°2.7°

363 41 4
                                    

— do you have an idea?
— I don't know... Maybe something about their bad situation
— hm
— bad... again...

Ogromny ból, przysłaniający zdolności logicznego myślenia opanował całe ciało chłopaka. Co najgorsze nie był w stanie określić źródła tego okropnego uczucia. Bardziej bolała go głowa, czy może te dolne części ciała? Z ogromnym trudem przychodził mu chociażby najmniejszy ruch, więc podniesienie się do pozycji siedzącej całkowicie nie wchodziło w grę. Jedynie jak najdelikatniej obrócił się na bok, mając przy tym przymknięte oczy, aby jakkolwiek zminimalizować wrażenie, że cały świat to jedna wielka karuzela migoczących światełek. Po chwili leżenia w całkowitym bezruchu odkrył, że wpatrując się w jeden punkt z czasem czuje się coraz lepiej. Wraz ze stopniowo powracającymi zdolnościami myślenia, zdał sobie sprawę, że to coś, w co się patrzy to nie przedmiot w człowiek. Brunet, w którego wgapiał spojrzenie wydawał się być dziwnie znajomy. Zanim jednak jego mózg przetworzył tą informacje nagle i poczuł, jakby jego brzuch zaczął wykonywać partię fikołków, a on sam, pomimo wcześniejszej niedyspozycji i trudności z jakimkolwiek ruchem uniósł się gwałtownie, a następnie cała zawartość jego żołądka wylądowała na dywanie. Cała ta sytuacja, a bardziej odgłosy jakgdyby duszenia się skutecznie rozbudziła leżącego obok chłopaka, wprawiając go w lekką dezorientację.

- Co jest? - zapytał odruchowo, a gdy tylko ujrzał Ryana, schylającego się po jednej stronie łóżka, od razu zerwał się do pomocy. Jedną dłonią odgarnął mu loki z czoła, drugą odkładając na plecy. Doskonale czuł pod palcami jak ten trzęsie się cały czas dochodząc do siebie.

Trwał tak jeszcze w kompletnym bezruchu przez kilka chwil, starając się uporządkować wszystkie kłębiące się w jego umyśle myśli. Naturalnie zorientował się, że za równo on jak i Dallon są całkowicie nadzy, a dodatkowo, czując znajomy ból w dolnych partiach ciała, miał niewątpliwe wrażenie, że wczoraj musiało do czegoś dojść.

- Czy ja... Brendona... - Zmienił swoją pozycję dotykając plecami zimnej powierzchni ściany. Niezbyt przyjmował się faktem, że właśnie zarzygał podłogę w czyimś domu, gdyż aktualnie miał dużo większe problemy na głowie. Kac morderca skutecznie zabijał go od środka, dając o sobie znać w każdej sekundzie. Co najgorsze w jego pamięci znajdowało się pełno dziur, a wydarzenia z nocy były jedną wielką tajemnicą.

- To znaczy... - Starszy przez chwilę zawahał się nie będąc pewnym co powinien odpowiedzieć. Oczywiście, na pewno nie prawdę, bo słowa: "Właściwie to ktoś cię zgwałcił, a ja na zakończenie się na ciebie spuściłem" nie wydawały się być zbyt dobrą opcją. - A pamiętasz cokolwiek? - zapytał woląc upewnić się na jakim gruncie stoi.

- Piliśmy... pamiętam jakiegoś chłopaka, chyba twojego kolegę, poszliśmy z nim gdzieś, a potem.. - zatrzymał się w pół słowa, za wszelką cenę usiłując wygrzebać ze swojej pamięci choćby najdrobniejsze wspomnienie. To co mówił, brzmiało bardziej jak bulgot, co było spowodowane słabą w tym momencie dykcję.

- No cóż - Dallon, widząc zagubienie na twarzy młodszego, uśmiechnął się do siebie chytrze. Teraz mógł wmówić mu co tylko chciał, bez obaw, że kłamstwa kiedykolwiek wyjdą na jaw. - Na początku muszę przyznać, że jesteś niesamowity.- Obdarzył go jednoznacznym spojrzeniem.- Nie sądziłem, że takie usteczka potrafią mówić tak brzydkie rzeczy.

- Ale Brendon... - powiedział praktycznie niesłyszalnie, mając w głowie jedynie strach przed tym jak wytłumaczy się szatynowi.

- To ty nie pamiętasz też tego? - Udał zdziwionego, przez co Ryan jeszcze mocniej się przeraził. - Mówiłeś, że od jakiegoś czasu wam się nie układa i myślisz żeby się od niego nie oderwać. Jak to szło? Potrzebuję zacząć żyć na nowo. Bez niego i jakichkolwiek przeszkód. - zacytował "jego" słowa, wprawiając tym samym chłopca w jeszcze większy obłęd. - Chciałeś tego... - Obniżył nieco ton swojego głosu. - Bardzo chciałeś... Mogłeś przespać się z kimkolwiek, a wybrałeś mnie. - Nie sądził, że kłamanie przyjdzie mu z taką łatwością. To było prostrze niż zabranie dziecku lizaka.

- Muszę iść - Przerwał mu nagle Ryan nie mogąc uwierzyć w to wszystko. Wszystko co mówił Dallon.. przecież to nie mogła być prawda. Podniósł sie gwałtownie z miejsca, starając się zignorować lekkie zawroty głowy. Od razu panicznie zakrył swoje miejsce intymne naciągając na siebie leżącą niedaleko koszulkę. Omijając plamę swoich własnych wymiocin i zaczął rozglądać się po pokoju kompletując resztę swoich ubrań.

- Teraz? --zapytał Dallon, niepokojąc się lekko reakcją chłopca. Zestresował się, że może trochę przesadził. - Poczekaj, usiądź i ochłoń...

- My nie powinniśmy... - bujnął się, gdyż trudno w dalszym ciągu było mu utrzymać równowagę.

- Wybacz Ry, ale wyglądasz okropnie, opiekunka od razu zorientuje się, że coś jest nie tak... podwiozę cie - zaproponował wstając za nim i również zaczynając zbierać swoje rzeczy. - Po drodze pojedziemy na kawę, dojdziesz do siebie i odwiozę cie do domu - kontynuował, chcąc za wszelką cenę przekonać go do swego.

Ryan patrzył sie na niego przez chwilę zastanawiając sie nad odpowiedzią. Czuł, że to wszystko nie skończy sie dobrze..

You belong to me | RydenOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz