Miałem wrażenie, że znajdowałm się w gorącym kotle ze wrzątkiem. W dodatku ktoś co chwila nim potrząsał. Wylewająca się z niego woda wlatywała do mojego mózgu i wypełniała każdą jego szczelinę rozsadzając go od środka.
Uchyliłem swoje kamienne zasłony zwane powiekami, ale zaraz szybko je zamknąłem. Oślepiające światło.
- Musimy mu podać antidotum. – Jakiś głos oddalony o całe kilometry doszedł do moich uszu.
- Cholera, wiem. Zadzwonię do niego.
Ponownie je otworzyłem i tym razem ujrzałem niewyraźne kontury jakiś postaci. Chyba trzech mężczyzn.
- Coś ty mu podał?! – krzyknął jeden z nich, co doprowadziło moje uszy do przeraźliwego jęku. – Jak nie powiesz to on zaraz umrze, rozumiesz?
Błogosławiona cisza. Słychać było tylko dźwięk gotującej się wody.
- Rozłączył się.
- Powiedział coś?
- Tylko tyle, że przeżyje.
Skalne kurtyny zjechały do dołu razem z moją świadomością.
~ × × × ~
Kiedy z powrotem odzyskałem panowanie nad swoim ciałem, odkryłem, że moje gorące źródło nagle zamarzło. Ogarnęło mnie paraliżujące zimno i chyba stałem się kostką lodu. Z trudem otworzyłem oczy i ujrzałem nad sobą rozpromienioną twarz Kabla.
- O super, wreszcie jesteś.
- Nie! – krzyknąłem. To nie mogła być prawda, ja już byłem wolny! – To już było! To jest skończone.
- Skończone, to jest twoje życie. – Jego przyjazna twarz przepoczwarzyła się w oślizgłą gębę Lorgana. Jego ręce wyciągnęły się w moją stronę i chwyciły w żelaznym uścisku moje gardło.
Tym razem obudziłem się naprawdę, co wcale nie było lepsze od tamtego koszmaru.
Chciałem poruszyć dłonią, ale nie mogłem. Taka sama sytuacja była z nogami. Czyżby jakiś paraliż?
Znowu otworzyłem oczy i wszystko się wyjaśniło. Leżałem na łóżku z metalowym obiciem, a wokół moich kończyn i pasa rozciągał się skórzany pas. Szarpnąłem kilka razy, nie puszczał. Gdy spróbowałem jeszcze raz, zorientowałem się, że do przedramienia miałem podpiętą rurkę. Szybko spojrzałem do czego była podłączona – przezroczysty pojemnik z wodnistym płynem. Miałem nadzieję, że nie z trucizną.
Dobra, czas określić swoje położenie. Pokój wyglądał dość zwyczajnie – szafa, półka z telewizorem, fotel i biblioteczka wypełniona niewielką ilością książek. Ściany były pomalowane na kremowy kolor i sprawiały, że wnętrze stawało się przytulne. Gdyby nie to cholerne łóżko, spokojnie mogłoby uchodzić za hotelowy pokój.
Rozejrzałem się za swoim telefonem, ale go nie było. Oczywiście. Pasy jak kajdanki, brak kontaktu, sytuacja zupełnie taka sama jak przed około rokiem.
- Jezu... – jęknąłem przeciągle, ale od razu tego pożałowałem. Moje gardło było niczym Sahara.
Nagle, drzwi otworzyły się i do środka weszła kobieta w morelowym uniformie. Zapatrzona w jakąś kartkę nawet nie podniosła na mnie wzroku. Dopiero, gdy podeszła do mojego łóżka, podskoczyła na widok tego, że byłem przytomny.
- Gdzie ja jestem? – zapytałem z trudem.
Ale ona zrobiła tylko wielkie oczy i wybiegła na korytarz. O co tu...
Nie zdążyłem nawet dokończyć myśli, gdy nowa osoba pojawiła się w progu.
- Dzień dobry, panie Shaheen.
To ten lekarz przypominający Lorgana. Łysy z kwadratową szczęką.
- Jak się dzisiaj czujemy, hmm? – Przyciągnął sobie fotel i usiadł obok mnie.
- Gdzie ja jestem? – zignorowałem jego pytanie i powtórzyłem swoje.
- Nie dziwię się, że pan nie pamięta. Przed spotkaniem z panem Duface'm zażył pan ogromną ilość pewnego środka. Musieliśmy walczyć o pana życie.
- Ja niczego nie brałem – zaprzeczyłem. Przed oczami stanął mi obraz Lorgana ze strzykawką. – To wy współpracujecie ze sobą. To od początku był wasz plan, żeby mnie tu zamknąć!
- Proszę się uspokoić. Przebywa pan w Domu Spokoju, gdzie odbywa się pańska terapia, na którą wyraził pan zgodę.
- Że co?! Nieprawda! – krzyknąłem, ale od razu tego pożałowałem. Ała.
- Naprawdę? Po co te kłamstwa, panie Shaheen? – Sięgnął do kieszeni i wyciągnął jakiś dokument. – To jest pańska zgoda na przejście terapii. Gdy pan to zrobi, może wrócić do pracy.
- To nie mój podpis. Wrobiliście mnie! Ma pan natychmiast mnie uwolnić, to nie poniesie pan wielkiej odpowiedzialności.
Zrobił znudzoną minę i nachylił się nad moją twarzą. Widziałem każdy jego włos na brodzie i zmarszczki wokół oczu.
- Dobrze, powiem wprost. Duface zapłacił mi mnóstwo forsy za trzymanie cię tutaj podczas, gdy on będzie rżnąć się z twoją laską i jego życie wróci do normy. Ze szpitala nie uratujesz swojego przyjaciela Kabla i nie zapobiegniesz odwetowi Lorgana. W dodatku udowodnię twoją niepoczytalność i zbrodnie Duface'a staną pod znakiem zapytania. Kto wie, może ty też zostaniesz skazany za składanie fałszywych zeznań?
Wziąłem powoli wdech i długo zatrzymałem go w płucach. Dopiero, gdy poczułem pieczenie w klatce piersiowej, wypuściłem je. A więc to był ten wielki plan. Wszystko już zostało na jego temat powiedziane w jednej złożonej wypowiedzi, ale nadal nie mogłem w to uwierzyć.
- Słuchaj, wypuść mnie, a dam ci dwa razy więcej. – Nie miałem tylu pieniędzy, ale myślałem o majątku Amira. – Obiecuję.
- Niby skąd to weźmiesz tyle pieniędzy?
- Od brata – odpowiedziałem szybko.
- Twój brat już sponsoruje kogoś innego. – Wzruszył ramionami. – Ale racja, masz przecież dwóch braci. Tylko czy chcesz ich ze sobą skłócić? Rozpętać kolejną wojnę?
- Nie obchodzi mnie wojna, gdy chodzi o najbliższe mi osoby! Znajdę pieniądze i ci je dam!
- Nie chce twoich pieniędzy. Wolę je dostawać od kogoś pewnego i nie martwić się, że może się na mnie zemścić. Bardziej od kasy cenię bezpieczne życie – stwierdził stanowczo czym doprowadził mnie na skraj wściekłości i rozpaczy.
- To jest wbrew prawu! Ja muszę ich ocalić, rozumiesz?! Nie mogę tu siedzieć! Nie mogę! Musisz mnie wypuścić!
- Radzę ci zachować spokój...
- Nie pozwolę mu ich skrzywdzić! Nie po raz drugi!
- Karim...
- Uwolnij mnie!
- Nie chciałem tego. – Wyjął z kieszeni jakiś mały zbiorniczek i wbił w niego strzykawkę. Następnie wkuł ją w kroplówkę i zwiększył jej przepływ. – To środek uspokajający. Jeżeli samoistnie nie zaczniesz nad sobą panować, to będziesz dostawać go regularnie. Musisz być gotowy na rozmowę z dziennikarzami, którzy z niecierpliwością czekają na twoją przemianę.
Uśmiechnął się łagodnie i wyszedł z pokoju, a ja nie oponowałem. Zamiast tego zagapiłem się w kwiatek stojący na parapecie. Fajny, taki zielony. Ciekawe kiedy ostatnim razem go ktoś podlewał.
Powoli zaciskałem pięści. Nie czułem dłoni i nóg, leżałem tak już trzy godziny. Gdy wskazówka zegara zjechała na piątą , uświadomiłem sobie, że miałem pełny pęcherz. Jeżeli poleżę tu jeszcze chwilę dłużej, nie wytrzymam. Chwilę później strasznie mnie to rozśmieszyło i zacząłem chichotać jak opętany.
- Kurczę. – Chciałem chwycić się za brzuch, ale, cóż, nie mogłem, bo byłem przywiązany.
Piętnaście minut później, gdy kroplówka spłynęła do moich żył całkowicie, resztkami sił powstrzymywałem się od rozluźnienia mięśni pęcherza, kiedy do pokoju weszła pielęgniarka.
- Muszę do toalety – jęknąłem.
- Dobrze, już pana uwolnię. – Wprawnym ruchem odpięła wszystkie klamry i zaprowadziła mnie do łazienki. Dziwne, ale po pozbyciu się tego problemu, mój umysł rozjaśnił się. Powinienem działać, uwolnić się w tego miejsca. Tylko co powiedzieć tej kobiecie, by mnie wypuściła?
Odkręciłem kran i czekałem aż woda w umywalce stanie się lodowata. Dopiero wtedy zanurzyłem w niej dłonie i ochlapałem sobie twarz. Świadomym wzrokiem spojrzałem na siebie w lustrze; byłem ubrany w dokładnie to samo, w czym poszedłem na rozmowę. Wrabianie mnie w coś, czego nie zrobiłem, przykucie do łóżka, odebranie telefonu i kontaktu z jakimkolwiek źródłem pomocy... Historia zataczała koło i właśnie tego Lorgan chciał. Ale zapomniał o jednym – to ja zawsze na końcu wygrywałem.
- Przepraszam – zwróciłem się do kobiety. Nie wyglądała na wieloletnią pracownicę tego miejsca i z pewnością uda mi się ją do czegoś przekonać. – Wie pani kim jestem i dlaczego tu trafiłem?
Pokiwała nieśmiało głową.
- A pan nie wie?
- Wiem, wiem, ale chodzi mi o to, że zostawiłem swoją dziewczynę bez poinformowania jej o moim wyjeździe. Chciałem zrobić to dla niej, wrócić odmienionym. Nie wierzyła, że udam się na terapię i byłbym wdzięczny gdybym mógł jej teraz to powiedzieć. – Uśmiechnąłem się przepraszająco. – Mogę do niej zadzwonić?
- No nie wiem...
- Proszę, tylko dwie minuty... Powiem jej tylko jak bardzo ją kocham i że za niedługo wrócę. Tylko tyle. Naprawdę.
- Góra dwie minuty? – upewniła się. – I będę wszystko słyszeć?
- Oczywiście – zapewniłem ją z przekonaniem godnym prawdziwego kłamcy.
- Dobrze... Proszę. – Wręczyła mi telefon, a ja szybko wpisałem do niego numer Xsary. Znałem go na pamięć od zeszłego roku.
Jeden sygnał.
Drugi.
Trzeci.
- Halo?
- Tu Karim. Uciekaj jak najdalej się da. Lorgan chce was dopaść! Ciebie i Olivera! Szybko!
- Co pan robi?! – Wyrwała mi telefon. – Inaczej się umawialiśmy!
Z wściekłą miną wybiegła z pokoju, a ja już wiedziałem, że nie czekało mnie nic dobrego. Ale moje bezpieczeństwo było niczym jeżeli chodziło o innych. Mogli mnie z powrotem przywiązać do tego łóżka i nie uwolnić przez następne kilka dni, ważne, że udało mi się ją ostrzec przed zbliżającym się niebezpieczeństwem. Może uda jej się uciec przed tym potworem.
Stanąłem przed oknem i podziwiałem kilometry ciągnącej się łąki. Zupełne pustkowie różniące się budynkiem. Zamiast w Kazuarze byłem w Domu Spokoju.
CZYTASZ
W KADRZE MROKU
Mystery / Thriller,,Człowiek może wytrzymać tydzień bez picia, dwa tygodnie bez jedzenia, całe lata bez dachu nad głową, ale nie może znieść samotności. To najgorsza udręka, najcięższa tortura." ~ Paulo Coelho Karim Shaheen już nie tkwi w więziennej celi. Ale to wcal...