°22°

1.1K 106 79
                                    

Tak, obiecany rozdział. Co prawda trochę późno no, ale za to ma 1700 słów, więc doceńcie. Dzisiaj będzie jeszcze jeden. Na 90%.

- Wstałeś? - zapytał Brendon wchodząc do pokoju, gdzie zastał nadal śpiącego Ryana. Westchnął i podszedł do niego, aby go obudzić. Zostało zaledwie 20 minut do wyjścia więc musieli się już streszczać.

- Chyba mam gorączkę. - powiedział Ryan, przykrywając się kołdrą po uszy, jednocześnie nie chcąc wychodzić z tej strefy komfortu. Szatyn przystawił mu dłoń do czoła.

- Nie masz. - zapewnił go. Na pierwszy rzut oka widział, że to tylko wymówka i to słaba. - wstawaj i szybko się ubieraj. - dodał - Ja będę na dole. - oznajmił i wyszedł z pokoju.

Ryan leżał jeszcze przez krótką chwilę, aż w końcu zmotywował się i wstał z łóżka. Naprawdę nie chciał iść do szkoły, a na samą myśl o tym, co może się wydarzyć ściskało go w żołądku. No ale niestety, Brendon mu nie odpuści.
Po ubraniu się i ogarnięciu zszedł na dół, gdzie zastał szatyna siedzącego przy stole i jedząc owsiankę.

- Proponuję płatki z mlekiem, albo owsiankę - oznajmił Brendon.

- mogą być płatki - mruknął Ryan i usiadł obok niego, widząc jak ten wstaje i przygotowuje mu posiłek, no o ile coś takiego można nim nazwać.

Po zjedzeniu obydwoje udali się do auta chłopaka i pojechali do szkoły.
Ryan przyzwyczajony do tego, że Brendon zawsze wysadzał go wcześniej, odpiął pasy czekać, aż ten zatrzyma auto.

- Co robisz? - zdziwił się szatyn marszcząc brwi i przelotnie zerkając na niego - Szkoła jest trochę dalej. - zauważył co zdziwiło młodszego.

- Myślałem... - zaczął, jednak stwierdził, że to zabrzmi głupio.

- Hm?- Brendon znowu na niego spojrzał widząc, że ten zaciął się w środku zdania.

- Nie, nic nie ważne... - od razu wycofał się, od nowa zapinając pasy i skupiając swoją uwagę na obrazie ulicy przed nim.

Tak więc po zaparkowaniu auta ruszyli w kierunku budynku szkoły. Ryan naprawdę rozważał to, czy teraz nie uciec.

- Nie martw się, nie będzie źle. - zapewnił go Brendon domyślając się, że ten teraz strasznie się stresuje i wręcz umiera w środku. - Jakby co jestem obok - zapewnił, na co Ryan pokiwał jedynie głową. W pewnym sensie, z szatynem u boku czuł się jakoś bezpieczniej. Dziwne, że jego były oprawca tak na niego wpływał. Gdy tylko wszedł do budynku miał wrażenie, że wszyscy patrzą się wyłącznie na niego, trochę przesadzał, ale tak się własnie czuł.

- Widzisz, mówiłem, że nic takiego się nie stanie - oznajmił Brendon, jednak nie spodziewał się, że zaraz na horyzoncie pojawi się Max i reszta jego już byłych ,,przyjaciół".

- Ej Ross znalazłeś sobie nowego sponsora? - zapytał jeden z nich, mając oczywiście na myśli idącego tuż obok niego chłopaka. Zaraz po tym usłyszeć można było chwile ciszy przerywanej chichotem paru osób.

- Macie jakiś problem? - Brendon uprzedził Ryana z odpowiedzią, za co ten był mu wdzięczny, bo sam nie był w stanie tak naprawdę wydusić słowa. Naprężył się lekko patrząc na nieprzyjaciół z zawiścią. - Odwalcie się od niego, ostatni raz powtarzam. - stanął z Lukiem, który był o pół głowy niższy oko w oko przez co ten lekko "podkulił ogon".

- Dobra chodźmy. Znajdziemy sobie innego frajera. - zwrócił się do swoich ziomków, następnie odwracając się na pięcie i znikając na szkolnym korytarzu wśród innych uczniów.

- Okey?- Brendon z troską zwrócił się do młodszego obejmując go ramieniem.

- Chyba tak. - pokiwał głową, siląc się na słaby uśmiech, który przerwał mu dzwonek na lekcje.

You belong to me | RydenOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz