No, kurwa, co za dzień! Nie wiem już który raz jechałam gdzieś z prędkością sto dwadzieścia kilometrów na godzinę.
- Niech pan jedzie szybciej – ponaglałam kierowcę taksówki ze złością w głosie. Serio, nie mógł przyspieszyć?!
- Ale tu jest ograniczenie! – Wskazał na znak, który mijaliśmy z napisem do stu kilometrów na godzinę. – Nie chcę stracić prawa jazdy! Pani, ja żyję z tej taksówki!
- Wezmę wszystko na siebie. Jestem adwokatem. Niech pan przyspieszy, już niewiele zostało. – Wierciłam się na fotelu i patrzyłam na wiadomość na telefonie: Już dawno nie widziałem krwi. Pospiesz się, bo zaraz się podniecę.
Ohyda. Co on mu zrobił? Wiedziałam, że był zdolny do najgorszych rzeczy, ale żeby pobić go w sklepie przy tylu ludziach? To raczej nie był mądry pomysł, a niestety musiałam przyznać, że Lorgan charakteryzował się ponadprzeciętną inteligencją i mógł wymyślić jak ukryć swoją zbrodnie. Prawie jak każdy psychopata.
- Przykro mi. Widzi pani ten korek? Nie dam rady jechać szybciej choćbym nie wiem jak bardzo chciał – jęknął i uderzył o kierownicę, która wydała głośny klakson. – To trochę zajmie...
Mapa na telefonie pokazywała, że do miejsca docelowego zostało mi niecałe dwa kilometry. Wyjrzałam przez okno i zauważyłam, że samochody nie przesuwały się ani odrobinę dalej. Decyzja była prosta.
- Dobra, dziękuję panu. – Podałam mu zwinięte banknoty i zanim zdążył zareagować, już byłam na zewnątrz.
Nie pamiętałam kiedy ostatni raz biegałam. Nigdy nie czułam takiej potrzeby i nie rozumiałam ludzi, którzy robili to dla przyjemności. Już po pięciu krokach zawsze dostawałam zadyszki, a po pewnym czasie sapałam jak jakiś konający niedźwiedź. Wolałam ćwiczyć na siłowni albo chodzić na jakieś zajęcia. Ale to robiłam tylko do pewnego momentu – kiedy przyszedł do mnie skurwiel, nie musiałam już dbać o figurę, on robił to za mnie. Chudłam bez żadnych ćwiczeń i na początku było mi z tym dobrze, ale spadek wagi do trzydziestu pięciu kilogramów trochę mnie przestraszył. Jadłam te wszystkie dietetyczne gówna dla chorych na raka i cudem wybroniłam się z tamtej sytuacji. Po wygranej walce z chorobą zaprzestałam solidnych ćwiczeń i po prostu jadłam zdrowo.
No, ale cóż, teraz biegłam. Okulary przeciwsłoneczne podskakiwały mi na twarzy, a oddech stawał się coraz bardziej urywany. Biorąc powietrze w płuca czułam okropne ukłucie, które próbowałam lekceważyć z różnym skutkiem. Mijałam ludzi z oburzonymi minami, bo trącałam ich i niektórzy wypuszczali z rąk przedmioty takie jak siatki z zakupami czy teczki.
- Skręć w lewo. – Mechaniczny głos poinformował mnie o kierunku drogi. – Za trzysta metrów skręć w prawo.
Sam sobie skręcaj, ja tutaj umieram! Nie mogłam dłużej utrzymać takiego wysokiego tępa, to było ponad moje siły. Zwolniłam do szybkiego marszu, zostało mi pół kilometra i miałam zamiar pokonać tę odległość w jak najkrótszym czasie. Każda minuta miała ogromne znaczenie.
On tu jest, zakończ to.
Głos Olivera był słaby, jakby przeżywał ogromną mękę. Dobrze wiedziałam, że jego nie łatwo było złamać, wręcz było to niemożliwe. Lorgan znał go całe życie i zapewne potrafił wnikać w umysł chłopaka jak we własny. Mimo że we wcześniejszych latach często odwiedzałam więzienie w celu pomocy mojej drugiej prawdziwej miłości, nigdy nie spotkałam Olivera. Musiał go tak dobrze ukryć, że nawet niektórzy pracownicy nie mieli o nim pojęcia. Nawet, wtedy gdy był normalny nie wspominał o nim.
- Dotarłeś do celu.
Stanęłam przed oszklonymi drzwiami do sklepu Market Light. Serca waliło mi jak szalone i ledwo łapałam oddech, ale udało mi się! Dobiegłam! Nawet bez większego szwanku. Z chwilą, gdy to pomyślałam potworny ból przeszył mi skronie i powędrował aż do czubka głowy. Mroczki stanęły mi przed oczami, a podłoga niebezpiecznie się nachyliła. Nie możesz tutaj zemdleć, nie teraz!
Spokojnie, policz do dziesięciu. Raz, dwa, trzy... Ogarnij się, nie było na to czasu!
Nerwowo rozglądałam się w poszukiwaniu dwójki ludzi, którzy zachowywali się w dziwny sposób. Gdzie bym zabrała Olivera gdybym była Lorganem? Na pewno nie na dział z jedzeniem i ubraniami, chyba, że chciałby go udusić paskiem od spodni. Czego on mógł się tak bardzo przestraszyć? Co doprowadzało go na skraj załamania?
Skręciłam w alejkę z telewizorami i wtedy wszystko do mnie dotarło. Jak mogłam się nie domyślić? Przecież jeszcze kilka dni temu rozmawiałam z nim na ten temat.
- Co robisz? – Oliver usiadł na kanapie, a ja poprawiłam się przy biurku.
- Pracuję. – Potarłam zmęczone oczy i wróciłam do uzupełniania karty o pozew rozwodowy. – A ty?
- Nigdy nic nie robiłem na laptopie. – Zignorował moje pytanie. – Jeszcze nie doszedłem do tego poziomu. Postanowiłem zacząć od telefonu i rozgryzienie go zajmuje mi już rok.
- Czekaj. Nigdy nie robiłeś nic na laptopie? Nie miałeś go w rękach? – Obróciłam się w jego stronę,
- Niby jak? Siedziałem w więzieniu przez czternaście lat. Kiedy byłem mały nie było takich nowoczesnych rzeczy. Znaczy się były, ale ja nie miałem do nich dostępu. – Delikatnie musnął dłonią klawiaturę. – Nawet nie potrafiłbym obsłużyć się Paintem.
- Jeżeli chwilę poczekasz mogę cię nauczyć – zaproponowałam. – To nie jest dużo trudniejsze od smartfona.
- Na pewno, ale wolałbym jeszcze poczekać. Ta cała aparatura napawa mnie dziwnym niepokojem – powiedział to poważnym tonem, a po chwili się zaśmiał. – Wiem, jestem dziwny. Ale spokojnie, nie boję się miksera.
- A tostera? – Również zażartowałam, ale jego słowa głęboko mnie uderzyły. To musiało być koszmarne nie mieć przez całe życie dostępu do nowoczesności i nagle zostać przez nie otoczonym. Nie dziwiłam się, że chciał wszystko robić stopniowo. Każdy inny poza nim by zwariował.
- Nie ufam mu. – Wstał z kanapy i zanim wyszedł z pokoju mrugnął do mnie porozumiewawczo.
To było oczywiste gdzie był Oliver. Przyspieszyłam kroku i udałam się na najnowocześniejszy dział i zgadłam idealnie. Lorgan stał przy telefonach i spokojnie oglądał jeden po drugim. Chłopaka nigdzie nie widziałam.
- Myślałam, że prawdziwego mężczyznę nie podnieca krew, a właśnie takie urządzenia. – Stanęłam obok niego. – Gdzie chłopak?
- Uśmiech. – Wyciągnął telefon i błysnął flesz. – Cholera, jaka jakość! Widać nawet twoje piegi.
To musiała być naprawdę dobra jakość, bo moje piegi była ledwo widoczne i zawsze starałam się je zapudrować. Przerażało mnie to, że pamiętał o ich istnieniu.
- Gdzie on jest? – zapytałam ostro jeszcze raz.
- Bawi się na kolejce górskiej. – Wskazał niedbale na oszklony, mały pokoik. Wirtualna rzeczywistość.
- Kuźwa. – Rzuciłam się w tamtą stronę i szybkim ruchem otworzyłam drzwiczki. – Jezu, Oliver, co on ci zrobił? – Zdjęłam mu gogle, wyjęłam scyzoryk i przecięłam kajdanki. Przez chwilę jego wzrok błądził po mojej twarzy i miałam wrażenie, że mnie nie poznawał albo co gorsza nie widział.
- Xsara? – Zamrugał kilka razy i dopiero wtedy dostrzegłam, że z nosa sączyła mu się stróżka krwi. – Zabierz mnie stąd, proszę...
- Już, spokojnie, idziemy stąd. – Pomogłam mu wstać, ale wtedy na naszej drodze stanął Lorgan.
- Jeszcze nie porozmawialiśmy – warknął, a jego brwi zmarszczyły się. – Ustalimy coś i dopiero wtedy pozwolę mu odejść.
- Dobra, czego chcesz? – Założyłam ręce na piersi. – Załatwmy to szybko.
- Nie jestem pewien czy to zajmie chwilę. – Oparł się o framugę. – Zagrajmy w grę. Musisz zdobyć trzy punkty, by uwolnić tego swojego Shaheena. Jeżeli ci się nie uda, moi poplecznicy w psychiatryku go zabiją.
- Niby jak mam je zdobyć? – Wytężyłam słuch. Wiedziałam, że nie zniesie sprzeciwu.
- Udamy się razem w podróż. Przeszłość, teraźniejszość i przyszłość. Razem. Zupełnie jakbyśmy byli parą. Kabel pojedzie z nami i będzie obrywać za każdy twój błąd. – W jego oczach czaiły się szalone iskierki. – Tylko podejmując wyzwanie zdołasz ich uratować. Wtedy dam wam spokój. Obiecuję.
- Żartujesz sobie? Mam ci uwierzyć? – zakpiłam i podałam Oliverowi chusteczkę.
- A masz inne wyjście? Daję ci słowo, a ja go dotrzymuję. Zaznacie spokoju – powtórzył z naciskiem na ostatnie słowo.
- Zgódź się – wtrącił cicho chłopak.
- Zwariowałeś? Zrobię coś głupiego i ty za to odpowiesz albo Karim. To niesprawiedliwe.
- Życie nie jest sprawiedliwe. – Wzruszył ramionami. – Musisz się zgodzić, inne opcje będą tylko gorsze, a tutaj mamy jakieś szansę.
To było idiotyczne. Nie mieliśmy żadnej szansy. Z jego gier nie dało się wyjść zwycięsko, zawsze robił wszystko, by osiągnąć swój cel. Na początku naszej znajomości mi to imponowało, bo mogłam czuć się z nim bezpiecznie. Nie musiałam się obawiać, że ktoś mnie źle potraktuje.
- Cześć , piękna. – Jakiś obleśny typ przysunął się do mnie w barze i położył łapsko na moich nagich udach. – Czy jak postawię ci drinka ty postawisz mi co innego?
Boże, co ta beznadziejny tekst na podryw? Która na to poleciała?
- Postawić to ci mogę co najwyżej nos w poprzek jak się nie zamkniesz. – Uśmiechnęłam się zjadliwie i strąciłam jego rękę. – Piękny.
- Och, jaka zadziorna! – Nie odpuszczał. – Lubię takie!
- Ja też. I tak się składa, że nienawidzę się dzielić. – Pięść Lorgana wylądowała prosto w jego roześmianej twarzy. – Chodź, Xsara, to miejsce nie jest nas godne.
Cholera, jak ja się wtedy cieszyłam, że miałam takiego wspaniałego chłopaka. Z dumą opowiadałam tę historię moim znajomym na roczniku i wszyscy byli zachwyceni jego postawą. Dopiero później jego zdolność do agresji zaczęła mnie niepokoić.
- Uważaj, kretynie! – Fuknął na przechodnia, który go lekko potrącił.
- To ty uważaj, ziom – odgryzł się i chciał odejść, ale on go chwycił. – Ej, puszczaj!
- Nie będziesz mi mówić co mam robić. – Ścisnął dłoń tak, że aż jego przedramię pobielało.
- Przestań! – Próbowałam ich rozdzielić, ale wtedy chłopak go odepchnął i wszczęła się bójka. Oczywiście Lorgan był o wiele silniejszy i z łatwością powalił go na ziemię. Stałam jak wryta i nie potrafiłam zareagować przez dobrą minutę. Dopiero po tym czasie uświadomiłam sobie, co się właśnie działo. Podbiegłam do nich i uderzyłam mojego chłopaka z całej siły torebką w głowę. Była ciężka, bo nie zdążyłam z niej wyjąć książek z biblioteki. Dopiero po tym ciosie opamiętał się i pozwolił uciec swojemu przeciwnikowi.
Później było już tylko gorzej. Zaczął się kłócić o najmniejsze drobiazgi i stał się oschły dla innych. Co dziwne, działo się to tylko wieczorami. Niedługo potem okazało się, że za wszystkim stała jego choroba dwubiegunowa i odrobina wrodzonej głupoty.
- A co jeśli się nie zgodzę? – zapytałam zamykając oczy, by nie patrzeć na tą twarz, którą kiedyś darzyłam miłością.
- To zostawisz Shaheena samego w szpitalu z połową lekarzy na moich usługach – stwierdził radośnie.
- Skąd ty masz na to wszystko pieniądze?
- To proste. Od jego braciszka.
- Amira? – Powiedz, że nie, powiedz, że nie...
- Nie, Farisa. Przecież zawsze w rodzinie musi być ktoś... normalny. Nawet jak na brudasa. – Nie znałam go, a Karim nigdy o nim nie wspominał. – Teraz to nieważne. Zgadzasz się?
- A wtedy Karim będzie bezpieczny? – chciałam się upewnić.
- Jak uzbiera swoje punkt, to tak.
- Nie mówiłeś o tym! Jak mam ci ufać jak zmieniasz zasady tak jak ci się podoba?! – syknęłam i dźgnęłam go palcem w pierś.
- Nie zmieniam. Po prostu nie dałaś mi powiedzieć wszystkiego. On zbiera swoje punkty, a ty swoje. Razem macie ich sześć. Jestem tak łaskawy i pozwalam wam stracić jeden. Za każdy wasz błąd odpowie...
- Ja. – Oliver przyłożył sobie chustkę pod nos. – To już wiemy. Teraz tylko pytanie kiedy chcesz rozpocząć swoją szaloną podróż i gdzie będzie jej cel?
- Proszę, proszę, zdjąć mu okulary, na chwilę zostawić samego i już zaczyna hardzieć – zakpił. – Ale słuszne pytanie. Wszystko zacznie się jutro rano, dokładnie o szóstej dwadzieścia na lotnisku. Cel podróży chyba jest znany, co nie, Xsara? Gdzie pojechaliśmy w naszą pierwszą podróż? Co potem wspominaliśmy całymi dniami?
W ciągu trzech lat naszego związku zwiedziliśmy razem mnóstwo pięknych miejsc. On już pracował i mógł zwiedzać wtedy, gdy tylko tego zapragnął, ale ja zawsze musiałam czekać na wakacje. Naszego pierwszego urlopu nie spędziliśmy tak jak inne pary w we Francji albo we Włoszech. Chcieliśmy być wyjątkowi w każdym aspekcie tego słowa i jeden kraj spełniał nasze wymagania w stu procentach.
- O kurwa, Tajlandia.
CZYTASZ
W KADRZE MROKU
Mystery / Thriller,,Człowiek może wytrzymać tydzień bez picia, dwa tygodnie bez jedzenia, całe lata bez dachu nad głową, ale nie może znieść samotności. To najgorsza udręka, najcięższa tortura." ~ Paulo Coelho Karim Shaheen już nie tkwi w więziennej celi. Ale to wcal...