ROZDZIAŁ XV - XSARA SEEN

12 4 1
                                    

  Zdecydowanie spędzaliśmy ze sobą za mało czasu. Ja miałam swoją pracę i całe mnóstwo obowiązków, a on swoją. Tylko, że różnica pomiędzy nami była znacząca – ja mogłam go nie mieć tak dużo jak on. Oczywiście nie wierzyłam tej starej czarownicy i miałam zamiar udać się do lekarza na badania, ale jeszcze nie teraz. Chciałam nacieszyć się życiem, które nie było skażone chorobą.
  I właśnie w tym celu chciałam gdzieś go zabrać, ale pojawiał się problem Olivera. Bardzo go lubiłam i szanowałam, lecz trochę  przeszkadzał w naszym...no intymnym życiu. Owszem, pomagał w domu i dobrze się zachowywał, mimo to jego obecność nie pozwalała na wiele innych rzeczy.
  Myśl kobieto, gdzie zabrać takiego faceta jak Karim?
  Na pewno nie tam gdzie było mnóstwo wody, bo w moim chłopaku jeszcze tlił się przed nią lęk, więc nurkowanie i surfowanie odpadało. Może skok z samolotu albo na bungi?
  - Xsara! – Jezu, dopiero teraz dotarło do mnie, że zamyśliłam się nad stertą dokumentów, a przede mną stał mój współpracownik Mike. – Słuchasz mnie?
  Po co on tu przyszedł? Chyba jasno dawałam mu do zrozumienia, że nie byłam nim zainteresowana, a wręcz wywoływał u mnie odrazę? Miał okulary grube jak denka od słoików i spodnie podciągnięte prawie pod same pachy. Mimo, że był po trzydziestce jego zarost był dość marny.  Swoim charakterem też nie przyciągał; uwielbiał wytykać błędy, a w sobie ich nie widział, sypał chamskimi żartami, które śmieszyły tylko jego.
  Ale jego największym minusem było to, że się we mnie zauroczył.
  - Tak, tak, słucham cię – powiedziałam obojętnie i wrócim do papierów.
  - To super, bo mam dla ciebie propozycję nie do odrzucenia. – Usiadł na moim biurku i przygniótł swoim lewym pośladkiem sprawę rozwodowa. Ohyda. – Masz wolny weekend? Bo wiesz, w tym nowym hotelu otworzyli takie nowoczesne SPA i jest mnóstwo fajnych atrakcji.
  SPA! To była myśl!
  - Wiesz co, Mike – zaczęłam, ale nie wiedziałam co powiedzieć dalej. A pieprzyć to, nie dam mu złudnych nadziei. – Już tam idę. Ale z moim CHŁOPAKIEM.
  - Ooo – udał naskoczenia a jego okulary zsunęły się z nosa. Już wiele razy mu powtarzałam, że byłam zajęta. – Szczęściarz. Pewnie jest przystojny, tak?
  - Bardzo – warknęłam. – Ale jest też bardzo zazdrosny. 
  - Wiesz, że tacy są niebezpieczni? – Nachylił się w moją stronę. Czy on nigdy nie mył zębów?!
  - On jest szczególnie. Nawet siedział już w więzieniu.
  - No coś ty. – Zasłonił usta dłonią. Doskonale wiedział kto był moim chłopakiem i śledził naszą historię. – To może wolisz kogoś, kto będzie spokojny i... normalny.
  Wzięłam głęboki wdech. Jak dobrze, że to był już koniec dnia pracy i mogłam od niego uciec.
  - Zadzwonię jak będę cię potrzebować, panie normalny. Lecę do domu. – Podniosłam się od biurka i wpakowałam szybko rzeczy do torby.
  - Dobrze, ale odezwij się, okej?
  - Okej! – krzyknęłam i wyskoczyłam z pokoju jak poparzona.
  Szybko wsiadłam do windy, zjechałam na sam dół i wybiegłam z budynku kancelarii. Ach, nareszcie wolność!
  Zdecydowanie za dużo pracowałam, powinnam się za to nagrodzić. A co robią kobiety, kiedy chcą sobie poprawić humor?
Idą na zakupy.
 
~ × × × ~
 
Galeria handlowa Skywalk była wyposażona w sklepy, które uwielbiałam. Od razu skierowałam się do butiku w mnóstwem rodzajów glanów. Czerwone, błyszczące, czarne, matowe, skórzane, przezroczyste, tu było wszystko.
  - Dzień dobry. – Sprzedawczyni podeszła do mnie z uśmiechem na twarzy. – Czego pani u nas szuka?
  - Czegoś wyjątkowego. – Rozejrzałam się po regałach. – Mam już ich mnóstwo, ale teraz chcę czegoś nowego.
  - Rozumiem. – Pokiwała głową. – A miała już pani może takie długie? – Wskazała na czarne, których sznurowadła ciągnęły się aż po samą łydkę.
  - Miałam, dostałam takie na piętnaste urodziny. – Obejrzałam je; ciężkie i gładkie. – Chcę czegoś szalonego.
  Widziałam jak wszystkie pary butów przelatywały jej przed oczami, aby wybrać tą jedyną.
  - Pani jest jakoś tak ciemno i ponuro ubrana. Może coś na rozładowanie tych chmur gradowych... żółte?
  Ja byłam ubrana ponuro? Czyżby nie widziała moich pomarańczowych paznokci? No dobra, może całe moje ubranie składało się z czarnej koszuli i równie ciemnych spodni, ale się starałam...
  - To chyba dobry pomysł – zgodziłam się. – Teraz w moim życiu przyda się trochę kolorów.
  - Nie chcę się wtrącać, ale uważam, że byłoby pani pięknie w blondzie – zasugerowała, a ja prawie wybuchłam śmiechem.
  - Nie wiem, nigdy nie próbowałam. – Chwyciłam glany z ćwiekami. – Miałam już zielone, granatowe i żółte...
  - Ja panią widzę w takiej platynie. – Podała mi żółte glany z grubą czarną podeszwą.
  Gdy schyliłam się, by zasznurować sznurowadła, poczułam okropny, tępy ból w głowie. Przed oczami  zobaczyłam jasne mroczki i zatoczyłam się na półkę.
  - Nic pani nie jest? – Kobieta chwyciła mnie pod ramię. – Może pani usiądzie?
  - Chętnie. – Osunęłam się na krzesło, a na czoło wystąpiły mi kropelki potu. Nagle poczułam jak wszystkie siły opuszczają mój organizm i wędrują daleko stąd. – Przepraszam, dzisiaj nic nie jadłam.
  To była nieprawda, to wcale nie była wina głodu, tylko nawrotu skurwiela. To samo czułam, kiedy dwa miesiące później usłyszałam diagnozę, że miałam raka.
  Czasu miałam mniej niż myślałam.
  - To bardzo niedobrze – stwierdziła. – Jak najszybciej musi pani udać się do sklepu i sobie coś kupić.
  - Jak najszybciej to muszę kupić te buty, są świetne. – Uśmiechnęłam się niewyraźnie. – A potem idę zmienić swój wizerunek.
  - Jak spontanicznie. – Podała pudełko kasjerce.
  Buty nie były tanie, ale mogłam sobie teraz na nie pozwolić. Tak samo było z fryzjerem – postanowiłam wybrać najdroższy pakiet jaki był dostępny. Już po kilku minutach siedziałam na wygodnym fotelu, a delikatne dłonie masowały mi głowę. Zamknęłam oczy i starałam się nie myśleć o tym, że za chwilę mogę znowu stracić wszystkie włosy. Mimo ogromnych starań wspomnienia z pierwszej chemioterapii powróciły z ogromną mocą.
  Siedziałam na rozkładanym krześle i zaśmiewałam się pod nosem. Tyle się naczytałam i nasłuchałam o tej cholernej chemioterapii, jaka ona była okropna i w ogóle, a tymczasem siedziałam sobie spokojnie i czytałam książkę. Obok mnie leżały kobiety podpięte do tego samego urządzenia co ja, ale z zupełnie innym nastawieniem.
  - Ciesz się póki możesz. – Jedna z nich z jadem w głosie zwróciła się do mnie. – Zaraz nie będzie tak zabawnie.
  Nic nie odpowiedziałam. To już nie było zabawne.
  Po godzinie doszłam do wniosku, że ryba, którą wczoraj jadłam musiała być zepsuta, bo zdobiło mi się straszliwie niedobrze.
  - O mój Boże. – Zasłoniłam usta dłonią i zaczęłam kaszleć. Nie chciałam tutaj zwymiotować, na ich widoku. Nie mogłam pokazać słabości.
  Jakaś pielęgniarka przybiegła do mnie i podstawiła mi pod twarz metalowy pojemnik. Mimo woli zwymiotowałam resztki dzisiejszego śniadania, wczorajszej kolacji, obiadu i kto wie czego. Kiedy czułam już tylko szarpanie w gardle, oparłam się o fotel. To jednak było takie straszne jak mówili. Kręciło mi się w głowie, miałam wrażenie, że wyplułam żołądek i wyjęli ze mnie mózg.
  Chciałam to wszystko przerwać, ale wtedy pojawiła się ona.
  - Xsarcia! – Moja siostra mocno mnie przytuliła. Wtuliłam głowę w jej ramię i zaczęłam płakać. – Już dobrze, już dobrze...
  - Nie, nie jest dobrze – jęknęłam i zacisnęłam pięści. – To jest okropne!
  - Wiem kochanie, ale ty to wytrwasz. – Gładziła mnie po policzku. – Kto jak nie ty?
  - Dużo innych osób.
  - Nie. Tylko ty. Tylko ty jesteś w stanie pokonać tę chorobę. Pamiętasz co mi obiecałaś?
  Doskonale to pamiętałam. Za trzy lata miałam skończyć prawo i wsadzić naszego wujka do więzienia, tam gdzie było jego miejsce. Miał tam gnić przez całe życie za gwałt na Mercedes.
  - Pamiętam. Pokonam to dla ciebie.
  A teraz? Czy też będę taka dzielna?
   - Na platynowy blond – powiedziałam fryzjerowi.
  - O, jak odważnie. – I już wiedziałam, że dam radę.




W KADRZE MROKUOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz