Rozdział siedemdziesiąty-ósmy

2.1K 186 37
                                    

EKH! Od teraz mogą pojawiać się przekleństwa! Będę starała się ich nie nadużywać!

Naruto chrząknął bijąc go obojętnym wzrokiem. Bez słowa wyminął i zapłacił za produkty. Cywil od razu poszedł za nim. Chłopak miał mieszane uczucia co do niego, ale był Uchihą, a wiedział ile ten klan skrywa syfu pod sobą, knucie, morderstwa, a w szczególności znęcanie się nad Kuramą. 

"Przecież przez jednego z nich moi rodzice oraz wielu shinobi z wioski zginęło!" Krzyknął do siebie w myślach. Wszedł w mniej uczęszczaną uliczkę, a gdy wyczuł więcej chakr, stanął i odwrócił wkurzony.

-Przepraszam, ale czy coś nie tak?-zapytał obracając się w tył. Zobaczył trzech Uchiha i sławnego Kopiującego Ninja. Nie pamiętał by z tą zgrają kiedykolwiek zamienił choć jedno słowo.

Ten, który pierwszy zaczął go śledzić zadrgał, gdy usłyszał jego bezbarwny głos.

-N-Naruto? To ty prawda? Twoje ręce...-zaczął się plątać.

Gdy czarnowłosy usłyszał swoje imię, nawet jeden mięsień nie drgnął na jego twarzy, chociaż, czuł wewnętrznie panikę wzbierającą w nim.

-Nie wiem o czym do mnie mówisz Uchiha-warknął w jego stronę. Ten wrogi ton sprawił, że aż grupce przeszły ciarki po plecach.-Nie wiem kim, kurwa jesteś, ani czego chcesz, ale radzę ci trzymać się ode mnie z daleka czarny zjebie.

Jego głos był przesycony nienawiścią. Jeszcze przez parę chwil przyglądał się wbitym w ziemię ninja i odwrócił się by okrężną drogą wrócić z powrotem do domu.

-Pierdoleni Uchiha, wszyscy powinni zostać wycięci lata temu-powiedział na tyle głośno by tamci jeszcze go usłyszeli.

Zniknął w mgle.

***

Hinata oraz jej przyjaciele stali w jednej z uliczek. Odrobinę dalej od parady. Słyszeli krzyki tłumu oraz muzykę z głównej ulicy. Nad dachami domów widać było balony, a stragany zostały porozstawiane, aż po samą bramę. 

Czekali od dwóch godzin na jeszcze jedną osobę. Za kilka godzin miał być finał, a potem, jak wiedzieli nielegalny mord na stworzeniach. 

-Yo dzieciaki-pomiędzy nich wskoczył Kakashi, a wraz z nim trójka Uchiha.

Zebrani zdziwili się ich pojawieniem.

"Tylko Sasuke miał się pojawić..."Pomyślał Kiba.

-Spokojnie...-powiedział Itachi.-Sasuke powiedział nam o waszym planie...

W tym momencie dziesięć gniewnych spojrzeń wbiło się w czarnowłosego, który tylko wzruszył ramionami.

-...powiadomiliśmy również Hokage...

-Nie!-krzyknęła Hinata.-Znowu? Kolejny rok krzywdzenia niewinnych stworzeń ma im ujść na sucho? To też istoty żyjące! One czują!

-Hinata....-zaczął Kakashi, mocno zdziwiony jej asertywnością.

-Spokojnie-mruknął znudzony Sasuke.-...blondyna zgodziła się na tą akcję-burknął i jakby przebierał ręką w kieszeni, szukając czegoś.

-My również zgłosiliśmy się na tą akcję, więc macie od nas wsparcie-wytłumaczył Itachi, kątem oka przyglądając się swojemu braciszkowi.

Całkiem z tyłu stał przyjaciel Łasicy. Patrzył niemrawo na swoje nogi. Wydawał się załamany. Zwykle, gdy reszta go widziała był zimny i bardziej obojętny, a teraz czuli jego przygnębienie, a wręcz rozpacz. Zastanawiali się, co tak mogło mocno na niego wpłynąć.

***

Siedzieli na murze rozglądając się. Nikt nie widział żadnego zapalonego światła w domach. Reszta dorosłych świętująca wieczorem jeszcze, pokonanie kyuubiego, siedziała w barach pijąc. Dopiero nie długo przed północą, shinobi zobaczyli pierwsze płomienie pochodni. Cywile w równym szyku oraz ninja szli obok siebie w jednym kierunku. Niektórzy trzymali przy sobie klatki, a inni nieśli dziwne worki. Kierowali się w jednym kierunku-pod wyryte w skale głowy Hokage.

***

Na pustym placu znajdywały się trzy klatki. Każda ustawiona na stosie drewna i otoczona kamieniami. Kilka metrów stał tłum, a pomiędzy nimi stosy kamieni. Kilku mężczyzn weszło na ustawione stosy oraz po kolei podawali sobie worki i wrzucali zawartość do klatek. Gdy shinobi przyjrzeli się bliżej, zauważyli że są to skatowane lisy. Niektóre nie potrafiły wstać inne kulały, ale wszystkie były oblepione zaschniętą krwią. Klatki wypełniły się całkowicie i nie było miejsca na kolejne ofiary. Jednak oni pchani żądzą krwi wyciągnęli noże oraz lisy z worków.

Ninja wiedzieli co się święci, gdy tylko pierwszy z nich przyłożył nóż do łapy swojej ofiary. Mężczyzna z obłędem w oczach przybił zwierzę do ziemi, a potem chciał odrąbać łapę rudemu lisowi. Wtem Kakashi jako pierwszy zjawił się tuż przy zwyrodnialcu i złapał za nadgarstek. W sekundę po nim reszta towarzyszy pojawiła się pomiędzy tłumem chwytając kolejnych sadystów. Chwila ciszy przerywana byłe jedynie trzaskiem ognia pochodni. 

Nagle mroczną chwilę przerwał ryk. Las zatrząsł się od ryku dziwnej istoty. Brzmiał jakby demon właśnie wyszedł z czeluści piekła. Przerażenie i poruszenie wśród cywilów poniosło się szmerem, a potem panicznym krzykiem. Drużyny spojrzały w stronę dziwnego dźwięku, ale nim zdążyli wyskoczyć w powietrze z zamiarem ratowania wioski, tuż obok nich zjawił się ANBU w białej masce wilka.

-Hatake-san, Itachi-san, Shinsui-san. Jesteście proszeni o pozostanie w wiosce i zajęciem się wraz z chuninami rannymi lisami oraz spisania uczestników tej krwawej maskarady. Proszeni również jesteście o nie opuszczanie murów. Wszyscy oprócz Korzenia podlegają również tej zasadzie, dlatego prosimy o zgłaszanie nam samowolki. To rozkaz dowódcy Danzo. Dziękuję za wysłuchanie.

Zniknął po tych słowach zostawiając oniemiałych.

Odcień szarości pomiędzy błękitemOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz