosem.

— Pewnie znowu chce cię pieprzyć — mruknął facet w stronę syna — nie wstyd ci popaprańcu? — zapytał z obrzydzeniem

Wtedy Urie'mu puściły nerwy i zamachnąwszy się, porządnie przyłożył mężczyźnie prosto w twarz. Obydwoje widzieli, jak ten upada i traci przytomność. Jedynie z nosa wypływała mu strużka krwi brudząc podłogę i próg.

— Chodź — powtórzył szatyn ostrzej widząc zszokowaną minę Ryana, który za nic nie chciał się ruszyć z miejsca — chodź już — po raz kolejny warknął ciągnąc młodszego za rękę — kurwa — zaklął widząc paraliż chłopaka i bez uprzedzenia po prostu wziął go na ręce, zaniósł do samochodu i posadził na miejscu pasażera. Odpalił auto i jak najszybciej odjechał, mając nadzieję, że nikt z sąsiadów ich nie widział, bo w przeciwnym razie, miałby poważny problem, szczególnie, iż miał już wcześniej do czynienia z policją.
Droga mijała im w ciszy, gdyż żaden z chłopaków nie potrafił się odezwać.

— Gdzie cię zawieźć? — zapytał w końcu starszy, zaczynając rozmowę; nie wiedział, gdzie ma jechać

— W sumie, to nie wiem — mruknął cicho Ryan dalej próbując poukładać sobie w głowie co sie wydarzyło.

— Dziadkowie? Ciocia? Wujek? Cokolwiek — spojrzał pytająco na bruneta, który tylko pokręcił przecząco głową — a może jacyś kumple? Bo w domu raczej nie zostaniesz — mruknął spoglądając na drogę i przelotnie na młodszego, który to w dalszym ciągu się nie odzywał, co było dla towarzysza jednoznaczną odpowiedzią — nie chcę, żeby ktoś zniszczył moją zabaweczkę — dodał jakby chcąc się samemu usprawiedliwić z tego że, pomaga młodszemu uśmiechając się pod nosem — dobra kurwa — po kilku minutach drogi w ciszy kruczowłosy podjął decyzję — nie wierzę, że to robię — mruknął do siebie ciszej, jednak po chwili ponownie podniósł głos — możesz na razie zostać u mnie — spojrzał na Rossa pytającym wzrokiem

You belong to me | RydenOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz