ROZDZIAŁ XXV - XSARA SEEN

17 5 2
                                    

  Od dwóch godzin siedziałam na tym pieprzonym krześle i miałam wrażenie, że jak wstanę, to moja miednica zostanie tam przytwierdzona. W dodatku w telewizorze wiszącym nad moją głową usłyszałam szalone wiadomości o tym, że Karim znowu wpakował się w kłopoty. Dlaczego on to robił? Nie mógł wytrzymać chociaż miesiąca w spokoju? Dlaczego nie chodził na piwo, siłownię czy inne takie normalne rzeczy...
  Wyciągnęłam telefon i sprawdziłam godzinę. Piętnasta jedenaście.
  Zaraz.
  Szybko kliknęłam ikonkę Snapchata i weszłam na nowe powiadomienia.
  DwieTwarze dodał cię za pomocą nazwy użytkownika.
  Obok tej wiadomości widniała mała łysa głowa z okularami.
  Co do...
  Akceptuj.
  Nerwowo zaczęłam skubać pomarańczowe paznokcie i czekałam na to co się wydarzy.
  DwieTwarze wysłał ci snapa.
  Otworzyłam zdjęcie i prawie podskoczyłam na krześle, co przyprawiło mnie o ból w tyłku. Wyświetlacz pokazywał widok z samolotu z potwornym podpisem: Boston – miasto zakochanych.
  Czy on tu leciał? Przecież powinien mieć sądowy zakaz zbliżania się do...
  W chwili, gdy otworzyłam kolejnego snapa ze zdjęciem taksówki, zdałam sobie sprawę z tego, że ochrona obejmowała tylko Karima. Ja jej odmówiłam, bo nie chciałam okazać głupiej słabości. I teraz za to płaciłam.
  Kolejny snap z ujęviem nóg pospiesznie zmierzającymi w jakimś kierunku.
  Przecież to niemożliwe, by wysyłać zdjęcia z przeszłości w trybie teraźniejszości. Nie mógł ich przesłać wcześniej, bo dopiero teraz go zaakceptowałam. Jakim cudem on to robił?
  Kolejne zdjęcie.
  Szpital Amber.
  Kurwa.
  - Wolne?
  Ochrypły, niski głos. Tak daleki, ale za razem tak bliski.
  Nie odpowiedziałam, ale i tak usiadł obok mnie. Poczułam owijający mnie zapach Calvina Kleina. Obsession Night. Mocny. Tylko jedna osoba tak go uwielbiała.
  - Nie powinno cię tu być. – Nie uniosłam głowy.
  - Wręcz przeciwnie. Właśnie tutaj powinienem być. Ty ze mną byłaś...
  - Nie, Lorgan. – Spojrzałam na niego. Chciałam, by pioruny z moich oczu go poraziły. – Nie wolno ci tu być. Wezwę policję.
  - Ale chyba teraz nie chodzi o mnie. – Wskazał czubkiem buta na wesoły plakat na ścianie. Rak to nie koniec świata! Nie poddawaj się!  – Możesz mieć nawrót. A gdzie twój kochaś, co? W robocie - odpowiedział ponuro.
  - Nie – warknęłam. Dzisiaj poszedł ostatni dzień do pracy przed urlopem, by pozałatwiać pare spraw. – Szykuje się do spotkania z tobą, dupku, dodałam w myślach.
  Nic nie odpowiedział tylko uśmiechnął się szczerząc zęby. Miałam ogromną ochotę mu je wybić.
  - Już się nie mogę doczekać. To będzie piękny dzień.
  - Lepiej mów co planujesz, sukinsynu. – Mój głos był jak stal. – Co chcesz mu zrobić? Wiem, że chcesz zemsty, więc nie kłam.
  - Owszem, pragnę jej. Ale pragnę czegoś równie mocno. – Wyraz jego twarzy złagodniał, co sprawiło, że moje serce zaczęło szybciej bić. To nie było u niego normalne. – Chcę wrócić do czasów, gdy byliśmy szczęśliwi, gdy byliśmy razem.
  - Co? – Tylko tyle byłam w stanie wydusić. – Chyba sobie, kurwa, kpisz.
  - Chyba sobie, kurwa, nie kpię – przedrzeźniał mnie. – Kiedy siedziałem sobie kompletnie sam, opuszczony, zdałem sobie sprawę z tego, że moje życie było kompletne tylko wtedy, gdy przy mnie byłaś.
  - Spierdalaj. – Wstałam z krzesła, zabrałam torebkę i wybiegłam ze szpitala. Pieprzyć wyniki, nie miałam zamiaru siedzieć dłużej w towarzystwie tego potwora.
  - Xsara! – Wybiegł za mną i chwycił mnie za ramię. – Możemy porozmawiać jak normalni ludzie?!
  - Nie dotykaj mnie! – Gwałtownie odsunęłam ramię. – Nienawidzę cię, rozumiesz? Zniszczyłeś życie tylu ludziom, innym je odebrałeś. Brzydzę się tobą.
  - Bez przesady...
  - Jeżeli coś mu zrobisz. – Dźgnęłam go palcem w pierś tak mocno, że aż poczułam jak pęka mi paznokieć. Cy on musiał wszystko psuć? – Jeśli mu coś zrobisz, podniesiesz na niego palec lub...
  - Spadnie mu włos z głowy? Jak w Piotrusiu Panie? – zaśmiał się. -  I ja niby jestem Kapitan Hak? A ty może Jane?
  - Zabiję cię – dokończyłam ignorując jego słowa. – Zatłukę cię własnymi rękami albo w jakieś inny sposób. Może coś w twoim stylu?
  - Oj, wtedy pobrudziłabyś sobie swoje piękne dłonie.
  - Ja nie żartuję. To cholerne spotkanie ma nic nie zmienić. Potem się oddalisz i dasz nam spokój.
  - Nie zastanawia cię skąd ktoś miał tyle forsy, by mnie wykupić? – Uniósł brwi. – Raczej moja wesoła rodzinka nie jest taka bogata.
  Zastanawiałam się nad tym i nie mogłam wymyśleć kompletnie żadnego rozwiązania. Dlaczego ktoś miałby wpłacać na niego tyle pieniędzy? Kto chciałby wolności takiego potwora? To było kompletnie bez sensu.
  - No, skąd miałeś kasę? – Założyłam ręce na piersi. Pozycja nieprzystępna. – Zleciłeś komuś obrabowanie banku?
  - Bardzo śmieszne. No dalej, wysil swój mózg Xsara, przecież nie jesteś taka głupia – zakpił. – Kto jest mega bogaty? Ja go znam, ty go znasz. Shaheen go zna.
  Jedyną osobą, która przychodziła mi do głowy był Louis. Ale on nie był tak bardzo bogaty, by wydać tyle pieniędzy na uwolnienie tego człowieka. Wpierał nas i nie stanąłby po stronie wroga. Lorence odpadał.
  - Dalej, mała, wiesz to... – naciskał. Dopiero po chwili zdałam sobie sprawę, że starałam się wymienić wszystkie bogate osoby, by udzielić odpowiedzi na jego pytanie. By zdobyć punkt i znowu zaistnieć w jego oczach. Pokazać, że byłam coś warta.
  - Nie wiem. Wali mnie to. – Wzruszyłam ramionami i odwróciłam się gotowa do odejścia. Nie będzie mną rządził.
  - Dobra. Powiem ci – westchnął zniecierpliwiony. – Ale ostrzegam, że ta informacja sprawi, że twoje piękne życie zaatakuje rak. Znowu.
  - Już go mogę mieć. Stworzę sobie kolekcję – odgryzłam się. – Mów kto to.
  - Brat twojego kochasia.
  - Że co?
  - Słyszałaś.
  - Kłamiesz. Jak zwykle. – Nie miałam zamiaru mu uwierzyć. To były czyste oszczerstwa.
  - Jeśli wolisz żyć w kłamstwie, to proszę bardzo. Ale chyba wiem, kto mnie odwiedził w więzieniu, nie? Nie cierpię na zaniki pamięci tak jak twój...
  - Och, przestań! – przerwałam mu wściekła. – Nie zbliżaj się do nas.
  Ruszyłam w stronę taksówki, by jak najszybciej uciec z jego toksycznego towarzystwa.
  - Myślisz, że dlaczego go tyle nie ma? Gdzie nocuje? – krzyczał za mną.
  Nie mogłam w to w stu procentach wierzyć, ale też tak po prostu zostawić? Każdą informację wypadało sprawdzić.
  Skierowałam się prosto w stronę hotelu Amira.

~ × × × ~

  To zabawne, że jak trafisz na kobietę w recepcji i wciśniesz jej kit, że byłaś żoną, której niewierny mąż wyjechał na delegację i pragniesz go nakryć na zdradzie, to poda ci wszystkie potrzebne informacje.
  - Niestety, pani męża nie ma już w naszym hotelu. Wymeldował się trzy dni temu – powiedziała ze smutkiem jakby pragnęła zemsty równie mocno, co ja.
  - Cholera. Muszę dorwać tego sukinsyna - warknęłam i wybiegłam z holu.
  Co teraz?
  Może powinnam po prosty do niego zadzwonić? Tylko, że nie miałam do niego numeru telefonu. Powinnam poprosić Karima o jego numer, ale chciałam zachować to w tajemnicy. Zamiast tego zadzwoniłam do kogoś, kto mógł mi pomóc.
  - Cześć, Mike – zaświergotałam. – Możesz zadzwonić do naszych kumpli z policji i dowiedzieć się jaki numer telefonu ma Amir Shaheen?
  - Oczywiście, Xsara! Dla ciebie wszystko – krzyknął uradowany. – Daj mi pięć minutek!






W KADRZE MROKUOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz