Rozdział XXXI

1.7K 117 44
                                    

Imperial Beach,
California, USA.

            Kilka minut później, będąc blisko baru u Sama, kobiety zauważyły idącego w towarzystwie Jareda, Matta i Marka. Patrycja poczuła motylki w brzuchu i kołatanie serca. Rose delikatnie szturchnęła ją w bok.

- Patrz, jaki zadowolony- mówiła Mulatka.

- Odstresuje się w końcu.

- O! Zobaczyli nas! Siema chłopaki!

- Cześć! Jesteście już. A reszta?- pytał Jared.

- Nie wiemy. Przyjechałyśmy same. Może siedzą już w barze- dodała Polka.

- To chodźmy. Jak tam ręka? Ćwiczysz?- pytał Mark.

- Nie mam innego wyjścia. Ćwiczę, bo idę w poniedziałek do pracy.

- Ok. Śpicie u Rachel?

- Właśnie, że nie- wtrąciła się Rose- ma pełny skład. Wracamy do SD, na ochotnika robię dzisiaj za kierowcę.

- Przecież możecie wrócić z Chrisem. On nie pije, a po auto jutro przyjechać- powiedział Matt.

- Albo śpijcie u mnie. Mam wolny pokój gościnny i kanapę- zaproponował Mark.

- Nie będziemy się wpychać, pewnie lubisz ciszę- powiedziała Patrycja- na dodat...

- Możemy?!- wtrąciła Rose- To super! Mam ochotę się napić.

- Jasne, nie ma problemu.

- Rose, to niegrzecznie tak się wpraszać!- Patrycja zrugała Mulatkę.

- Mark przecież się nie pogniewa. Prawda?

- Za długo się znamy, żebym się obraził- mrugnął Mark.

- Mark! Kurcze, byłam u Ciebie w domu- ku zaskoczeniu wszystkich do grupy podbiegła zdyszana kobieta. Rose rozpoznała, że jest to Gladys Flannagan. Miała na sobie króciuteńkie jeansowe spodenki i biały top. Długie, ciemne włosy opadały lekkimi lokami na plecy- Myślałam, że jeszcze Cię złapię. Dobrze, że Jared mówił, gdzie się wybieracie.

- Co jest?- mruknęła do siebie po polsku Patrycja.

- Gladys, co tutaj robisz?- pytał skonsternowany zawodnik.

- Mam wolną sobotę i pomyślałam, że możemy jakoś miło spędzić czas- mówiła z szerokim uśmiechem Gladys.

- To my nie będziemy przeszkadzać- powiedziała Patrycja i szybko ruszyła w kierunku samochodu. Sama nie widziała czy jest bardziej wściekła czy załamana.

- Spotykam się dzisiaj z przyjaciółmi- mówił szybko Mark- Patrycja!

- To możemy chwilkę posiedzieć i potem iść do Ciebie- nalegała.

- Nie możemy. Mówiłem Ci! Patrycja, czekaj- Mark krzyczał w stronę odchodzącej Polki. Po kilku sekundach ruszył za nią. Patrycja nie miała najmniejszego zamiaru odwracać się ani wracać. Uszła kilkadziesiąt metrów i poczuła szarpnięcie za dłoń.

- Co jest Mark?

- Czemu idziesz?- pytał.

- Mówiłam, nie będę się naprzykrzała. Rose ma tupet, to niech tam stoi. W prywatne sprawy nie ma co ingerować, a tym bardziej podsłuchiwać- tłumaczyła spokojnie.

- To nie są prywatne sprawy. Ja nie wiem czemu ona tutaj przyjechała.

- Mark, przecież nie musisz mi się tłumaczyć z tego co robisz.

It's only HollywoodOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz