ROZDZIAŁ XIII - XSARA SEEN

6 3 0
                                    

  Nie wiedziałam, że posiadałam umiejętność spakowania wszystkich swoich rzeczy porozrzucanych po pokoju hotelowym do walizki, wpakowania ich do taksówki i odjechania w siną dal w ciągu pięciu minut.
  - Powiesz mi o co chodzi? – zapytałam po raz piąty Lorgana.
Nie odpowiedział tylko zacisnął szczękę jakby obawiał się, że jakieś słowo wyjaśnienia przez przypadek wyskoczy mu z ust.
  - Hej. – Wyszeptałam w stronę Olivera, który siedział tuż obok mnie. – Dlaczego się tak szybko ewakuowaliśmy? Co się stało?
  Poruszył się niespokojnie, a przez jego twarz przemknął jakiś grymas.
  - Xsara, lepiej żebyś nie wiedziała – odpowiedział cicho.
  - Czego mam niby nie wiedzieć?! – oburzyłam się. Miałam dość niewiedzy i tego jak byłam traktowana. – To dotyczy nas wszystkich i, kurwa, mam prawo wiedzieć co się teraz dzieje! Lorgan,  albo mi teraz odpowiesz, albo wyskoczę z tego samochodu i nici z twojego debilnego planu.
  - Dowiesz się na miejscu. Cierpliwości, skarbie. – Uśmiechnął się zjadliwie i aż mnie przeszły dreszcze. Nienawidziłam tego uśmiechu, tych prostych zębów, idealnej linii szczęki i granatowych oczu. Miałam wielką ochotę rzucić się na niego i mu to wszystko odebrać za pomocą paznokci.
  Nie miałam innego wyboru jak czekać. Bębniąc palcami o tapicerkę wyglądałam za okno niewidzącym spojrzeniem i modliłam się o to, by Lorgan dotrzymał obietnicy, że da nam spokój po tym wszystkim. Ale z każdym przejechanym kilometrem zaczęłam sobie uświadamiać jak wielką idiotką byłam,  że dałam się na to nabrać.
  Przeze mnie wszyscy cierpieli. Karim został zamknięty w psychiatryku i nie miałam pojęcia na jakie trudności był wystawiany. W dodatku nie musiałam być geniuszem, żeby dostrzec, że pod warstwą koszuli z długim rękawem i jeansów Oliver skrywał siniaki i głębokie rany zadane przez Lorgana za nasze błędy.
  - Jesteśmy.
  To słowo wyrwało mnie z zamyślenia i wyuczonymi ruchami otworzyłam drzwi i wysiadłam z samochodu. Dopiero gorące powietrze przywróciło mi zdolności do myślenia.
  - A tak dokładnie to gdzie? – Rozejrzałam się po ulicy, która zupełnie nie różniła się od innych. Mnóstwo malutkich sklepików, straganów i restauracji. – No ja nie widzę tutaj nic szczególnego.
  - Tak myślisz? Jesteś przecież prawnikiem, wysil swój zmysł patrzenia sercem, a nie oczami. – Chwycił mnie pod ramię i pociągnął w stronę głównej uliczki. – Chciałbym powitać cię w teraźniejszości. Może wtedy zrozumiesz dlaczego chciałem cię mieć tylko dla siebie.
  Jeszcze przez kilka sekund pozostałam w zupełnej nieświadomości, gdy później podeszła do nas wysoka dziewczyna w krótkich szortach i szpilach tak wysokich, że niejedna miałaby problemy z utrzymaniem w nich równowagi.
  - Cześć, kochani. Macie może ochotę na chwilę zabawy? – Za to w jej głosie nie było już nic kobiecego. Głęboki, męski baryton w ogóle nie pasował do wizerunku pięknej kobiety. – Serdecznie zapraszam. Wszystkich. – Mrugnął/ęła w naszą stronę.
  Ale po chwili na jej miejsce pojawiła się jeszcze jedna, druga, następna, kolejna i tak dalej. Po dwunastej straciłam już rachubę i nie potrafiłam odróżnić jednego burdelu od drugiego.  Zapach tanich perfum prostytutek zlewał się w jedno i czułam już tylko jeden wielki smród sprzedanych marzeń i szans na lepszą przyszłość.
  - Fajnie, co nie? – Lorgan przeleciał oceniającym wzrokiem po nogach młodej kobiety, która na pewno nią była. – Ale nie widziałaś jeszcze najlepszego. Chodź, idziemy odwiedzić pewien lokal.
  - Dlaczego mi to robisz? – Stanęłam na środku drogi trzęsąc się z furii. – Jaki to ma związek z naszą teraźniejszością?!
  - Chcę ci pokazać, że życie nie jest takie za jakie je masz. Nic nie jest kolorowe, wszystko jest czarne, nie białe ani szare. Twoja parodia życia z tym skurwysynem nie różni się niczym od ich. – Objął ruchem dłoni całą okolicę. – Łączy was więź taka sama jak te tanie dziwki: wspierają siebie nawzajem w swojej tragicznej sytuacji, ale jak jednej z nich coś się uda, to już o sobie zapominają. To jest czasowe uczucie, nie miłość.
  - Mylisz się. – Mój głos zaczął się łamać. – To jest prawdziwa miłość, wspieramy się, gdy nam ciężko i cieszymy ze swoich sukcesów. Nigdy nie pomyślałabym o tym, żeby go zostawić.
  - Czyżby? W takim razie przyrzeknij na swoją siostrę, że nigdy nie miałaś ochoty odejść od Shaheena. Pamiętaj, że wiem kiedy kłamiesz.
  Od ponad roku jedynym czego pragnęłam było osiągnięcie spokoju i szczęścia u boku Karima. Ale czasami miałam po prostu tego wszystkiego dość. Chciałam rzucić to wszystko, wyjechać gdzieś daleko, poznać kogoś zwyczajnego i wieść z nim życie jak normalna dziewczyna. Ale później uświadamiałam sobie, że problem nie tkwił w moim życiowym towarzyszu tylko we mnie. To ja byłam niezwykła, nienormalna. Nie byłabym w stanie prowadzić nudnego życia, bo czułabym się jak kolorowa meduza w morzu tych samych, smętnych ryb.
  - Miałam – przyznałam. – Ale później uświadamiałam sobie, że to by był największy błąd w moim życiu.
  - Ja myślę, że było nim poznanie tego człowieka. Pamiętasz  jeszcze o co był oskarżany?
  - To wszystko było kłamstwem, on nie był niczego winny.
  Zamiast odpowiedzi wszedł do jakiegoś budynku i zniknął za zasłoną z czerwonych koralików. Nie mając wyboru, podążyłam za nim.
  Nie to, że często bywałam w klubach go – go, ale ten właśnie na taki wyglądał. Zwyczajny z barem, strefą VIP, metalowymi rurami aż do sufitu i dobrze wyposażonym barem.
  - Co ty...
  - Czekaj – przerwał mi i skinął do jakiegoś mężczyzny. – Zaraz się dowiesz.
  Wymieniłam zaniepokojone spojrzenie z Oliverem, który do tej pory siedział dziwnie cicho. Mogło to oznaczać, że dał się sterroryzować swojemu stryjowi albo ułożył sobie w głowie jakiś nowy plan i czekał na dobry moment, by go zrealizować. Modliłam się w duchu, żeby to było to drugie.
  Po chwili jakiś niski facet podszedł do nas od tyłu i kazał udać się za nim do małego pokoiku. Z bijącym sercem usiadłam na kanapie w kształcie wydatnych, czerwonych ust i obserwowałam co wydarzy się dalej.
  Ale nigdy bym nie pomyślała, że zobaczę tak okropny widok, który wyryje mi się w pamięci na długie lata.
  Chorobliwie chude dziecko z oczami tak podkrążonymi, że wydawało się, że były podbite stanęło przed nami ze splecionymi  ze zdenerwowania rękami. Ciemne włosy chłopczyka opadały mu na spocone czoło, a zamały biały podkoszulek opinał się na jego żebrach. Krótkie spodenki odsłaniały wystające kolana i bose stopy. Wyglądał jak chodząca definicja nieszczęścia.
  - Do waszych usług. Macie godzinę. – Mężczyzna wepchnął go do środka i odszedł.
  - Ach tak, był też oskarżany o pedofilię. Może to była prawda? – Lorgan popatrzył mi prosto w oczy.
  Byłam w takim szoku, że nie wiedziałam co odpowiedzieć.
  - Boże... – Oliver doskoczył do chłopaka i chwycił go za ręce. – Nic ci nie jest? Nie bój się nic ci nie zrobimy.
  - Jesteś pewien? – zapytał. – O ile wiem, Shaheen nie wykonał swojego zadania i aby wszystko się udało musisz robić to, co ci każę. Powiesz wszystkim, że ze względu na moją chorobę dwubiegunową, popełnione przeze mnie zbrodnie nie mogą być traktowane jak zwykłe morderstwa. Będę uniewinniony.
  O mało co nie wypadły mi gałki oczne ze zdziwienia. Złożenie takich zeznań oznaczałoby skrócenie jego wyroku i ograniczyłoby się tylko do odsiadki w zakładzie psychiatrycznym. Uznaliby go za wyleczonego i mógłby prowadzić życie zwykłego obywatela.
  - Nie mogę tego zrobić... – Po moich policzkach pociekły łzy. – To się wtedy nigdy nie skończy...
  - Jeżeli nie zrobisz tego teraz, to dla tego chłopaka w tej chwili skończy się życie. – Spod kieszeni koszuli wyciągnął składany duży scyzoryk. – Zadzwoń tam gdzie uważasz, że byłoby najlepiej i wciśnij im piękną historyjkę o tym jaki jestem biedny, a dziecku nic się nie stanie.
  - Lorgan, proszę... Nie mogę tego zrobić... – jęknęłam i wytarłam mokry policzek.
  - Masz dziesięć sekund. Dziesięć... – zaczął odliczanie.
   - Czemu musisz ranić to dziecko? Przecież mogłeś wziąć mnie! Poświęciłbym się dla niego! – Oliver stanął przed chłopcem zasłaniając go swoim ciałem. Nie było takiej istoty, dla której  nie byłby w stanie poświęcić samego siebie.
  - Właśnie o to chodzi. Wziąłbyś wszystko na siebie i Xsara nie miałaby się nad czym zastanawiać. – Obrócił ostrze w rękach. – Osiem, siedem...
  Nawet gdybym chciała zadzwonić i go uniewinnić, nie miałam pojęcia gdzie. Lorgan mylił się jeżeli myślał, że miałam zapisane w telefonie numery do FBI, CIA, Pentagonu i innych tajnych służb. Mogłam powiadomić tylko zwykłą policję lub swoich współpracowników, którzy nie mogliby wiele wskórać. Przydałaby się jakaś osoba gotowa zrobić dla mnie wszystko. Może taka mająca u mnie jakiś dług wdzięczności albo po prostu...
  Zaraz.
  Był taki ktoś.
  - Trzy, dwa...
  - Czekaj! Już dzwonię! – Wyciągnęłam telefon i pokazałam mu wybrany numer. – Widzisz? Zaraz wszystko załatwię.
  - Jeden. Zgoda. – Schował nóż z powrotem do kieszeni. Dziwne, ale dziecko nawet nie drgnęło. Nie chciałam nawet tak myśleć, ale miałam wrażenie, że to nie była pierwsza taka sytuacja, w której się znalazł.
  Drżącymi rękami przyłożyłam telefon do ucha i nasłuchiwałam sygnału. Teraz już wiedziałam jak się czuł Karim, gdy czekał na swój telefon do adwokata w dniu swojego uwięzienia. Całe twoje życie zależało od jednej zupełnie tego nieświadomej osoby siedzącej bezpiecznie po drugiej stronie słuchawki.
  - Xsara? Gdzieś ty tak nagle wyjechała? Tęsknimy za tobą! – Wysoki głos Mike'a krzyknął mi do ucha. Pewnie gdybym się nie znajdowała w tak porąbanej sytuacji mogłabym się cieszyć z jego troski.
  - Mike, słuchaj, mam do ciebie prośbę – powiedziałam prosto z mostu bez zbędnych wstępów. – Ale musisz słuchać uważnie.
  - Wszystko w porządku? Gdzie jesteś? – zapytał jeszcze raz.
  - Mike, wszystko w porządku. Odkryłam coś bardzo ważnego. Musisz to przekazać najdalej jak się da. – Wzięłam głęboki wdech. – Lorgan Duface cierpi na chorobę dwubiegunową. To oznacza, że wszystkie swoje zbrodnie dokonał wtedy, gdy nie był w pełni władz umysłowych.
  - Co?! Jesteś pewna? Wiesz jak to wszystko wywróci do góry nogami? Rozpoczną się na nowo procesy sądowe i w ogóle... – nie mógł uwierzyć, zresztą ja też.
  - Wiem, ale sytuacja mnie do tego zmusiła. – Lorgan posłał mi ostrzegawcze spojrzenie.
  - Jaka sytuacja? Nie musimy przecież tego nigdzie dalej podawać. Po prostu niech to zostanie miedzy nami, okej? – Miałam ochotę krzyknąć, że się zgadzam i opowiedzieć mu dlaczego go o to prosiłam, ale przełknęłam słowa skargi niczym ciężki kamień.
  - Nie, na świecie musi istnieć sprawiedliwość, Mike, inaczej wszyscy zginiemy. – Błagam, zauważ, że mój głos brzmi nienaturalnie piskliwie i że zaakcentowałam ostatnie dwa słowa.
  - Komu mam to przekazać? Policji?
  - Tak! Tak! Dobry pomysł! Musimy dowieźć co jest prawdą, prawda? – Nie, nie musimy. Fakt, Lorgan cierpiał na tę chorobę, ale bardzo dawno temu. Teraz jego zła połowa całkowicie go pochłonęła i stał się jedną osobą: świadomą swoich czynów i czerpiącą z nich satysfakcje.
  - Prawda – potwierdził niepewnie. – Masz dziwny głos. Na pewno wszystko gra?
  - Jak nigdy dotąd – zapewniłam go, a Lorgan skinął z aprobatą.
  - Ma dziesięć minut – wyszeptał w moją stronę.
  Kuźwa. Kuźwa. Kuźwa. Kuźwa.
  - Uwiniesz się w dziesięć minut? – zapytałam z nadzieją. Przecież to było nierealne.
  - Postaram się – zgodził się zbyt łatwo, bym mogła mu w to uwierzyć.
  Ale po dokładnie dziesięciu minutach dostałam telefon od głównego oficera policji, który prowadził sprawę Lorgana z zapytaniem czy moje słowa były nadal aktualne.
  - To wszystko pogorszy – ostrzegł mnie jakby wszystko już nie było gorsze.
  - Nie obchodzi mnie to – odparłam głosem kompletnie wysnutym z emocji. – Nic a nic.
  Właśnie uruchomiłam mechanizm, który miał działać tak sprawnie, żeby pod koniec swojej pracy pozostawić Lorgana w nowym, niewinnym świetle, a na jego grzechy spuścić kurtynę milczenia.
  Właśnie zdradziłam Karima tak, jak kiedyś zrobiła to Polly.
  - Brawo, skarbie, teraz jesteś gotowa na ostatni finałowy etap. – Wstał w kanapy i poklepał mnie po ramieniu. – Przyyy – szłooość!
  Jeżeli tak miała wyglądać, to może lepiej, by nigdy nie nadeszła.














W KADRZE MROKUOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz