•45•

818 70 38
                                    

Każda następna sekunda sprawiała, że Ryanowi zaczęło wydawać się, że jego serce zaraz wyskoczy z piersi. Już za parę minut miał przyjechać Brendon. Był zły na siebie, że odwalił coś takiego. Zachował się jak najgorszy i niewdzięczny gówniarz, zdradzając szatyna pod jego nieobecność. Jednak najgorsze z tego wszystkiego było to, iż nie wiedział, czy Urie mu wybaczy. Równie dobrze mógł teraz pokazać mu środkowy palec i kazać spierdalać z powrotem do ojca. Tego chyba obawiał się najbardziej.

Gdy autokar w końcu wjechał na parking wszyscy, którzy znajdowali się w środku zaczęli po kolei wysiadać z pojazdu. Każdy wyglądał na lekko smutnego, ale nikt się nie dziwił. W końcu jak mogła wyglądać drużyna po przegranych mistrzostwach?

Brendon wyszedł z pojazdu jako ostatni od razu rozglądając się w poszukiwaniu Ryana. Nie mógł ukryć, że był trochę zły i zawiedziony, że młodszy zrobił coś takiego i doskonale wiedział, że muszą na ten temat poważnie porozmawiać.

Nie przewidział jednak tego, że gdy tylko jego oczy spotkają się z tymi bruneta wszystkie negatywne emocje wyparują.

Ryan uśmiechnął się do niego lekko widząc, że ten patrzy się w jego stronę. Nie wiedział czy szatyn był bardzo zły i szczerze mówiąc liczył że nie, bo naprawdę nie chciał doprowadzić miedzy nimi do kłótni.

Starszy od razu odwzajemnił lekko uśmiech cały czas nie zmieniając obiektu zainteresowania. Dla młodszego był to wystarczający znak, by do niego podejść, żeby się przywitać, tak więc zaczął iść w jego stronę starając się opanować szybko bijące serce.

- Przepraszam - powiedział Ryan, jedynie wtulając się w niego. Wiedział, że musi to powiedzieć. Nie miał tylko pojęcia, co zrobi Brendon. Bał się, że ten go odrzuci, bo to, co zrobił było niedopuszczalne. Na szczęście nic takiego się nie stało, a szatyn również objął młodszego.
- Tęskniłem - napomknął brunet zgodnie z prawdą, chowając twarz w jego bluzie i wdychając zapach starszego, którego tak bardzo mu brakowało.

- Nie wątpię - powiedział jedynie szatyn wzdychając, a po chwili odsuwając się od niego. Nie mógł zapomnieć, że mają przed sobą poważną rozmowę i musiał chociaż udawać, że jest zły, aby taka sytuacja już więcej nie miała miejsca. Popatrzył jedynie na niego z politowaniem widząc jego smutny i zawstydzony wzrok.

- Wracajmy do domu. - zaproponował, tak więc oboje udali się w stronę stojącego już od trzech dni pod szkołą auta.

***

- Naprawdę przepraszam... - Ryan dalej stał przed łóżkiem, podczas gdy Brendon krzywiąc się przez zakwasy usiadł na nim.

Rossowi było tak głupio, że nie potrafił nawet patrzeć na starszego, więc stał tak, ze spuszczonym wzrokiem na podłogę. Drewniane płytki w końcu nie mogły go obluzgać prawda?

- W ogóle jak do tego doszło? - zapytał szatyn. - coś więcej się tam działo, czy tylko się całowaliście? - chciał najpierw ustalić podstawową rzecz.

- Tylko całowaliśmy. - oznajmił Ryan cały czas mając spuszczoną głowę. Strasznie wstydził się tej całej rozmowy, ale wiedział, że jest ona nieunikniona.

- A jak to się stało? - zapytał wiedząc, że ten, nie kłamał by w takiej sprawie. Wierzył mu na słowo, że na całowaniu skończyli.

Nastolatek mruknął jedynie coś cicho pod nosem, przez co starszy nie był w stanie go zrozumieć.

- Co? - zmarszczył brwi nie rozumując co ten mówi - usiądź - poprosił spokojnie przywołując go do siebie. Ryan wykonał to o co poprosił, zajmując miejsce obok niego na łóżku.

You belong to me | RydenOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz