ROZDZIAŁ VIII - LOUIS LORENCE

21 7 0
                                    

2 DNI WCZEŚNIEJ

  - Kuźwa! – przekląłem i rozlałem kieliszek z wódką. – Max, patrz co robisz!
  - Przepraszam! – zaniósł się śmiechem i skinął do barmana. – Hej, dwie kolejki!
  Nowa porcja czystej wylądowała przed moim nosem. Uwielbiałem takie piątki! Jeszcze do niedawna byłem pieprzonym pracoholikiem rozpaczającym po śmierci ukochanej kobiety, a teraz odkryłem, że alkohol leczył smutki jeszcze skuteczniej niż mnóstwo papierkowej roboty. Życie nagle nabrało sensu.
  - Twoje zdrowie! – Uniosłem do góry kieliszek i zderzyłem się nim z Maksem. – Jezu, ale świetnie!
  - No, a jak miałoby być ze mną? Tylko świetnie! – Jego twarz spoważniała i nachylił się do mnie. Jego oddech zionął różną mieszanką alkoholi. – Greczynka?
  -  Greczynka – potwierdziłem czując dreszcze na tę myśl.
  Chwiejnym krokiem udaliśmy się do toalety. Plusem tego kluby było to, że zawsze była ona pusta. Cuda zdarzają się też dwudziestym pierwszym wieku. Weszliśmy do pierwszej kabiny i zasunęliśmy zasuwę. Bezpieczeństwo przede wszystkim.
  - Panie prawniku. – Sięgnął do kieszeni.
  - Panie specu od materiałów wybuchowych – zachichotałem, jaki on był zabawny!
  Wyciągnął woreczek z białym proszkiem. Nasza Greczynka.
  - Pan przodem. – Uformował zgrabną kreskę na woreczku i podał mi go.
  Zrolowałem banknot i przyłożyłem go do nosa.
  Wdech
  I
  Wszystko
  Nabiera
  Barw.
  - O kurwa! – Max odchylił głowę. Jego źrenice rozszerzyły się o jakieś milion procent. – Louis! Dlaczego my w ogóle nazwaliśmy to Greczynka?
  - Amfa to inaczej feta, a feta to ser robiony w Grecji, nie? – przypomniałem mu. Teraz to wydawało mi się komiczne. Jacy byliśmy głupi. – Idziemy na te sam wiesz jakie dziwki? – Niestety, one już nie miały super nazwy.
  - Jasne!
  Wybiegliśmy z toalety. Czułem się silny jak nigdy, mogłem wszystko.
  Nigdy nie szliśmy na zwykłe dziwki, tylko na kobiety, które były tak spragnione bliskości mężczyzny, że same rozkładały przed nami nogi. Można powiedzieć, że robiliśmy im łaskę.
  - Rezerwuję brunetkę. – Wskazał na dziewczynę siedzącą na kanapie. Sączyła drinka, a wokół niej siedziało grono jej roześmianych przyjaciółek. Szybko się na to zgodziłem, nie chciałem mieć do czynienia z jakąkolwiek kobietą o ciemnych włosach, za bardzo przypominała mi...
  - Polly!
  - Co? – Miałem wrażenie, że się przesłyszałem.
  - Molly, mam na imię Molly! – krzyknęła do nas dziewczyna. Głośna muzyka musiała sprawić, że źle zrozumiałem, ale fala wspomnień wróciła.
  - Louis. – Stanęła na przeciwko mnie i zagryzła wargę. Znaleźliśmy dla siebie wolny weekend pomiędzy wkuwaniem na studiach. – Kocham cię, ponad wszystko.
  To było jej pierwsze tego typu wyznanie i nie wiedziałem czy żartowała, czy mówiła na poważnie. Jednak po jej minie mogłem się domyślić, że to była prawda.
  - Nawet ponad Shaheenem? – zapytałem podejrzliwie. On zawsze dla niej wiele znaczył i musiałem być pewien, że ja byłem najważniejszy.
  - On się nie liczy.
  Po tych słowach już mogłem działać. Spojrzeliśmy sobie głęboko w oczy i dosłownie rzuciliśmy się na siebie. Jej usta smakowały jak świeże truskawki i były aksamitnie miękkie. Jej delikatne dłonie przesuwały się po moim karku powodując dreszcze.
  - Ja też cię kocham ponad wszystko – wyszeptałem i ściągnąłem z niej bluzkę, a ona ze mnie.
  Czułem jak na policzkach pojawiają mi się wypieki, gdy rozpinałem jej koronkowy stanik. Kiedy trzymałem go w rękach zdałem sobie sprawę, co właśnie mamy zamiar zrobić. To byłby nasz pierwszy raz.
  - Na pewno tego chcesz? – zapytałem ją i zaraz siebie samego.
  - Jak nigdy. – Skinęła głową.
  - Nie czekamy do ślubu? – zaśmiałem się.
  - Po ślubie zrobimy to jeszcze milion razy. – Uśmiechnęła się ukazując białe zęby.
  Ale do ślubu nie doszło.
  Już nigdy nie dojdzie.
  - Zostawił mnie chłopak! – Blond włosa dziewczyna, koleżanka tamtej brunetki, przywróciła mnie do rzeczywistości. – Nienawidzę gnoja!
  - To się dobrze składa. Mnie zostawiła dziewczyna. – Po części to była prawda.
  - Chcesz się może rozerwać? – zaproponowała i jej lewy kącik ust podjechał w górę.
  - Jak nigdy – odpowiedziałem, ale dobrze wiedziałem, że będzie to tylko kolejna pusta laska, którą co najwyżej mogłem dopisać do swojej listy.

DZIEŃ WCZEŚNIEJ

  Nie pamiętałem wczorajszego wieczoru. Nic, kompletnie, czarna dziura. Dlatego ogromnie się zdziwiłem, gdy obudziłem się na ulicy. Przykryty kocem. W samych bokserkach i niebieskiej koszuli zapiętej do połowy.
  Chyba wczoraj była ostra impreza i przeholowałem. Zdarzało mi się to kilka razy, ale nigdy nie tak bardzo. I zawsze ktoś mi pomagał.
  Powoli wstałem z podłogi, ale nawet tak drobny ruch sprawił, że moja głowa eksplodowała. Wódka i Greczynka to nie była dobra mieszanka.
  - O cholera. – Podparłem się o szklaną gablotę z długimi, kobiecymi sukniami. Gdzie ja się w ogóle znalazłem?
  Trybiki w moim mózgu zaczynały pracować. Musiałem zadzwonić po taksówkę i pojechać do domu. Chciałem sięgnąć po telefon, ale zapomniałem, że nie miałem kieszeni, ani spodni. Nawet nie miałbym z czego zapłacić taryfiarzowi. 
  Szybko, myśl geniuszu, co w tej sytuacji możesz zrobić?
  Wiem.
  Obwiązałem koc wokół bioder i wszedłem do eleganckiego butiku. Pachniało tu skórą i ekskluzywnymi materiałami. Normalnie bym tu pasował, ale dzisiaj wyglądałem jak ostatni menel.
  - Witam szanowną panią – przywitałem się, a kobieta obdarzyła mnie zdegustowanym spojrzeniem i zrobiła krok do tyłu. Poprawiła okrągłe okulary na nosie i kilka razy zamrugała. – Wiem, że nie wyglądam dość porządnie, nawet w ogóle, ale to tylko tymczasowy stan. Normalnie jestem prawnikiem.
  - No i? – Zlustrowała mnie i zatrzymała wzrok na kocu.
  - To, że pracuję w zawodzie zaufania publicznego i... – O kuźwa, mój żołądek wywrócił fikołka i wczorajsze drinki podjechały mi do gardła. – I można mi ufać.
  Zgiąłem się w pół i zwróciłem wieczorną mieszankę na piękny, czerwony dywan.
  - O Boże. – Wytarłem usta. Mój przełyk piekł, a ślina zdawała się być niczym kwas.
Kobieta najpierw zrobiła się biała jak kreda, a potem czerwone rumieńce wykwitły na jej chudej twarzy.
  - Wynocha! Wynoś się stąd! Już cię tu nie ma! – Chwyciła swoją torebkę i zaczęła mnie nią okładać. Zasłoniłem się rękami, ale wtedy koc opadł na ziemię eksponując moje przyrodzenie (okazałe i piękne, ale nie na tamten moment). – Dz – dzwonię na policję! To... to zniewaga w biały dzień!
  - Kurwa, do widzenia! – Rzuciłem się do wyjścia w samych bokserkach. Mimo tego, że byłem idealnie zbudowany i wiele kobiet odwracało się za mną na ulicy, nie było mi do śmiechu. Jeszcze nigdy tak bardzo się nie wstydziłem.
  Stanąłem dopiero, gdy znalazłem się w bezpiecznym miejscu w ciemnej uliczce i czekałem na taksówkę.
  Czekałem.
  Czekałem.
  I czekałem.
  Ale mojego pojazdu nadal nie było. Nie byłbym sobą gdybym stracił nadzieję. Po około godzinie zjawiła się piękna, żółta taksówka.
  - Mam cię! – Ruszyłem w jej stronę, ale drogę zastawiła mi jakaś dziewczyna w pomarańczowej bluzce. Jej czarne afro powiewało na wietrze. – Hej, to maja taryfa.
  - Co? – Obróciła się w moją stronę i na chwilę stanęło mi serce.
  Agnes.
  - O, Louis. – Też mnie rozpoznała, co było sukcesem w mojej obecnej sytuacji. – Pojedziemy razem?
  Gdybym miał wybór nigdy bym tego nie zrobił. Nie pojechałbym z zabójczynią własnej dziewczyny.
  Starałem się na nią nie patrzeć. Już nigdy nie chciałem jej widzieć, nie po tym co mi zrobiła. Nienawidziłem jej włosów, ciemnych oczu takich jak u Polly, jej kościstych kolan i tych perłowo białych zębów.
  - Louis. – Odwróciła się w moją stronę. – Nadal jesteś na mnie wściekły?
  - Żartujesz sobie? Jak mogę nie być wściekły? Przyczyniłaś się do jej śmierci! Pocięłaś ją! – wyplułem te słowa jakby były jakimś jadem.
  - Dobra. – Zacisnęła mocno czerwone usta. – Chyba już nadszedł czas, by ci to powiedzieć.
  - Wszystko wiem. Policja mi wyjaśniła.
  Kiedy ona... umarła, rozpoczęło się śledztwo. Przesłuchiwano mnóstwo osób i kiedy natrafili na Agnes, ta przyznała się, że podczas przyjęcia zaciągnęła ją do łazienki i zostawiła na jej policzku okropną ranę. Tym sposobem pozbawiła ją kariery modelki, przyszłości i celu w życiu. Do tej pory utrzymywała, że targała nią tylko zazdrość i byłem pewny, że tak było. Polly była dobrze prosperującą kandydatką na światową gwiazdę mody.
  - Ale ja im nie wszystko powiedziałam. – Wlepiła wzrok w swoje buty. – Nie chciałam jej śmierci, bo... bo ją... kochałam.
  - Co kurwa? – Nie mogłem się powstrzymać. Polly nie była... lesbijką. – To chyba była platoniczna miłość.
  - Później już tak, ale nie na początku. – Jej oczy zaszły mgłą. – Zresztą, to już nieważne. Chciałem tylko, żebyś wiedział, że nie chciałam dla niej źle, a w tamtej chwili działałam pod wpływem impulsu.
  Czyli zdradziła mnie dwa razy, tyle dla niej była warta nasza pseudo miłość. 
  Taksówka zatrzymała się przy wysokim budynku. Agnes jeszcze raz na mnie spojrzała i ukradkiem wytarła łzę z policzka.
  - Trzymaj się Louis. I pamiętaj, że ona nie chciałaby widzieć cię w tym stanie.
  Jedynie tutaj mogłem przyznać jej rację.
  Nie chciałaby.

TEGO SAMEGO DNIA

  Dźwięk telefonu wyrwał mnie z pracy. Wyciągnąłem swojego najnowszego iPhona i spojrzałem na ekran.
   CHOLERNY KEBAB
  Tak miałem zapisanego Karima Shaheena. Czego on znowu ode mnie chciał? Nie rozmawialiśmy ze sobą od czasu naszej wyprawy na ciepłe wyspy.
  - Czego chcesz Shaheen? – zapytałem tradycyjnie, tak jak zawsze się do niego zwracałem.
  - Potrzebuję twojej pomocy. – Oczywiście, czego innego mógł chcieć, przecież nie zapytać się co u mnie słychać.
  - Znowu odpaliłeś jakąś bombę i siedzisz w kiciu? – Mimo woli uśmiechnąłem się. On zawsze pakował się w kłopoty. Zawsze.
  - Nie tym razem. Dzisiaj zabiłem dwóch małych chłopców.




W KADRZE MROKUOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz