- Obiecuje pan, że nie zrobi jej pan krzywdy?
- Obiecuję.
- Na pewno?
- Na pewno.
Mężczyzna o twarzy niepokojąco przypominającej konia odetchnął z ulgą jakby całkowicie wierzył w moje przekonania. Cóż, to chyba dobrze.
Otworzył mi drzwi i kazał zaczekać. Nie chciałem tak myśleć, ale mimowolnie przypominało mi to moje pierwsze przesłuchanie. Tylko, że teraz pokój nie był jasny i zimny jak w kostnicy, ale dziwnie przytulny. Poważnie, aż miałem ochotę rozsiąść się w fotelu, wyciągnąć nogi i zagłębić się w swoich myślach. W dodatku tęskniłem za kawą, która tutaj była dostępna tylko trzy razy w tygodniu. Żeby nie funkcjonować jak zombie potrzebowałem wypić rano mocne expresso, a nie szklankę wody.
Na ścianach wisiały plakaty promujące zdrowy tryb życia i pokazujące, że należy cieszyć się każdą chwilą. Życie jest piękne, wystarczy tylko chcieć to dostrzec! Pół godzinny spacer poprawi twoją kondycję w ciągu tygodnia! Lub odwołujące od samobójstwa: Chcesz to zrobić? A pomyślałeś o swoich bliskich? I tym podobne banały, które sprawiały, że nawet najoptymistyczniejsze osoby chciały najeść się fast foodów a potem ze sobą skończyć. Nie wystarczy powiedzieć komuś, żeby czegoś nie robił, to tak nie działało. A tym bardziej nie w przypadku osób z depresją i akurat ja wiedziałem o tym bardzo dobrze.
- Polly, gdybym mógł cofnąć czas... – westchnąłem smętnie na wspomnienie mojej pierwszej miłości, prawdziwej przyjaciółki i bratniej duszy, którą straciłem przed rokiem. Wolała się zabić, bo nie wytrzymała ciężaru, który spadł na jej ramiona – zdrada, oszpecenie, anoreksja, wszystko na raz. A teraz ja miałem udawać, że chciałem zrobić to samo. To tak jakbym drwił sobie z jej problemów i obraził jej pamięć.
- Czasu niestety cofnąć nie potrafimy, ale możemy zadbać o lepszą przyszłość. – Miękki, kojący głos odezwał się zza moich pleców.
Musiałem dwa razy zamrugać, żeby do mnie dotarło, że przede mną nie stał duch. Młoda dziewczyna miała czerwone, wydatne usta rozciągnięte w szerokim uśmiechu. Po plecach spływały jej błyszczącą kaskadą czarne włosy kręcące się na końcach. Na pierwszy rzut oka wyglądała zupełnie jak osoba, o której przed chwilą myślałem.
- Yyy, no tak. Zdecydowanie. Tak – wydukałem oszołomiony.
- Wszystko w porządku? – Zmarszczyła brwi i podeszła do mnie. – Przestraszyłam cię?
- Nie, przepraszam, po prostu bardzo mi kogoś przypominasz. – Ale nie masz jej oczu; prawie całkowicie czarnych z błyszczącymi iskierkami niczym gwiazdy na zimowym niebie.
- Wiele osób mi to mówi. – Założyła kosmyk za ucho. – Jestem Alison Dreamday, a ty to ten słynny Karim Shaheen?
- Tak, to ja. – Uśmiechnąłem się smętnie, bo wypowiedziała moje imię zupełnie jak Polly, gdy się poznaliśmy. Jestem Karim, nie Kar -iii - m.
- Narobiłeś wczoraj niezłą rozróbę. Co ci zrobiło to biedne krzesło? – Usiadła w wysokim fotelu i wskazała miejsce na przeciwko siebie. Siadłem wyprostowany jak struna, bo moje rozluźnienie wyparowało. – Coś cię boli?
- Miewałem już gorsze urazy. – Czym było podbite oko przy złamanych żebrach, rozszarpanej ręce, podtopieniu, pobiciu do nieprzytomności, głodzeniu, zostawieniu na pełnym słońcu bez kropli wody i wielu innych okropnościach. Stało się tak pospolite jak siniaki na kolanach w dzieciństwie. – A co ze Siergiejem? – Cholera, nie powinno mnie to obchodzić, przecież udawałem twardziela, który miał za nic zdrowie innych.
- Też oberwał, ale dobrze się trzyma. – Promienie słońca przebiły się przez chmury rozświetlając jej twarz i zasłoniła oczy dłonią. – Hej, a może wyjdziemy na dwór? Byłeś już w naszym parku? Przejdziemy się i porozmawiamy.
- W więzieniu wychodziłem częściej – mruknąłem, ale po chwili tego pożałowałem. Tutaj nie było gorzej niż w tamtym piekle, nic nie mogło być gorsze. – I nie faszerowali mnie środkami uspokającymi.
- Rozumiem. W takim razie idziemy. – Nie ruszyłem się z miejsca. – No już, wstawaj. Słońce dobrze ci zrobi.
,,Popatrz na słońce, póki jeszcze możesz. Już go nigdy nie zobaczysz”. Te słowa wyryły mi się w głowie niczym blizny na ciele. Usłyszałem je w ostatniej chwili, gdy jeszcze byłem wolny. Kilka minut później zjechałem głęboko pod ziemią, a tam nie było mowy o promieniach słonecznych.
- Jasne.
Ogród był rzeczywiście piękny i niesamowicie zielony, a białe alejki wyraźnie się od nich odcinały. Nie znałem się na roślinach, ale te krzewy prezentowały się bardzo radośnie; wielokolorowe kwiatki kwitnące na idealnie przyciętych liściach w kształcie różnych figur. W dodatku kamienna ścieżka prowadziła do drewnianej altany pomalowanej na biały kolor z pnącym się bluszczem wokół kolumn.
- Może zaczniemy od najważniejszego pytania: dlaczego go uderzyłeś? – zapytała łagodnie. Aż głupio byłoby jej nie odpowiedzieć.
- Zależy o kim mówisz. Jeżeli o Lorganie, to uderzyłem go z czystej nienawiści. – To była w połowie prawda, bo wypełniała mnie wtedy niewyczerpalna furia. Co prawda było ona wspomagana jakimiś prochami, ale one tylko wydobyło to co we mnie siedziało od dawna. Każdy miał w sobie coś z Lorgana. – Chciałem się zemścić, ale to się już skończyło. Zaatakowałem Siergieja, bo zobaczyłem w nim Lorgana. Te chamskie zaczepki, szał w oczach... Zgubiłem się.
- Wygląda na to, że masz problem w prawidłowym rozpoznawaniu ludzi. Mylisz ich. Może cierpisz na chorobę dwubiegunową – powiedziała poważnym tonem i aż przeszyły mnie dreszcze. A jak miałem z niego więcej niż myślałem? Nie, wykluczone, to by była tragedia. – Żartuję. Po prostu siedzi w tobie głęboka trauma, nad którą musimy popracować. Chcesz z nią walczyć sam, ale twoją bronią nie może być miecz, ale słowa. Chcąc pozbyć się śladów ołówka na papierze nie użyjesz grafitu, ale gumki. Rozumiesz metaforę?
- Rozumiem, masz rację. – Polly dawała takie same porównania. Człowiek był jak owoc, mógł na zewnątrz wydawać się piękny, ale w środku gnić.
Dalej, powiedz jej, że masz myśli samobójcze, to nie takie trudne. Ale te słowa nie chciały mi przejść przez gardło zupełnie tak jak przyznanie się do winy. Jednak na szali było życie Xsary i Olivera, więc nie mogłem ryzykować.
Teraz.
Mów.
To.
Chcę.
Się.
Zabić.
- Piękna pogoda. Może usiądziemy na tamtej ławce i się poopalamy? – zaproponowała, a ja nieporadnie skinąłem głową. – Proponuję zagrać w grę.
- Grę? – zdziwiłem się. – Jaką grę?
- Czójki. Znasz?
- Czubki? Co to za głupia nazwa?
- Czójki! – zaśmiała się ukazując białe zęby. Lewa dwójka nachodziła jej delikatnie na jedynkę. – Ja zadaję ci pytanie w odpowiedniej formie, a ty odpowiadasz.
- Okej. – Nie rozumiałem o co jej chodziło, ale wolałem się nie przyznawać.
- Co czujesz, gdy ktoś upiecze dla ciebie ciasto, którego nie lubisz? – Nachyliła się w moją stronę.
Odpowiedzieć zgodnie z tym co myślałem czy skłamać? Nie mogłem rozgryźć to czy współpracowała z Lorganem i przekazywała mu na bieżąco informacje ode mnie, czy była niezależnym lekarzem. Jeżeli miałem udawać, to tylko twardziela, a jak jej zaufać to otworzyć się całkowicie.
- Co czuję? – Próbowałem zyskać czas. Nie wyglądała na podstawioną, może warto zaryzykować? – Oczywiście jestem wzruszony tym gestem. Przez myśl mi nie przechodzi, żeby wytykać komuś, że nie lubię tego ciasta.
- Ciekawe. – Już myślałem, że tego nie zrobi, ale wyciągnęła notatnik i zaczęła coś notować. Zawodowo. – Nie czułbyś się rozczarowany ani nic w tym stylu?
- Nie, to byłoby okropne. Przecież ktoś namęczył się, żeby je zrobić, a ja tak po prostu bym mu powiedział, że mi nie smakuje? Zjadłbym je całe, choćbym miał później wymiotować. – To tylko zwykłe pytanie, nie spinaj się tak. – Moja kolej. Co czujesz, gdy ktoś z bliskich osób cię zdradzi?
To nie była Polly, nie mogłeś jej o to pytać. Ona nie był nią.
- To niemożliwe, prawdziwie bliska ci osoba cię nigdy nie skrzywdzi. Jeżeli tak, to jest to tylko przelotna znajomość niewarta wylewania łez. – Nie, na pewno nie była podstawiona. – Chciałam zacząć od prostych pytań, ale widzę, że takie cię nie satysfakcjonują, chcesz czegoś poważniejszego. Co czujesz, gdy ktoś oskarża cię o coś czego nie zrobiłeś?
- Na takie rozważania miałem rok. Zastanawiałem się dlaczego wszechświat wybrał właśnie mnie, żebym tak cierpiał. Co takiego zrobiłem, że musiałem ponieść karę? Chciałem tylko, by inni uwierzyli w moją niewinność, ale momentami sam w nią wątpiłem. Dopiero, gdy pogodziłem się z tym, że nie byłem do końca czysty i dobry, znalazłem balans pomiędzy samo destrukcją a uważaniem się za jakiegoś męczennika. – Uśmiechnąłem się smutno i zawiesiłem wzrok na maszerującym w stronę altany chłopaku. – Podsumowując: czułem się jak gówno.
- Dobry wniosek z takiej pięknej przemowy. Nawet jeżeli jesz najpiękniejsze dania i tak zawsze wychodzi z tego gówno. – Mimowolnie parsknąłem śmiechem. Nawet Lee by na takie coś nie wpadł.
- Cóż, starałem się. Jak się czujesz, gdy musisz popełnić coś złego, by w rezultacie wyszło z niego dobro? – Liczyłem na to, że jej odpowiedź sprawi, że będę miał mniejsze wyrzuty sumienia i poczuję, że robiłem wszystko dobrze.
- Co masz na myśli? – nie zrozumiała. Myślałem o konkretnej sytuacji i łatwo mi było do niej odnieść moje pytanie, ale ona o tym nie wiedziała. Bo niby skąd miała się domyślić, że pobiłem Siergieja i rzuciłem krzesłem w okno, by nic się nie stało Oliverowi?
- Zrobiłabyś komuś coś złego, by uratować inną osobę? – Popatrzyłem na nią z wyczekiwaniem. Błagam, powiedz tak, powiedz tak...
Ale zamiast udzielić prostej odpowiedzi zamknęła dziennik i ściągnęła usta w wąską linijkę.
- Ktoś cię zmusił do bójki ze Siergiejem?
Cholera, dobra była. Na pewno ukończyła psychologię z wyróżnieniem.
Tylko co jej teraz odpowiedzieć? Raczej ,,o Boże, tak! Na pomoc, on porwał moją dziewczynę i przyjaciela i teraz mi grozi jakimiś zadaniami!” nie wchodziło w grę. Jeszcze nie byliśmy na tym poziomie szczerości. Mówiąc prawdę ryzykowałbym zbyt wiele.
- Sam się do tego zmusiłem. Nie powinienem zadawać takiego pytania – wybrnąłem kulawo. – Ostatnio zadaję tylko niezręczne pytania, które doprowadzają ludzi do szału. Nie potrafię skupić się swoich wywiadach i coraz częściej zastanawiam się czy moja praca ma sens, czy to wszystko ma sens.
- Wszystko? Masz na myśli... życie? – Każdy na takie wyznania chciałby się upewnić czy się nie przesłyszał. Świat byłby lepszy beze mnie – co? Chcę umrzeć, serio – co? Życie straciło sens, może czas je zakończyć – co? Wszyscy reagowali tak samo.
- Tak. – Lakoniczna odpowiedź wydawała mi się najodpowiedniejsza.
- Co?
A nie mówiłem?
- Wiesz, że moja przyjaciółka popełniła samobójstwo? Wcześniej uznałem tę decyzję za zbyt pochopną i samolubną, ale teraz uważam, że odeszła w najlepszym momencie. Ominęła ją brzydota reszty życia. – Kłamstwo, wszędzie kłamstwo. – Trafiłem do więzienia, teraz do psychiatryka... Nie no, żyć nie umierać! Byłem genialny!
Tak, przetraw ten zestaw informacji. Teraz nie miałaś do czynienia z powstrzymaniem mojej agresji, ale uratować mnie od samobójstwa, tak jak chciał Lorgan. Ale ty nie przejrzysz jego planów jak ja i nie poznasz finału tej gry.
- Ale ty masz dla kogo żyć. Masz rodzinę, wspaniałych przyjaciół i mnóstwo ludzi, którzy cię uwielbiają. Dajesz innym promień nadziei, nie możesz zgasnąć – przystąpiła do swojej roli dobrego lekarza.
Doskonale to wiedziałem. Tylko, że Polly też miała wszystko co ja, a jednak zdecydowała się to stracić. Co więc trzyma ludzi przy życiu? Co jest magnesem, który nas wszystkich przyciąga, żebyśmy nie odlecieli w nicość zbyt wcześnie? Może bliscy nie mieli znaczenia i chodziło o jakąś jedną rzecz siedzącą głęboko w nas samych?
- Czyżby? – kwestionowałem coś z czymś się zgadzałem. – To gdzie są ci wszyscy ludzie? Jeżeli im na mnie zależy, to gdzie teraz są? – Przyszła mi do głowy pewna myśl. – Gdzie jest moja dziewczyna? Opuściła mnie.
- To nieprawda. Po prostu tutaj panują surowe zasady i nie wolno odwiedzać naszych pacjentów. Ona o tobie nie zapomniała, nie martw się.
- A jak uciekła z innym mężczyzną? – położyłem nacisk na ostatnie słowo.
- Ale masz wyobraźnię – parsknęła śmiechem. – Gdzie niby miała uciec? Ona cię kocha.
Do Tajlandii.
Już miałem coś odpowiedzieć, ale ciemny cień w postaci Jake'a przysłonił mi słońce.
- O, Karim. Mogę prosić na słówko?
Kuźwa.
Przeprosiłem Alice i oddaliłem się w stronę wysokiego drzewa. On tutaj był takim samym symbolem kłopotów, co Lorgan w więzieniu.
- Coś się stało Xsarze? – zapytałem bez zbędnych wstępów.
- Wręcz przeciwnie. Zaliczyłeś swoje zadanie, macie jeden punkt. – Uśmiechnął się promiennie jakby go to cieszyło.
- A Xsarze też się udało?
- Jeszcze nie dostałem informacji na ten temat. Za to mam coś dla ciebie. – Wręczył mi kartkę i oddalił się bez słowa.
Cela 208,
Udało ci się. Nie powiem, że się cieszę z tego powodu. Mogę tylko powiedzieć, że Xsara będzie miała trudniejsze zadanie i na pewno Kabel to odczuje. Mnie to pocieszyło, nie wiem jak ciebie.
Do rzeczy, zaczynamy rundę drugą, bardziej krwawą.
Czy uważasz, że osoby, które się tną są słabe? Ja tak. A wiesz za jakiego cię uważam i co się z tym wiąże? Taa, dokładnie to co myślisz. Żyletki znajdziesz w swojej szufladzie w opakowaniu po tabletkach. Ale to mają być porządne cięcia, nie jakieś marne rysy, zrozumiano? Mają cię opatrzyć.
A pamiętasz jak oskarżyli cię o pedofilię? Jak podniecały cię warkoczyki małych dziewczynek i nie tylko? Udowodnij, że to nie były tylko moje wymysły. Pomoże ci w tym moja mała asystentka, którą znajdziesz w gabinecie Jake'a. Takl to jego córka, i tak, on o tym nie wie. A ona? Dowiesz się jutro.
Podołasz zadaniu? Potniesz się, a potem zaczniesz się dobierać swoimi brudnymi rękami do małej Jane?
Spasujesz tracąc jeden punkt i pozbawisz Xsary tej możliwości?
A może wypełnisz tylko jeden podpunkt tej listy narażając Kabla na moją łaskę?
Miłych rozważań,
L.D
CZYTASZ
W KADRZE MROKU
Mystery / Thriller,,Człowiek może wytrzymać tydzień bez picia, dwa tygodnie bez jedzenia, całe lata bez dachu nad głową, ale nie może znieść samotności. To najgorsza udręka, najcięższa tortura." ~ Paulo Coelho Karim Shaheen już nie tkwi w więziennej celi. Ale to wcal...