Rozdział XXVI

1.6K 106 9
                                    

Los Angeles,
California, USA.             

            Godzinę później do pokoju Marka przyszedł Miguel.

- Jezu, czy Miguel nie ma nic do roboty?- mówił sennie Chris.

- Pewnie nie spał i mu się nudzi- dodał Mark.

- Nie wiem jaki macie plan dnia, ale jest piętnasta- zauważyła Patrycja.

- Kurwa!- Mark zerwał się na różne nogi.

- Chłopaki, jest piętnasta, za pół godziny chairs round- powiedział Miguel, wchodząc do pokoju- Patrycja, wybacz. Nie wiedziałem, że jesteś.

- Rozmawialiśmy, a potem zasnęłam.

- Spóźnię się i dostanę karę- Mark biegał po pokoju jak poparzony.

- Uspokój się stary- mówił Miguel.

- Odwal się, co!?

- Panowie, zachowujecie się jak chłopcy na podwórku- mówiła Patrycja- Mark co musisz zrobić przez te pół godziny?

- Umyć się, ubrać i uczesać.

- Masz szczęście, że nie jesteś kobietą, bo sam makijaż i czesanie zajęłoby ci pół godziny- powiedziała Patrycja z szerokim uśmiechem- Idź się umyj, Powiedz gdzie masz ubranie?

- Wisi w szafie.

- Jak chcesz to pomogę ci się zebrać.

- Dobra, idę się umyć. Dziękuję- rzucił zza drzwi łazienki.

- Mark spanikowany. Niezła historia!- naśmiewał się Chris.

- Dokładnie. Latał jak kot z pęcherzem- dodał Miguel.

- To moja wina. Rozmawialiśmy i zasnęłam, nie miał jak się przygotować.

- Właśnie... Nie chcemy być wścibscy, ale co się stało?- zapytał nieśmiało Chris.

- Obiecuję, że 3am powiem, ale to nie czas i nie pora. Nie teraz- powiedziała kobieta- Trzeba pomóc pretendentowi się zebrać.

- Oczywiście, rozumiemy. Jak będziesz chciała to nam opowiesz- powiedział Miguel.

- Powiem. Chris... Myślałam nad tym o czym ostatnio rozmawialiśmy i ... Jeżeli to nie problem, to....- mówiła nieśmiało kobieta- Czy mógłbyś....

- Popytać o pracę dla ciebie?- zakończył zdanie Chris.

- Tak... Zdecydowałam się na przeprowadzkę. Jeżeli znajdzie się dla mnie praca.

- W poniedziałek podejdę do dwóch znajomych co mają kluby w San Diego. Prześlesz mi CV. Myślę, że przyjmą cię z chęcią do pracy, jesteś najlepsza w LA.

- Dziękuję, to wiele dla mnie znaczy. Nie jestem, aż taka dobra, udało mi się- mówiła nieśmiało kobieta- Jezu, miałam zobaczyć, czy rzeczy Marka nadają się do ubrania. Koszula, ta co kupowaliśmy, spodnie, pasek i buty... Są..., krawat i marynarka... Ok, nadają się, nie są pogniecione.

- Pati!- usłyszała wołanie z łazienki.

- Idę! Patrzyłam na ubranie, nadaje się do ubrania...- kobieta weszła do łazienki i zobaczyła stojącego Marka przed sobą, w samym ręczniku zawiązanym na biodrach. Zaschło jej w gardle, a serce zaczęło jej szybciej bić.

- To dobrze, bo bałem się, że się pogniotły w samolocie. Będę ubierał... Nie musisz wychodzić, mam bokserki pod ręcznikiem- uśmiechnął się cwanie- Podasz mi koszulę?

- Jasne... Trzymaj. Będziesz zakładał krawat?

- Nie wiem... Nie lubię tych wszystkich pierdół. Co myślisz?

It's only HollywoodOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz