ROZDZIAŁ XIV - LEE HUANG

19 4 3
                                    

  Dzisiaj mieliśmy zrobić wywiad z jakimś tam ważnym politykiem. Tym razem miało nas jechać kilku; wszyscy współpracownicy Karima. Nawet ja nie byłem jedynym kamerzystą jak zawsze, towarzyszył nam  Jojo, który zbytnio się nie wyróżniał, bo cały czas spędzał w swoim telefonie.
  Podróżowaliśmy prywatnym busem naszej stacji telewizyjnej i trochę czułem się jak w szkole. Wszyscy ze sobą rozmawialiśmy, opowiadaliśmy sobie kawały i atmosfera była luźna. Bardzo dobrze nam się wspólnie pracowało i zawsze nasze reportaże były wielkim sukcesem. Można powiedzieć, że teraz pracowałem w pracy, o której marzyłem w dzieciństwie.
  - A wtedy on na to: to byłem ja! – Reese zanosząc się śmiechem dokończyła swój kawał i wszyscy się rozchichotaliśmy. Nawet jeżeli sama jego treść nie była śmieszna, to jej śmiech tak. Przypominał szczekanie małego szczeniaczka, który domagał się zabawy. Krótko mówiąc było to urocze.
   - Coś nie tak, Karim? – Rayan nachylił się w stronę mojego przyjaciela. – Coś taki smutny?
  - Ja? Nie, wydaje ci się – odpowiedział spokojnie. – Po prostu już się skupiam na pytaniach jakie zadam.
  - Ja tam zawsze lecę na spontanie – podchwycił temat. – Dobry dziennikarz potrafi się dopasować do rozmówcy, ale wybitny sprawi, że to rozmówca się do niego dopasuje.
  - Cóż za złota rada. – Udałem, że notuję ją na mojej dłoni. Dobrze wiedziałem, że Karim też tak robił, nigdy nie szykował sobie pytań. – Co porabialiście w ten weekend?
  Samochód gwałtownie skręcił i wpadłem na Jojo. Ten uniósł swoje czarne oczy spod grzywy ciemnych włosów i wskazał na telefon.
  - Pięć punktów do następnego poziomu. Stracone. Przez. Ciebie – wycedził wściekły.
  - Jezu, przepraszam, nabijesz sobie za chwilę – odparłem rozbawiony.
  - Ale to musi chwilę potrwać, bo już jesteśmy. - Nasz kierowca zatrzymał się i otworzył drzwi. – Jazda! Zostało wam piętnaście minut.
  - Co? – Szybko chwyciłem Samantę, moją kamerę, i wyskoczyłem z samochodu.
  Było piękne południe, ale panował okropny skwar. Dobrze, że miałem na sobie tylko koszulę, ci którzy musieli występować przed kamerą byli ubrani w ciężkie marynarki.
  - Myślicie, że mogę to ściągnąć? – Reese odchyliła kołnierz zielonej marynarki. – Chociaż będę wyglądać trochę nieprofesjonalnie...
  - O Chryste! – Cecil wytrzeszczył oczy w jej dekolt. – Założyłaś koronkowy, czarny stanik do białej koszuli?
  - Gdzie ty się patrzysz! – fuknęła oburzona i zakryła się. – Ja... ja rano jestem zawsze  nieprzytomna i musiałam źle dobrać części garderoby. Ale katastrofa...
  - Nie jest źle. – Karim próbował ją pocieszyć. – Ja kiedyś wyszedłem do szkoły w piżamie.
  Parsknąłem śmiechem, bo to była prawda. Najśmieszniejsze z tego było to, że w ogóle się nie zorientował. Dopiero, gdy się spotkaliśmy zauważył, że coś było nie tak, bo się w niego uporczywie wpatrywałem.
  - Co się tak gapisz? Jestem brudny czy co? – zapytał wtedy kompletnie zdezorientowany.
  - Zawsze jesteś brudny. – Przechodzący obok Louis wtrącił się do naszej rozmowy i gwałtownie się zatrzymał. – O Boże, nie wierzę! Max! – I pobiegł po swojego kumpla.
  - Karim, ty jesteś w piżamie! – Potrząsnąłem nim, bo chyba to do niego nie dotarło.
  - Co? O nie!
  Miał szczęście, że wtedy byłem ubrany w koszulę, a na niej nałożyłem sweter i mogłem mu go dać. Co prawda był o wiele za duży, ale lepsze to niż piżama. Co do spodni to mogłem mu tylko zaproponować spodenki na W – F, więc wolał zostać w swoich.
  Weszliśmy do pięknego budynku, w którym tłoczyły się całe tabuny dziennikarzy. Panie z ciasno upiętymi kokami w eleganckich kombinezonach próbowały nas rozdzielić do osobnych sal, ale ledwo panowały nad chaosem.
  - Państwo skąd? – krzyknęła w naszą stronę.
  - News Time! – Rayan pokazał jej identyfikator. – Gdzie mamy iść?
  - Pan Title jest w Sali Kryształowej, pani Sleece w Czerwonej,  a pan Dearly w Balkonowej – wyjaśniła. – Radzę się państwu podzielić.
  - Dobrze, dziękuję. – Zmrużył oczy jakby myślał nad czymś uporczywie. – Ja, Karim i Lee idziemy do Title. Reese, Jojo i Cecil do Sleece, a kto pierwszy skończy to do Dearly.
  - A niby dlaczego ty o tym decydujesz? – Cecil nie chciał się zgodzić.
  - Słuchajcie, nie mamy czasu, zróbmy tak jak powiedział, zgoda? – Karim chwycił mnie za nadgarstek i pociągnął na schody. – To tutaj?
  - No raczej. – Rayan pchnął drzwi i weszliśmy do sali gdzie odbywała się konferencja prasowa. Połowa miejsc była już zajęta, więc Karim i Rayan usiedli na krzesłach z brzegu, a ja stanąłem przy ścianie tak jak reszta kamerzystów, żeby mieć dobry widok na nich i Titla. – I świetnie, mamy jeszcze siedem minut. 
  Ustawiłem kamerę na statywie i skierowałem obiektyw na biurko, przy którym miał usiąść polityk. Czułem się jak snajper, który za chwilę namierzy swoją ofiarę. W dzieciństwie ojciec często zabierał mnie na strzelnicę i uczył celować do tekturowych kolesiów. Szło mi całkiem nieźle, ale mnie to nie interesowało. Wychodziłem z założenia, że jak rozpocznie się strzelanina to i tak moje szanse na przeżycie będą marne, a z moją kondycją daleko bym nie uciekł. Z drugiej strony jakbym miał sam do kogoś strzelić to wolałbym zostać zastrzelony. Po prostu miałem za miękkie serce.
   - Witam wszystkich. – Dopiero teraz zauważyłem, że mężczyzna, na którego wszyscy czekali usiadł już na swoim stanowisku, nie zdążyłem się nawet zapytać o czym miał mówić. – Na początek chciałbym podziękować państwu za tak liczne przybycie tutaj. – Jakie to typowe dla polityka – przylizywanie się. – Cieszę się, że tak wielu obywateli obchodzi zdrowie swoich sąsiadów, kolegów z pracy czy w końcu bliskich. Mam nadzieję, że nasz nowy projekt, który właśnie dzisiaj wszedł w życie zaspokoi państwa oczekiwania. Zdrowy ja, zdrowa rodzina jest starannie przygotowany przez naszych specjalistów gotowych nieść pomoc. – Poprawił swoje okulary i przeczesał dłonią włosy ścięte po wojskowemu. – To tyle na temat krótkiego wstępu. Teraz czekam na państwa pytania.
  Jakaś ręka z prędkością światła wystrzeliła w górę i kobieta z burzą czarnych loków wstała.
   - Alice Bert, Good morning USA – przedstawiła się. – Czy to wszystko będzie dostępne za dodatkową opłatą? I kto może być wzięty pod opiekę?
  - Dobre pytanie – zauważył z uśmiechem. – Nasz projekt finansuje państwo. Chore osoby nie będą musiały dodatkowo udręczać się myślą czy będą w stanie pokryć koszty leczenia. A kto może wziąć w tym udział? Każdy może się zgłosić, ale tylko ci najbardziej potrzebujący zostaną wybrani.
  - Co oznacza najbardziej potrzebujący? – Inna kobieta zadała pytanie. – Juddie Elie, Coffe Time.
  - Dzielimy chorych na dwie grupy: chorych fizycznie i psychicznie. Wśród nich są tacy, którzy myślą, że to już ich kres życia i nie mają już na nie siły. My im pomożemy.
  Karim i Rayan ciągle się zgłaszali, ale zawsze ktoś był od  ich szybszy. Padały przeróżne pytania dotyczące projektu; skomplikowane i zupełnie proste. Po dwudziestu minutach wreszcie skierowałem obiektyw kamery na moich kumpli, bo Rayan doczekał się swojej kolejki.
  - Kiedy możemy spodziewać się pierwszych efektów tej pracy? News Time.
  - Myślę, że po roku. To najbardziej optymalny czas.
  No i fajnie, mieli już zaliczone. Może dostaniemy premię jak uda im się zadać jeszcze jedno pytanie?
  Znowu wyrósł las rąk.
  - Duo Part. – Aż podskoczyłem. Kobieta miała tak ciasno spięte włosy, że jej oczy prawie wyszły na wierzch. Czerwona opaska z kokardą prezentowała się dość komicznie jak na tak poważną osobę, a obcisła sukienka w takim samym odcieniu nie poprawiała jej sytuacji. – Czy osoby, którym się wydaje, że ktoś ich cały czas śledzi, chociaż już nie ma takiej możliwości, mogą mieć szansę? Chodzi mi o to, że ktoś kiedyś bardzo ucierpiał przez swojego oprawcę i teraz wydaje mu się, że on nadal go śledzi. Przez to staje się niebezpieczny dla środowiska, bo wszystkich podejrzewa o współpracę z nim. Nie wiadomo do jakich pomysłów może się posunąć.
  - Oczywiście, taka osoba jest jak najbardziej chora psychicznie i należą jej się badania. Może mieć jeszcze głęboki uraz z przeszłości, który trzeba wreszcie zaleczyć, bo może być niebezpiecznie.
  - Nawet osoby, które cały czas nie akceptują tego, że są... no nie wiem, mordercami? – I popatrzyła prosto w mój obiektyw. Aż przeszyły mnie dreszcze.
  - Dziwny przykład, ale tak. – Rozejrzał się po sali. – Pan ciągle się zgłaszał. Proszę.
  Wskazał na Karima, który podniósł się z miejsca i o mało co nie upadł. Zamrugał kilka razy i próbował skupić na nim wzrok.
  - Eee, News Mine... Time – poprawił się. – To... co pan myśli o akcji?
   - Co ja myślę? – zdziwił się. – Już mówiłem. To piękny projekt, którego jestem współtwórcą, jak mogę go nie popierać?
  - Racja. – Usiadł zmieszany, a Rayan ze zmarszczonymi ze złości brwiami nachylił się w jego stronę.
  Czemu on się tak zachował? Nigdy nie zadawał tak bezsensownych pytań i wiedział jak się odnaleźć w sytuacji. Co go tak poruszyło?
  Konferencja skończyła się dziesięć minut później i musieliśmy pędzić na dół do pani polityk.
  - Co to miało być? – syknął Ryan. – Coś ty zrobił?
  - Rozproszyłem się, przepraszam. – Był blady jak ściana.
  - Przepraszam? Nasza premia poszła się bujać! – ryknął. Musiałem zareagować.
  - Karim, chodź na moment.
  Rayan już chciał zaprotestować, ale pokazałem mu, że nie zajmie nam to dłużej niż minutę.
  Odciągnąłem go na bok i szepnąłem:
  - Co się stało?
  Błądził wzrokiem po korytarzu i dopiero po chwili odnalazł moje oczy.
  - Lee, ta kobieta... ta kobieta mówiła o mnie. Wymyślony prześladowca, morderca...
  - Spokojnie, czy ty trochę nie popadasz w paranoję? – delikatnie zasugerowałem.
  - Paranoję?! – syknął i mną potrząsnął. – Ty też jesteś przeciwko mnie? Lee, jestem pewny, że to prawda!
  - Dobra, dobra. – Wciąż mu do końca nie wierzyłem, ale miałem wrażenie, że jak mu tego nie powiem to zaraz wybuchnie. Kurde, fatalny dobór słów. – Jak chcesz to pójdę ją śledzić, a wami zajmie się Jojo.
  Błagam, powiedz nie, powiedz nie, powiedz nie.
  - Naprawdę? Mógłbyś to zrobić?
  Cholera.
  - Jasne. – Uśmiechnąłem się niewyraźnie i skinąłem głową dla potwierdzenia moich słów. – Agent Bruce Lee Huang zawsze gotowy do akcji.
  Tylko gdzie ona mogła być? Jeżeli była kimś podłożonym to pewnie nie zależało jej by być dalej na konferencji. Musiała już zbierać się do wyjścia albo już znajdować się w bezpiecznym samochodzie. Według mnie Karim już wiele nacierpiał i pakowanie się w kolejne tarapaty było zbędne. Dla jego dobra zejdę tylko na dół poczekam chwilę i przekaże mu, że kobieta najspokojniej na świecie wypiła swoją kawę i poszła do domu.
  Już nawet miałem zamiar się wrócić, gdy czerwony materiał mignął mi przed oczami. To musiała być ona. Poczułem w sobie siły Jamesa Bonda i po cichutku zacząłem się za nią skradać. Skręciliśmy w jakiś pusty korytarz a kokarda zatrzymała się gwałtownie. Na szczęście drzwi do jakiegoś składziku były otwarte, więc z gracją gazeli wskoczyłem tam; schowałem się za półką z środkami czystości i nadstawiłem uszu.
  - Halo? – Słyszałem idealnie każde jej słowo. – Tak, udało się. Cała akcja przebiegła tak jak ustalaliśmy.
  Moje serce zabiło mocniej. A może jednak Karim miał rację?
  - Gdybyś widział jego minę – zaśmiała się zachrypniętym głosem, zupełnie jak moja prababcia. – Ten wyraz szoku, niedowierzania i strachu w jednym. Warte zapamiętania!
  Przysunąłem się bliżej drzwi i poczułem, że drewniana tyczka od mopa przesuwa się powoli po ścianie i z trzaskiem upada na podłogę. Na moment zaległa cisza.
  - ...Ale wiesz co było najlepsze? – kontynuowała, ale już zmienionym tonem. Zorientowała się, że coś było nie tak. – Że on się wcale tego nie spodziewał. Podeszłam do niego i po prostu powiedziałam: jestem w ciąży! Chyba go to przerosło, ale mamy mnóstwo czasu. Dokładnie tak to sobie zaplanowałam.
  Co? To ona nie mówiła o Karimie tylko o swoim chłopaku? Przecież to było oczywiste!
  - Wiesz co, muszę kończyć, pa! – I szybkim krokiem minęła magazynek.
  Wyszedłem zadowolony z siebie, że wykonałem swoją misję. W pełni rozumiałem to, że Karim był przewrażliwiony na takie tematy, ale teraz trochę przesadził. Teraz nasuwało się jedno pytanie.
  Czy tych listów też sobie nie wymyślił?










































W KADRZE MROKUOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz