San Diego,
California, USA.- Nie rób szopki- odezwał się Mark, wygrywając Patrycję ze spokojnego stanu.
- Mogłeś poczekać jeszcze chwilę ze swoim sarkastycznym tonem- Westchnęła kobieta, odsuwając się od Marka.
- Co jest? Darren coś ci zrobił?
- Usiłował mnie zaciągnąć do łóżka i wykładał mi łapę na udo.
- Czyli nic nowego- stwierdził luźno Mark.
- Bałam się, bo on był nieprzyjemny- kłamała Polka, uprzedzając kolejne pytania Amerykanina.
- On jest nie groźny, ale nie lubi przyjmować odmów. Dalej nie usłyszałem podziękowania.
- Może powinnam rzucić ci się na szyję? - Patrycja przewróciła oczami.
- Jesteś wkurzająca jak diabli- rzucił Mark.
- To podobnie jak ty.
- Wracamy do klubu. Jak chcesz to siedź blisko mnie, żeby ten fiut cię nie zaczepiał.
- Mam dalej grać rolę głupiej panienki, która jest w tobie zabujana i nie widzi, jak wychodzisz z kibla z innymi laskami?- kobieta uniosła pytająco brew. Mark miał rzucić jej ripostę, ale się powstrzymał. Popatrzył na Patrycję i stwierdził, że jej postawa zaczyna go śmieszyć. Jej wyraz twarzy był zacięty, a usta zmarszczone. Już jakiś czas temu doszedł do wniosku, że Patrycja jest niesamowicie seksowną kobietą, a jej charakter jest interesujący. Nigdy wcześniej nie zwracał uwagi na kobiety, które nie są potencjalnie łatwymi zdobyczami. Ona jednak była dla niego wyzwaniem, ale zupełnie nie wiedział jak ma z nią rozmawiać.
- Rób sobie jak chcesz. Jak dla mnie to możesz iść do domu- rzucił obojętnie Mark, kierując się w stronę wejścia do klubu.
- Nie będę robiła scen. Chłopaki mnie zaprosili i nie będę psuła wieczoru. Poza tym nie pozbędziesz się mnie tak łatwo.
- Coś ci się pomieszało. Po prostu zwariowałaś.
- Nie bardziej niż ty!- zakończyła Polka, wyprzedzając Marka. Rzuciła mężczyźnie gniewne spojrzenie i weszła do klubu.
Kilka dni później,
Imperial Beach, CaliforniaW poniedziałkowy poranek Rose odwiozła Patrycję od Imperial Beach. Polka polubiła to miejsce, które wywarło na niej bardzo pozytywne wrażenie. Krajobraz plaż, rozpościerający się dookoła dawał poczucie spokoju i ciszy. Piekarska potrzebowała odciąć się od zgiełku i hałasu. Imperial Beach było dla niej idealnym miejscem. Miała tylko nadzieję, że nie natknie się na Marka nigdzie w miasteczku. Kanadyjczyk ją irytował swoim zachowaniem, ale mimo to bardzo się jej podobał. Niezaprzeczalnym faktem było, że mężczyzna był jej ideałem, jeżeli chodzi o wygląd. Jednak jego zachowanie było niedopuszczalne.
W piątkowy wieczór Patrycja postanowiła pójść na plażę. Do torby włożyła butelkę wina i koc. Ubrała się na sportowo i wyszła z hoteliku. Szła wzdłuż plaży, rozmyślając o swoim życiu, o tym co ją spotkało i co jeszcze może się stać. Kobieta miała swoje ulubione miejsce na plaży w Imperial. Była to Malutka wydma z trzema dużymi kamieniami. Zawsze lubiła tam siedzieć i patrzeć na ocean. W czasie drogi popijała wino, delektując się jego smakiem. Ostatnimi czasy polubiła alkohol. Wcześniej piła tylko okazjonalnie, ale po porwaniu pozwalał jej się rozluźnić.
W tym samym czasie, w barze przy plaży u Sama siedział Mark Sands ze znajomymi. Był to ostatni weekend przed rozpoczęciem jego przygotowań do walki o pas mistrzowski MBF (MMA Best Fighters). Zawodnik w czasie ich trwania nie mógł sobie pozwolić na zarywanie nocy, a tym bardziej na spożywanie alkoholu i niezdrowego jedzenia. Na tarasie siedziało jedenaście osób, jego znajomi i przyjaciele z lat szkolnych. W ich towarzystwie czuł się tak dobrze jak z kolegami z BJC. Wśród osób siedziała także Megan, która kiedyś była związana z mężczyzną. Związek nie trwał długo, ze względu na częste wyjazdy Marka. Kobieta ciągle była sama i miewała mocne napady zazdrości. Fakt ten był powodem ich rozstania, jednak Meg ciągle liczyła na jego powrót. Starała się ze wszystkich sił i różnymi sposobami, aby się zbliżyć do niego.
CZYTASZ
It's only Hollywood
RomancePatrycja Piekarska pracuje w najbardziej ekskluzywnym klubie fitness na Zachodnim Wybrzeżu, w Los Angeles. Wraz ze swoją przyjaciółką są w Stanach od trzech lat. Jej życie jest poukładane i spokojne, aż do momentu kiedy zaczyna prowadzić treningi z...