Rozdział osiemnasty

3.8K 283 39
                                    

-To nie twoja wina. Wypadki się zdarzają-Itachi pocieszał przyjaciela.

-Jak mogłem nie odkazić, kurwa, rany? Tyle razy to zrobiłem i teraz nagle zapomniałem?-zdenerwowany zaczął chodzić po pokoju. Czekali na werdykt lekarza. Okazało się, że zakażenie nie było, aż tak poważne na jakie wyglądało, ale mimo wszystko osłabiło to bardzo chłopca. Niestety doktor Miyuki zauważyła również pewien problem z ranami Naruto i od trzech godzin badała jego stan.

Zapędzało to chłopaka w przerażenie. Czuł się przywiązany do tego malca, a teraz przez jego niedopatrzenie i zignorowanie problemu, może leżeć chory jeszcze długi czas...

Nagle z ponurych myśli otrzeźwiło go uderzenie w tył głowy. Spojrzał na łasicę, który z surowym wzrokiem rzekł.

-Nie zadręczaj się tym już. Teraz najważniejsze by wyzdrowiał i miał nas przy sobie...może to jest najlepsza sposobność by przywrócić mu emocje i uczucia, to co chce Hokage.

W tej chwili z sali wyszła doktor Miyuki z dość ponurą miną. Shinsui miał się już odezwać, gdy przerwał mu głos Trzeciego.

-Co z nim?

Wszyscy podskoczyli w miejscu na nagłe pojawieniu się Sarutobiego.

-On...nic nie zagraża jak na razie jego życiu, ale...nerwy w jego lewej ręce są gorzej niż przerwane, tam są praktycznie strzępki. Musiał już od kilku dobrych miesięcy je wyniszczać...-zamilkła.

-Co to znaczy pani doktor?-zapytał przerażony Shinsui.

-To znaczy, że...może częściowo lub całkowicie stracić władzę w tej kończynie...nie będzie mógł nią rzucać kunaiów, składać pieczęci, wogóle poruszać.

Zapadła cisza. Naruto bez możliwości zostania ninją? Jak on to przeżyje? Jak zarobi na chleb? Przecież może się załamać gdy do tego dojdzie...

-Czy jest jakaś szansa...?-zaczął Itachi.

-Niestety z mojej strony nie.

-Nie chcę podważać Pani kompetencji-zaczął Trzeci.-ale chciałbym, by moja była uczennica spojrzała i wydała całkowity werdykt.

-Oczywiście! Sama chciałam to zaproponować! Pani Tsunade i jej techniki mogą dać mu szansę na ozdrowienie.

***

-Tsunade-sama, błagam! On jest świetnym ninja i potrzebuje pani pomocy...

-Nie tacy yhyy-czknęła.-...już żegnali się z nadzieją na zostanie shinobi.

-Trzeci panią prosi o to-stwierdził łasica.

-I co mnie to? To jego wnuczek, pewnie? Pff... nie! yhyy Sam się tak urządził to niech teraz cierpi. yhyy

-Ale to jeszcze dziecko-wkurzył się Shinsui.

-Mało yhyy mnie to obchodzi.

-Tsunade-sama proszę-Shizune stanęła po stronie Uchiha.

-Nie!-uderzyła pięścią w stół.

-Proszę! Jak mam panią przekonać Naruto potrzebuje tej pomocy!-wykrzyknął krótkowłosy.

-Nie dasz...-na chwilę jej oczy spoważniały,a pijańska gorączka ustąpiła, chwilowemu skupieniu.- Jak on się nazywa?

-Naruto Uzumaki-powiedział łasica.

Nagle Senjiu zrobiła się blada.

-Niech więc będzie pojadę z wami...ale Trzeci jest mi winny sporo kasy za tę robotę.

//////////////////////////////////////////////////////////////////////////////

'Ugh' westchnął w myślach Naruto. Czuł jak jego ciało jest ociężałe, a głowę męczy tępy ból.

-Kurama jak długo mnie nie było?-nic, głucha cisza odpowiedziała chłopcu.-Kurama?

Podszedł blisko krat i próbował przejrzeć ciemność. Nic.

-Odezwij się proszę! Lisku!-zawołał.-Braciszku.

Ni stąd ni zowąd wielka pomarańczowa łapa wystrzeliła w jego kierunku i złapała go.

-Teraz wiesz dlaczego nienawidzę Uchiha?-warknął zbliżając go sobie do pyska.-Te wredne szuje nawet przez przypadek szkodzą!-w jego głosie dało się wyczuć...

W tej chwili  cała sala się rozjaśniła złoto-białym blaskiem. Oślepiła Naruto jak i Kuramę. Jednak co dziwniejsze, światło wydobywało się z wnętrza blondyna. Po chwili na ubraniu malucha pojawił się czarny znak ying yang, a światło przygasło. Nim jednak Kyuubi zdążył zauważyć coś jeszcze, błysk zniknął.

Na jego łapie stał przerażony jedenastolatek z błękitnymi oczyma, wlepiającymi się w niego. 

-Nic ci nie jest?-zapytał blondasek.

-N-nie! Ważniejsze czy z tobą wszystko w porządku!-wykrzyknął. Sprawdził dokładnie szczeniaka i z ogromnym zdziwieniem postawił go na podłożu.

-M-Może to dlatego, że pierwszy raz wszedłem do twojej klatki i...i...-wyciągnął rękę w stronę łapy rudego i pogładził jego futro. Zrobił się cały czerwony, a potem przytulił się delikatnie do łapy, a z każdą kolejną chwilą tulił go coraz mocniej. Wtem wyczuł jak coś przysuwa się do niego z tyłu. Zdążył jeszcze dostrzec rude mignięcie i został opatulony pięknym i miękkim ogonem dziewięcioogoniastego. Spojrzał na pysk swojego brata i zobaczył jak uśmiech i łzy szczęścia spływają mu po wąsach.

-Jesteś...Jego następcą-wydukał.

Odcień szarości pomiędzy błękitemOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz