Rozdział jedenasty

4.1K 288 45
                                    


Mimo ignorowania, grupka przez następne kilka dni nie odstępowała go na krok. Próbowali zagadać, a nawet chcieli z nim iść na trening, jednak blondyn był za szybki by poza Akademią mogli go napastować swoją obecnością.

Pewnego dnia gdy wracał wcześniej z treningu, na jednym z pól treningowych wyczuł chakry jego gnębicieli i chakry jakiegoś innego grona. Zaniepokojony podbiegł bliżej by przyjrzeć się sytuacji. Kucnął na gałęzi pobliskiego drzewa.

Zobaczył jak właśnie jeden z pięciu innych geninów okłada Sasuke i wbija mu kunai w rękę. Rozejrzał się oprócz tego reszta jego przyjaciół kuliła się już na trawie okazyjnie kopana lub bita przez pozostałą czwórkę geninów.

Zeskoczył z drzewa i stanął przed oprawcami, wyciągnął zeszyt i zapisał.

-'Zostawcie ich i odejdźcie, a was nie zaatakuję'

-Pff...nie jesteśmy jakimiś dziećmi by wystraszyć się niemowy...oooo...co to za wzrok czyżby blondynek uważał, że nas wystraszy?- prychnął na niego. 

Wyskoczył naglę w jego stronę, chcąc uderzyć go z zaskoczenia

On jednak przygotował się na to. Złapał jego pięść i, w jego mniemaniu lekko, uderzył go w nos. Chłopak zachwiał się i wycofał o dwa kroki, gdy podniósł głowę pokazał krew i zmiażdżoną chrząstkę nosa. 

Jego koledzy w furii, rzucili się na blondyna. Pierwsze dwa uderzenia ominął, by później gładko przejść do kontrataku. Wymierzył cios w brzuch dla jednego, drugi dostał z półobrotu łokciem w twarz, a trzeci kolanem w podbródek. Zbliżył się do pierwszego i zwinnym ruchem dłoni zabrał mu kunai'a przyczepionego do nogi, by idealnie wymierzonym ruchem uderzyć w udo czwartego.

Przeciwnicy lekko poturbowani trzymali się na dystans, jednak Naruto miał już dosyć zabawy. Podbiegł do voldemorta i chwytając go za koszulkę i nie dając czasu na reakcje, rzucił w czwartego. Drugi i pierwszy podeszli do niego z dwóch stron i chwycili za broń. Gwiazdki poleciały w jego stronę. Blondyn ze spokojem je złapał i odbił w stronę właściciela. Gdy wbiły się im w skórę, chłopak przewrócił ich i skoczył na wbite w ich ciała shurikeny, by zagłębiły sie bardziej w ich ciała. Ostatni raz sapnęli głośno i zemdleli z bólu.

Trzeci w końcu się ocknął i zaatakował, Naruto nie patyczkował się z nim i uderzył go w kark by stracił przytomność. Czwarty i Beznos wstali z zamiarem ucieczki w przeciwną stronę, ale były ANBU pojawił się tuż przed nimi w białym błysku, po czym dwoma ruchami złamał im dwie ręce. Ich kości przebiły się na zewnątrz skóry, a oni padli na ten widok. 

Jeszcze nie odwracając się Naruto złożył pieczęć i trzy klony zjawiły się w szarym dymie, by po sekundzie ruszyć w trzy sobie znane strony. Wtedy spojrzał na znajomych z klasy. Niektórzy podnieśli się do pozycji siedzących, ale większość patrzyła na niego z podłogi. 

Podszedł do niech pomógł im się podnieść i poprzenosił ich pod drzewa by oprzeć ich o konary. Każdego przy okazji sprawdził. Zauważył, że najbardziej ucierpieli Sasuke i Kiba, mimo to reszta również nie wyglądała dobrze. Gdy miał podnieść Kibę, zauważył jego ciężki oddech i ślad błota na mostku.

"Pewnie jeden z oprawców stanął na nim...możliwe, że ma pęknięte żebra"pomyślał.

Zdjął z siebie bluzę i podniósł głowę chłopaka. Zrobił prowizoryczną poduszkę, ale nie miał zamiaru go podnosić, nie chciał sprawiać mu dodatkowego bólu. Gdy ułożył mu wygodnie głowę, rozpiął jego bluzę i rozdarł koszulkę by łatwiej było mu oddychać. Potem zajął się po kolei następnymi, gdy kończył już tamować krwawienie ostatniej, różowowłosej kątem oka dostrzegł, jak klony wraz z Hokage, Itachim i Shinsui, oraz dwóch lekarzy zbliża się do nich. Naruto nie przeszkadzając w pracy odsunął się od poszkodowanych. 

Po kilku chwilach pojawili się dorośli shinobi i zabrali dzieciaki i geninów do szpitala. Gdy wszyscy zniknęli na polu treningowym został jedynie blondyn i Sarutobi.

-Co się dokładnie stało?-zapytał Trzeci.

-'Wracałem z treningu, wyczułem jak chakry geninów otaczają uczniów. Przybyłem, zauważyłem zagrożenie i zainterweniowałem.'-odparł.

Hokage nie miał więcej pytań. Podziękował mu i kazał wracać do domu.

Sakryfikant wykonał polecenie jednak od razu po kolacji i prysznicu, teleportował się do dzielnicy Uchiha, gdzie zostawił swój znacznik z techniki latającego boga. Zobaczył, że chakra Shinsui'a jest w domu, więc uprzednio pukając wszedł.

-Naruto!-zawołał Uchiha. Nie rozmawiali od jego pierwszego dnia w Akademii.-Dziękuję, że zainterweniowałeś. gdyby nie tym pewnie oberwaliby mocniej-spojrzał na zegar.-Ale co ty tu jeszcze robisz? Powinieneś się przygotować do szkoły i iść odpocząć.

Po tym słowach chwycił go za ramię i sam odprowadził pod drzwi jego domu. Naruto wykorzystując ostatnie sekundy zapytał.

-'Jak się czują?'

Zdziwił tym Shinsui'a, ale otrzymał odpowiedź.

-Przez następne kilka dni muszą zostać w szpitalu i odpoczywać, ale nic więcej, a teraz nie zagaduj mnie i idź spać. Ja już znam te twoje sztuczki! Dobranoc!

I trzasnął drzwiami wejściowymi.

Odcień szarości pomiędzy błękitemOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz