ROZDZIAŁ XXXVIII - XSARA SEEN

8 4 0
                                    

  - Może drinka, Lor? Może... Kuźwa, nie!
  Po raz setny ćwiczyłam przed lustrem to samo zdanie przybierając seksowną pozę z wazonem w ręku. Najchętniej uderzyłabym go nim prosto w tą głupią twarz, ale to nie skończyłoby się dobrze. Jeżeli zapragnął powrotu do przeszłości i dawnych romansów, to to dostanie.
  - Och, jeszcze nie wiesz jak się cieszę na ten wypad na plażę. – Uśmiechnęłam się zabójczo i ścisnęłam w lewej dłoni tabletki nasenne. Spakowałam je, bo wiedziałam, że na pewno mi się przydadzą.
  Lorgana nie było w pokoju z banalnie prostego powodu – jeżeli przecina się język, to on zaczyna krwawić i trzeba się jakoś nim zająć, żeby nie doszło do zakażenia. Tym sposobem udał się do lobby w poszukiwaniu szałwii i lodów, bo, oczywiście, sami nie mogliśmy tam pójść. Powoli zaczynałam rozumieć położenie Karima...
  W każdym razie, panicznie bałam się, że zmusi mnie do tego przed czym wczoraj uratował mnie Oliver i miałam u niego olbrzymi dług. Od tego momentu musiałam wypełniać każde zlecenie ze szczególną dokładnością.
  Zaraz. Chyba zapomniałam o jednym ważnym aspekcie. Przecież byłam Xsarą, dziewczyną, która pokonała raka, wygnała do więzienia wujka gwałcącego siostrę, dowiodła niewinności Karima i nie miała zamiaru poddać się jakiemuś gnojkowi myślącemu, że mógł wszystko. Jeżeli chciałam wygrać, musiałam grać tak jak on.
  Piekielnie dobrze.
  - Zrobię to, naprawdę.
  - Co zrobisz?
  Omal nie podskoczyłam na dźwięk głosu Lorgana. Zawsze potrafił wejść w niewłaściwym momencie.
  - A co mam zrobić? – Schowałam szybko tabletki do tylnej kieszeni spodni i odstawiłam wazon na stolik. – Będę udawać, naprawdę.
  - Udawać? – Zmarszczył brwi i podniósł okulary przeciwsłoneczne z oczu. – Myślisz, że to wystarczy?
  - Nie wierzysz we mnie? – Zrób to, przełam się wreszcie. Powoli, bardzo powoli, ruszyłam w jego stronę i położyłam mu ręce na umięśnionej klatce piersiowej i przesunęłam na kark. Obrzydliwość. Chyba nie wprawiłabym go w większe zakłopotanie, gdybym przyłożyła mu lufę pistoletu do skroni. Ale to nie trwało długo, na jego twarzy rozciągnął się obleśny uśmieszek i objął mnie w talii. Boże, tylko nie przesuń dłoni na mój tyłek, bo zdziwi cię nie tylko jego jędrność, ale zawartość kieszeni.
  - Będziesz musiała to udowodnić. – Jego ręce zjeżdżały coraz niżej.
  - Może na plaży? – Doskoczyłam do walizki leżącej na podłodze. – Przebiorę się kostium! Daj mi minutę! – I wpadłam do łazienki.
  Jezu, było blisko, wystarczyło, że wykonałby jeszcze jeden drobny ruch i byłoby po sprawie. Tylko, że teraz nie miałam kieszeni, w których mogłabym to schować. Popatrzyłam na swoje odbicie; czarny dwuczęściowy kostium kąpielowy, który kupiłam na wakacje z przyjaciółmi, żeby zabłysnąć swoim zdrowym ciałem bez choroby zdawał się teraz kpić z mojej pewności siebie. A mogłaś kupić ten jednoczęściowy z marynarskimi wzorami, tylko było ci szkoda kasy, pewnie gdyby potrafił, powiedziałby coś w tym stylu.
  - Chyba nie mam wyboru – wyszeptałam i wcisnęłam woreczek pod lewą pierś. Wśród tłumu ludzi raczej nie powinien się do mnie dobierać. Wzięłam głęboki wdech i otworzyłam drzwi. – Jestem gotowa. Możemy iść.
  Nic nie odpowiedział, ale błysk w jego oczach wystarczył. W końcu pól naga kobieta zawsze wzbudza takie odczucia. Zwłaszcza taka, nad którą ma się pełnię władzy. Czy w jego głowie działo się to samo, co w głowie mojego wujka przed gwałtem i innych zboczonych mężczyzn? Każdy miał w sobie wariata, który tylko czekał aż przyjdzie odpowiedni moment, by nacisnąć swoimi obrzydliwymi palcami przycisk uruchamiający te odchylenia. Ale czy w jednym człowieku mogło się czaić aż tyle zła? Na to pytanie nie znałam odpowiedzi.
  Plaża była cudowna i w momencie, gdy moje stopy dotknęły białego piasku, wiedziałam, że byłam w stanie zrobić wszystko, by była jeszcze wspanialsza. Bez Lorgana.
  - Napiłabym się. Może drinka? – Nie byłam w stanie wypowiedzieć zdrobnienia jego imienia, ale reszta wypadła tak jak chciałam.
  - Okej. Będę siedzieć na tamtym leżaku. – Wskazał na pierwszy rząd, gdzie morze obmywało stopy.
  Starałam się uspokoić głos, gdy zamawiałam randomowe drinki z listy. Nie mogłam wyglądać na przerażoną i musiałam pokazać pewność siebie, jakbym nie robiła nic podejrzanego.
  - Dwa napoje dla piękna pani. – Mężczyzna za ladą podał mi wysokie pucharki z łamaną angielszczyzną.
  - Dzięki. – Posłałam mu najbardziej szczery uśmiech na jaki było mnie stać w tamtej chwili. Chwilę potem z gracją zrzuciłam pudełko ze słomkami. – Jejku, przepraszam. Niezdara ze mnie...
  - Żaden problem, zbieram. – Schylił się i powoli zgarnął kolorowe rurki.
  Wykorzystałam ten moment i szybkim ruchem wyjęłam tabletki z ukrycia i wrzuciłam je do pomarańczowego drinka. Spojrzałam kątem oka w stronę Lorgana, ale on już leżał obrócony w stronę wody. Udało mi się.
  Chwyciłam szklane nóżki i kołysząc biodrami niczym Marilyn Monroe podeszłam do naszego stolika.
  - Proszę. – Z bijącym sercem podałam pucharek. – Nie wiem czy nadal lubisz pomarańcze tak jak dawniej, ale postanowiłam zaryzykować.
  - Zawsze miałaś dobrą pamięć – pochwalił mnie niczym jakąś uczennicę. – Miło, że akurat zachowałaś tę informację o mnie.
  - Aha, ale mam w głowie jeszcze kilka – moje słowa ociekały nienawiścią. Opamiętaj się, jeżeli chcesz, żeby to wypaliło.
  - To ja też się czymś pochwalę. – Obrócił się w moją stronę i spojrzał mi głęboko w oczy. – Wiedziałaś, że średniowieczna szlachta trącała się kieliszkami tak mocno, by część płynu przelała się do kielicha towarzysza? A po co to wszystko? To proste: tak sprawdzali czy przyjaciele nie chcieli ich otruć. Jeżeli byli lojalni to robili to z pewnością siebie i mocą, ale zdrajcy... Cóż... – Uniósł drink ku górze. – Na zdrowie.
  - Na zdrowie. – Byłam pewna, że moje serce biło teraz z niewiarygodną prędkością.
  Już miał upić łyk, gdy odstawił go od ust i przystawił do mnie.
  - Dobra, walić to. Nie żyjemy w średniowieczu. Pij.
  O kurwa. Tego się nie spodziewałam. 
  Myśl, myśl,  myśl...
  - Widzę, że twoja pamięć już nie funkcjonuje tak jak dawniej. – Chwyciłam szklankę. – Chcesz się mnie tak szybko pozbyć? Zapomniałeś, że mam uczulenie na pomarańcze? – Nie kłamałam, gdy zjadłam choćby ćwiartkę tego owocu, puchłam na policzkach jak chomik.
  Zacisnął mocno szczękę i zmrużył oczy jakby próbował przypomnieć sobie moment, gdy mu się do tego przyznałam. Jeżeli tak, to wytężaj swój mały móżdżek ile wlezie, bo nigdy ci tego nie powiedziałam. Jak mogłam okazać słabość przy takim twardym mężczyźnie?
  - W takim razie musimy obejść się smakiem. – Wyrwał mi go i wylał na piasek. Biel zabarwiła się żółcią, kolorem obłudy. Na chwilę wstrzymałam oddech, ale tabletki szybko się rozpuściły i nie było już po nich śladu. Nikła ulga.
  - Niewierny Tomaszu – wycedziłam przez zaciśnięte zęby. – Jeżeli chcesz podróży do przeszłości to chcę ci delikatnie przypomnieć, że wtedy mnie tak nie kontrolowałeś. Jak to ma wypalić to musisz mi zaufać, okej?
  - Zaufać? Po tym co mi zrobiłaś? Jak mnie zostawiłaś?
  - Zabiłeś człowieka, Lorgan. Nie mogłam żyć z mordercą.
  - A teraz niby możesz? – Przekrzywiłam głowę w bok. – Co, Shaheen nie zabił Nory Dorman? Śmierć przez przypadek się nie liczy?
  Mogłabym wdać się w ostrą dyskusję na ten temat i dowieść, że nie miał racji. On zabijał z czystej przyjemności i to czyniło z niego mordercę. Po każdej śmierci świętował i z utęsknieniem wypatrywał kolejnej. Był cholernym seryjnym mordercą na wolności. Karim zabił przez przypadek i żałował tego każdego dnia.
  - Chodź do wody. – Pociągnęłam go za rękę i moje nogi oblała letnia woda; nie za zimna, nie za ciepła. – Jeżeli mamy przetrwać razem jeszcze jakiś czas musimy sobie zaufać. – Szliśmy coraz głębiej i woda sięgała mi już za pas. Jeszcze dalej, jeszcze, idealnie. – Stój.
  - Co robisz? – Był o wiele wyższy ode mnie i nie miał tak dużych problemów z dostawaniem do dna jak ja.
  - Udowadniam, że ci ufam. – Cofałam się coraz dalej, coraz głębiej. – Oddaję się tobie. – Zamknęłam oczy i osunęłam się w ciemność.
  Karima przerażał ten ogrom czerni, ale ja czułam się tutaj bezpiecznie. Nie działały na mnie żadne inne siły tylko opór wody. W dodatku byłam zupełnie sama, zdana na  siebie. Otworzyłam oczy i poczułam mocne pieczenie jakbym ostro przesadziła z solą do oczu.
  Nagle coś szarpnęło za moją kostkę i nie była to żadna ryba ani nawet rekin. Moja głowa zanurkowała dużo niżej niż byłam na to przygotowana i ciśnienie uderzyło mi w uszy zatykając je. Wyciągnęła ręce ku górze i chciałam odbić się nogami od dna, ale one już były gdzieś po moim boku bezładnie porozrzucane. Włosy zakręciły mi się wokół twarzy i wpełzły do ust niczym macki Venoma pożerającego płuca swojej ofiary. Wypuściłam gwałtownie powietrze zbyt spanikowana w tamtej chwili, żeby myśleć jak wielki błąd popełniłam. Resztkami sił zacisnęłam ręce na piasku zgniatając ostrą muszlę.
  Teraz już wiedziałam czego tak bardzo bał się Karim. Ta ciemność mogła pochłonąć już na zawsze. A takiego końca mogli chcieć tylko ludzi, który się nią żywili.
  Zamknęłam oczy i pogrążyła mnie otchłań.
 
                                                                           ~ × × × ~

  - Ty wariatko!
  Tak jak w jakimś filmie, wyplułam stróżkę słonej wody i zaczęłam kasłać jak stara gruźliczka. Nade mną oparty na przedramionach wisiał Lorgan z prawdziwym szałem w oczach. Przestraszyłam go.
  - Co się stało? – wychrypiałam i powoli usiadłam.
  - Porwał cię prąd, a ja cię uratowałem. – W tym momencie dostrzegłam u niego cień mojego dawnego chłopaka, Morgana. Cieszył się, że mógł chociaż na chwilę zostać moim bohaterem. – Nie myślałem, że mówiąc ,,oddaje ci się” mówisz tak poważnie. Brawo, naprawdę.
  - Zawsze jestem poważna. – Uniosłam przekrwione oczy w jego stronę i tym razem ja się przestraszyłam. Boże, teraz miało do tego dojść, właśnie teraz! – Ale też i wiem jak zachować się w takim momencie. Rozważna i romantyczna.
  Ujęłam jego twarz w dłonie i najlepiej jak potrafiłam starałam się ukryć drżenie rąk. Następnie rozchyliłam usta i przystawiłam do jego. Smakowały jak grudka soli i były nawet tak samo szorstkie, ale z  odrazą do samej siebie musiałam przyznać, że całował idealnie. Czułam każdy milimetr swoich warg, które mocno pulsowały w jednym rytmie. Jakbyśmy oboje nucili tą samą piosenkę. I to rockową.
  - Wróćmy do hotelu – wyszeptał, gdy oderwaliśmy się od siebie, by wziąć oddech.
  - Pewnie.
  Kurwa.
















W KADRZE MROKUOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz