- Na pewno wygracie, nie stresuj się tak. - Ryan przewrócił oczami, gdy Brendon po raz kolejny zaczął układać czarne scenariusze dotyczące dzisiejszego meczu. Zaczął nerwowo podskakiwać w miejscu jednocześnie co chwila, zamykając i otwierając oczy. - Stop. - złapał go za ramię, by ten się zatrzymał - Wszyscy się patrzą. - mruknął widząc, że dużo osób znajdujących się na szkolnym korytarzu zwróciło uwagę na podskakującego Uriego, a tym samym na drobnego bruneta stojącego tuż obok.
- Nie graliśmy z tamtą drużyną od dawna. - mruknął Brendon nieprzejęty, jednak zatrzymując się w miejscu - Nie wiadomo, czy nie są lepsi, wiec nie mamy pewności co do wygranej. - oznajmił, siadając na ławce przed klasa Ryana. Już po tej godzinie lekcyjnej miał odbyć się mecz, który przyprawiał starszego wręcz o zawał. Wygrana miała otworzyć im drogę do finału, a jeżeli okazaliby się wystarczająco dobrzy i zajeli 1 miejsce, szatyn bez problemu dostałby się do swojej szkoły marzeń.
- Byłem na waszym treningu - brunet zajął miejsce obok starszego - widziałem jak gracie, jesteście świetni i wysocy... no, głównie Dallon. - mrukną Ryan, przypominając sobie wzrost starszego, który budził spory podziw. - Nie stresuj się, bo jeszcze zasłabniesz i nie wygracie. - skwitował.
- Obyś miał racje... - westchnął Brendon, odgarniając włosy do tyłu, a te były już dosyć oklapnięte, gdyż już od dwóch godzin trwały ostatnie przygotowania i szatyn wraz z resztą drużyną rozciągali się, by nie nabawić się żadnej kontuzji, czy ćwiczyli rzuty do kosza. - Idź od razu na trybuny, zobaczymy się dopiero na meczu. - poinformował wstając z ławeczki, iż zadzwonił już dzwonek na lekcje co znaczyło, że starszy miał wrócić na salę gimnastyczną w ciągu minuty, by nie wkurzyć trenera. - Na razie. - niespodziewanie zbliżył się do młodszego i go przytulił. Po prostu przytulił. Oczywiście, że wolałby teraz pocałować go, ale to nie wchodziło w grę. Nie mógł przecież się zbytnio spieszyć ze względu na młodszego tak, więc to zbliżenie musiało mu wystarczyć.
- Okej, to powiedz reszcie że życzę im powodzenia - oznajmił Ryan, widząc jak chłopak już biegnie w stronę sali gimnastycznej.
***
Brendon zaczął nerwowo szukać wzrokiem młodszego po trybunach. A jeżeli coś mu się stało i nie przyszedł? Teraz to już poważnie panikował! Nagle jednak jego wzrok przykuła ta dobrze znana mu brązowa grzywka, gdzieś na końcu w rogu trybun. Miał słabe miejsca. Nawet bardzo słabe wręcz chujowe. Chcąc mu jakoś pomóc i polepszyć komfort oglądania tego widowiska, podszedł do siedzącej niedaleko dziewczyny, obok której znajdowało się wolne miejsce. Brunetka o dużych oczach, jednak ciut zbyt wyłupiastych. Może i całkiem ładna, ale nie w typie Brendona.
- Ej sorry. - podszedł do niej - Hej. - przywitał się widząc, że ta zwróciła na niego uwagę.
- Hej. - odparła wręcz automatycznie - Od razu mówię, że mam chłopaka więc... - zaczęła wychodząc z założenia, że szatyn chce ją poderwać.
- Nie, nie o to chodzi. - mruknął szatyn - chciałem zapytać czy to są wolne miejsce - wskazał na krzesełko obok niej, na co ta pokiwała głową - O to świetnie. Przyszłaś sama?- ponowił pytanie, na co ta po raz kolejny potwierdziła - Widzisz tego chłopaka tam? - wskazał na Ryana.
- Nom?- dziewczyna nie wiedziała czego ma się spodziewać.
- Może usiąść koło ciebie ?- zapytał - miałabyś towarzystwo, on też....
- No ewentualnie... - mruknęła nie będąc do końca przekonana i raczej nastawiana sceptycznie, jednak Brendon widząc, że ta wyraziła jakąkolwiek chęć zwrócił się w stronę Ryana.
- Ross! - krzyknął w jego stronę, chcąc przekrzyczeć wszechobecny gwar, co na szczęście udało się i młodszy od razu go zauważył posyłając mu lekki uśmiech. - Chodź tu. - dawał mu znaki dłońmi, by ten zszedł paręnaście schodków w dół do barierek, tak więc ten nie protestując udał się w tamtym kierunku.
CZYTASZ
You belong to me | Ryden
FanficSezon 1 and 2 Gdzie Ryan ma 15 lat i jest szantażowany przez 17 letniego Brendona upokarzającym filmikiem.