ROZDZIAŁ XXVI - AMIR SHAHEEN

14 5 1
                                    

  Zostałem całkiem sam w tym wielkim apartamencie. Nie byłem do tego przyzwyczajony. Zazwyczaj w domu czekała na mnie moja narzeczona i nie musiałem być narażony na samotność. Potrafiliśmy rozmawiać ze sobą przez parę godzin non stop i nigdy nie brakowało nam tematów.
  Bardzo za nią tęskniłem i rozmowy telefoniczne nie pomagały.
  - Kiedy wrócisz, skarbie? – pytała smutnym głosem.
  - Już niedługo. Może przywiozę ze sobą brata, kto wie? – rozmarzyłem się. Naprawdę tego chciałem.
  - Byłoby cudownie – zgodziła się ze mną. – Spędzilibyśmy razem czas. Tak rodzinnie...
  - Daj mi góra tydzień i wracam – zapewniłem ją. – A jak wrócę, wynagrodzę ci moją nieobecność.
  - Dobrze – zachichotała i po czułych pożegnaniach rozłączyliśmy się.
  Odłożyłem telefon i oparłem się o okno. Samochody z zawrotną prędkością przemykały po ulicach. Małe ludziki wracały z pracy do domu, by nacieszyć się bliskimi.
Wydawało mi się, że jakbym teraz poprosił Karima o wrócenie ze mną do kraju, mógłby się zgodzić. Oczywiście musiałbym najpierw zapytać ojca o pozwolenie, ale byłem przekonany, że by go nie udzielił. Lepsza w takim wypadku będzie spontaniczność. Najwyżej nie spotka się z rodziną, ale pokarzę mu jego rodzinne strony, by mógł odświeżyć swoje wspomnienia. Przy odrobinie szczęścia może uda mu się spotkać z matką, która tak bardzo pragnie go zobaczyć, ale jest zastraszana przez swojego męża i nie może do niego zadzwonić. Ojciec zakazał jej nawet kontaktu ze mną, bo mógłbym jej dać do telefonu Karima.
  Kiedy ta nienawiść się wreszcie zakończy?
  Już miałem rozsiąść się przed telewizorem i obejrzeć wiadomości, gdy przeszkodził mi dźwięk telefonu. Czyżby znowu dzwoniła moja ukochana?
  Numer nieznany.
No tak, pewnie jakieś służbowe sprawy.
  - Słucham – powiedziałem znudzonym tonem.
  - Amir? To ja, Xsara. Możemy porozmawiać twarzą w twarz? – Z tonu jej głosu zorientowałem się, ze chodziło o coś poważnego, więc szybko się zgodziłem. – Świetnie, jadę do ciebie. Gdzie jesteś?
   Podałem jej adres zdziwiony tym pośpiechem. Czyżbym znowu zrobił coś nie tak?
  Nie zostałem narażony na długie czekanie w niewiedzy, bo już po około dziesięciu minutach drzwi windy prowadzące do salonu otworzyły się i ukazała się dziewczyna w skórzanej kurtce.
  - Fajna chata. – Wmaszerowała w glanach na białe panele. Czy byłem jedyną osobą, która szanowała wystrój pokoju? – Musisz mieć kasy jak lodu, że sobie to wynająłeś.
  - Kupiłem – poprawiłem ją, a dopiero później ugryzłem się w język.
  - No, ładnie. – Skinęła głową z uznaniem. – Lubisz szastać pieniędzmi, co?
  - Nie za bardzo. Ale do czego zmierzasz?
  Chwyciła pilota i włączyła telewizor. Jakaś kobieta przedstawiała prognozę pogody na następny dzień.
  - Nie oglądałeś wiadomości? – spiorunowała mnie wzrokiem. – Ktoś wpłacił kaucję za Lorgana. Czterysta pięćdziesiąt milionów dolarów. I teraz spotka się z Karimem.
  Duża suma, ale nie zrobiła na mnie zbytniego wrażenia, bardziej przejąłem się drugą częścią zdania. W naszej firmie operowaliśmy takimi liczbami codziennie. Moja obojętność sprawiła, że w Xsarze zapłonął jakiś dziwny ogień. Blond włosy spadły jej na twarz i wyglądała jak przyczajona lwica przed atakiem.
  - Według ciebie to mało? Byłbyś w stanie od razu tyle wyłożyć na stół?
  - Oczywiście, że nie – zaprzeczyłem. – Zawsze muszę kilka razy przemyśleć tak duży wydatek jeżeli chodzi o prywatne sprawy. W mojej firmie nie mam na to czasu, ale to nie oznacza, że wydaję pieniądze lekką ręką.
  - To może zaliczyłeś to do wydatków firmy? W końcu to by było dla jej dobra.
  - Ale co miałbym niby zaliczyć do wydatków firmy? – zapytałem lekko zirytowany. O co ona znowu mnie oskarżała?
  - Dobrze wiem, że to ty wpłaciłeś kaucję – stwierdziła z pewnością w głosie, a mnie oblała fala gorąca.
  Mocno  zacisnąłem zęby, żeby nie odpowiedzieć czegoś głupiego. Spokojnie, ma prawo tak myśleć, w końcu jesteś bogaty jak cholera i teoretycznie mogłeś to zrobić.
  - Kto ci to powiedział?
  Zaczęła się niespokojnie wiercić. Niewygodna prawda
  - Lorgan Duface – wyszeptała. – Przyszedł dzisiaj do mnie. Nie mam pojęcia po co, chyba tylko, żeby mi to powiedzieć. To brat twojego kochasia.
  - I tak po prostu mu uwierzyłaś? Temu kłamcy i mordercy? – Nie mogłem tego zaakceptować.
  - Nie uwierzyłam mu. Dlatego przyjechałam do ciebie, by usłyszeć twoją wersję wydarzeń. Kto według ciebie wpłacił tyle kasy? Kogo na to stać?
  I w tym momencie prawda uderzyła we mnie jak grom z jasnego nieba.
  Kto przyjechał do Stanów z dziwnego, bezsensownego powodu?
  Kto chciał się zemścić na Karimie?
  Kto miał takie możliwości finansowe?
  Kto był bratem jej kochasia?
  Wygrzebałem z pamięci słowa wypowiedziane tak niedawno, a jakby wieki temu:
  Łatwo ci mówić, to ja odwalam czarną robotę!  Ty sobie spokojnie siedzisz i czekasz na rezultaty.
  On nigdy nie odwalał czarnej roboty tylko czekał na rezultaty, tu nie mogło być mowy o naszej firmie.
   Dobrze, wiem. Wszystko idzie zgodnie z planem i zaraz ty się wszystkim zajmiesz, ale teraz...
  Zaraz ty się wszystkim zajmiesz. Zaraz ty się wszystkim zajmiesz, Lorgan.
  - Chyba pomyliłaś braci. On nie miał na myśli mnie, ale mojego brata Farisa.
  - Co? Jakim cudem?!
  - Przyjechał tu niedawno i kupił ten apartament. Zaraz. Teraz jak o tym myślę to nie przyjechał niedawno, on tutaj był wcześniej, dużo wcześniej. Wszystko przygotował i współpracował z Lorganem. – Czy Karim powiedział jej o wiadomościach przychodzących od tego potwora? – Teraz wyjechał z kraju, żeby nikt go nie podejrzewał, a Lorgan zaczął działać sam.
  - Nie rozumiem. Po co twój brat chciałby uwolnić Lorgana?
  - Bo tylko jego Karim tak naprawdę się boi. – Wszystkie puzzle zaczęły do siebie pasować. – Gorzej, on doprowadza go na skraj paniki. Ludzie zaczną go posądzać o paranoje, o wielką traumę. A choroba psychiczna wyklucza z dziedziczenia.
  Zamykała i otwierała wiśniowe usta jak ryba wyjęta z wody. Chyba mi uwierzyła.
  - To... to okropne – jęknęła. – Musimy go powstrzymać!
  - Poczekaj, najpierw muszę sprawdzić czy to na pewno prawda. – Wyjąłem telefon i wszedłem na konto naszej firmy. Niczego nie brakowało. – Jeżeli to on, to musiał założyć inne konto i przelać na nie pieniądze. Ale Karim nie może się o tym dowiedzieć.
  - Co?! Niby dlaczego? – oburzyła się.
  - To oczywiste. Gdy dowie się, kto tak naprawdę za tym stoi, wpadnie w jeszcze gorszą panikę. Zacznie mnie tak samo podejrzewać i nie będzie potrafił skupić się na swoim faktycznym wrogu. Jedynym co teraz możemy dla niego zrobić jest uspokajanie go i przekonywanie, że wszystko będzie dobrze – próbowałem jej wytłumaczyć. – Obiecuję, że po tym spotkaniu od razu powiem mu prawdę i załatwię sprawę z bratem. Na razie pozwólmy im myśleć, że wygrali te rundę, zgoda?
  Wahała się przez dłuższą chwilę analizując fakty. Nagle jej twarz wykrzywił grymas i złapała się za skroń jak przy mocnym ataku migreny. Nauczony przez matkę pielęgniarkę szybko do niej podbiegłem i objąłem w pasie.
  - Wszystko w porządku? – zapytałem głupio.
  - Tak, po prostu... Ach! – Zamknęła oczy i mocno ścisnęła moją rękę. – Kurwa, przepraszam. Ostatnio bardzo boli mnie głowa.
  - Byłaś już z tym u lekarza? Może to objawy jakieś choroby i...
  -To rak – wyznała pustym głosem i schowała twarz w dłoniach.
  Pierwszy raz od bardzo dawna nie wiedziałem, co miałem powiedzieć. Nigdy nie musiałem mierzyć się z taką sytuacją. Jedynym stresującym momentem w moim życiu było zniknięcie Karima i śmierć dziadka. Choroby jak nowotwory, zawały serca czy wylewy miały miejsce, ale ci ludzie umierali w ciszy. Po prostu znikali, a na ich miejsce wchodził ktoś nowy i ślad po nich blaknął. Można powiedzieć, że żyłem w złotej klatce wyłożonej warstwą wygłuszającą zło świata.
  - Przykro mi – powiedziałem tylko. – Jak ci pomóc?
  - Nie mów Karimowi, zrobię to później – westchnęła przeciągle. – Zresztą, to nawet nie jest jeszcze pewne. Ale zeszłym razem miałam takie same objawy; tępy ból w głowie, zawroty, mroczki przed oczami i fale mdłości.
  - To może powinnaś to sprawdzić – zasugerowałem. – Nie pomożesz Karimowi...
  - Martwa? – dokończyła smętnie. – Wiem. Zaraz po tym cholernym spotkaniu wrócę do lekarza. Już siedziałam w poczekalni, gdy zjawił się ten gnój i zaczął gadać te głupoty.
  - Pamiętaj, że jeżeli chodzi o wsparcie finansowe, to możesz na mnie liczyć.
  - Wiem. – Uśmiechnęła się smutno i wstała kanapy. – Cóż, ja już będę lecieć. Dzięki, że jesteś niewinny.
  - Nie ma za co. Proszę, nie podejrzewaj mnie już więcej – zaśmiałem się, by rozładować atmosferę.
  Patrzyłem z żalem jak wchodzi do windy. Miałem ogromną nadzieję, że nie miała nowotworu . Karim nie mógł znowu cierpieć, dopiero co przeżył te okropne wydarzenia i śmierć najlepszej przyjaciółki.
  Moim celem stało się uratowanie Xsary Seen.
















W KADRZE MROKUOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz