ROZDZIAŁ XVII - AMIR SHAHEEN

15 4 0
                                    

  Byłem pewien, że spędzę tę noc spokojnie. Miałem zamiar odpowiedzieć na parę służbowych maili, ale kiedy usadowiłem się już wygodnie na łóżku, zadzwonił telefon.
  Nieznany numer.
  - Słucham. – Przyłożyłem smartfon do ucha.
  - Amir? Brat Karima? – Kobieta roztrzęsionym głosem przeszła od razu do rzeczy. – Tu Xsara, jego dziewczyna. Potrzebuję cię.
  - Tak, to ja – potwierdziłem zdziwiony. – Co się stało? Wszystko w porządku?
  - Nie wiem. Proszę, przyjedź. On z nikim innym nie chce rozmawiać tylko z tobą. W dodatku jest kompletnie pijany.
  - Będę za parę minut, spokojnie.
  - Tylko się pospiesz. Oliver, zostaw to!
  Szybko zebrałem się i wsiadłem w pierwszą taksówkę jaką udało mi się złapać. Po co ja mu byłem potrzebny? I dlaczego się upił? Te pytania dręczyły mnie przez całą drogę i nie mogłem znaleźć na nie odpowiedzi. Dopiero, gdy znalazłem się przed drzwiami do ich mieszkania dotarło do mnie, że bardzo się denerwowałem. Mimo to stanowczo zapukałem.
  - Dobrze, że jesteś! – Xsara wciągnęła mnie do środka. Wyglądała jakoś inaczej. Po dłuższej chwili mnie olśniło, że zmieniła kolor włosów. Korzystna zmiana. – Karim, Oliver! Przyszedł!
  Siedzieli na kanapie i nachylali się nad jakąś zapisaną kartką. Kiedy wszedłem do pokoju podnieśli na mnie wzrok i zastygli.
  - Co jes... – zacząłem, ale w tym samym momencie mój brat zerwał się na równe nogi i doskoczył do mnie.
  - Czy to ty?! – Jego oddech zionął alkoholem, a w oczach czaił się dziwny błysk. – Czy to ty to wszystko na nas sprowadziłeś?!
  - Wszystko wskazuje na niego. – Oliver podetknął mi pod nos kartkę.
  - Czekajcie. – Ująłem ją i szybko objąłem wzrokiem. Jakieś daty zakreślone w kółko i mnóstwo nazwisk. Strzałki łączyły je z jakimiś wydarzeniami, ale wszystko było tak chaotyczne, że nie potrafiłem się w tym połapać. – Chodzi wam o te sprawy? – Nie chciałem tego mówić przy Xsarze.
  - Dokładnie o te sprawy. – Karim dźgnął mnie palcem w pierś. – Jak cię nie było, było lepiej. Przyszedłeś i już jakieś kłopoty.
  Zatoczył się na Olivera, a ten go podtrzymał.
- A tak w ogle – wybełkotał. – To co, myślałeś, że sobie tak po prostu przyjdziesz i powiesz: jestem twoim bratem i przybhwam po tylu latch? No ciekawe, na pewno wszytko będzie jak dawnej. Myślałeś, że tak po prhostu wybaczę ci, że mnie porzuuciłeś? Przeszedłem przez ciebie piekło. Nawet nie próbowałeś mnie szukać!
  - Karim, będziesz tego żałować – wtrąciła dziewczyna. – Jesteś pijany. Naprawdę po to kazałeś mi go wezwać?
  - Nie! – szybko zaprzeczył. – Przysłałeś mi te wiadomości, dziennikarkę i... tego faceta? Działasz lazem z Lorganem?
  Nie mogłem uwierzyć, jak mógł mnie oskarżać o takie okropieństwo? Nigdy bym mu tego nie zrobił!
  - Zwariowałeś? – Chwyciłem go mocno za ramię. – To nie ja! Jesteś moim bratem.
  - I co z tego? – Wzruszył ramionami. – Już jeden z braci próbował mnie utopić.
  Nie możliwe, że to pamiętał, miał wtedy tyko cztery lata. Faris zdążył w tym czasie go tak znienawidzić, że zapragnął się go raz na zawsze pozbyć. Nie było mnie wtedy w domu, ale gdy zobaczyłem płaczącą matkę w kuchni, wiedziałem, że stało się coś okropnego.
  - On jest taki jak wasz ojciec! – załkała chowając twarz w dłoniach. Po tym jak opowiedziała mi całe zajście, miałem ochotę poważnie porozmawiać z bratem, wreszcie przemówić mu do rozsądku, ale matka mi zabroniła, a ja nie chciałem jej jeszcze bardziej zamartwiać.
  - Nie jestem taki jak on – powiedziałem tylko. – Nie chcę cię znowu stracić. Proszę, zaufaj mi. Nie mam z tym nic wspólnego i obiecuję, że zrobię wszystko, by pomóc ci odnaleźć sprawcę.
  Zacisnął mocno policzki i myślałem, że mnie uderzy prosto w twarz, ale od zrobił co zupełnie innego. Uścisnął mnie.
  - Przepraszam – wyszeptał.
  - Nic się nie stało. Powinniście iść już spać.
  Uśmiechnął się słabo i skinął głową.
  - Zobaczymy się jutro?
  - Jasne. Ale wytrzeźwiej.

~ × × × ~

  Umówiliśmy się w tym samym parku co ostatnio i postanowiłem, że czas sobie wszystko wyjaśnić. W końcu człowiek, gdy jest pijany mówi prawdę, a ja musiałem opowiedzieć mu moją historię. Chyba nie do końca uwierzył mi w moje wyjaśnienia.
  Po paru minutach oczekiwania wreszcie ujrzałem postać w czarnej bluzie i okularach przeciwsłonecznych zmierzającą w moją stronę.
  - Cześć. – Zatrzymał się przed ławką i schował ręce do kieszeni. – Zazwyczaj nie upijam się do nieprzytomności.
  - Nie obchodzi mnie to. – Stanąłem obok niego. – Jesteś moim bratem i chcę, żebyś wiedział, że kocham cię mimo wszystko i już nigdy cię nie opuszczę.
- Ale ja nie zasługuję na twoją miłość. Dopiero teraz zdałem sobie sprawę z tego, że ja również cię nie szukałem. Znałem swoje imię, nazwisko, mogłem przeszukać wszystkich ludzi, którzy byli wtedy w tym hotelu. Obwiniam ciebie, a sam nie dostrzegam swojej winy.
  - Powtarzam: nie obchodzi mnie to. Nie napiszesz swojej przyszłości pisząc...
  - Tym samym piórem – dokończył zaskoczony. – Skąd ja to znam?
  - Słowa naszej matki. Zawsze to nam powtarzała, kiedy ktoś z nas się kłócił. – Wskazałem, żebyśmy się przeszli. – Lepiej mi powiedz kogo wczoraj spotkałeś, że wpadłeś w taką panikę.
  Zatrzymał się przy pomoście prowadzącym na staw i rzucił w niego kamień. Na wodzie utworzyły się idealnie okragłe pręgi.
  - On mnie wciąż prześladuje. Lorgan. Chce sprawić, by wszyscy myśleli, że pomieszało mi się w głowie. – Wziął głęboki wdech. – Kiedy byliśmy w barze, uwagę Olivera przykuł jakiś człowiek. Wybiegliśmy za nim, a kiedy go złapaliśmy, zobaczyliśmy, że do twarzy miał przyczepioną maskę Lorgana. Gdy ją ściągnął, ukazał nam się krwawy widok. Wyciągnął telefon i zadzwonił na policję z donosem, że go pobiliśmy.
  - Że co? Jak mogliście go pobić? Nie może wam tego udowodnić.
  - Może. I pewnie za chwilę to zrobi. Lada dzień policja zapuka do moich drzwi.
  - Pamiętasz jak wyglądał? Znajdziemy go i powstrzymamy – nie odpuszczałem.
  - Nie znajdziemy. Jego twarz to była jedna wielka masakra. Wiem tylko tyle, że był łysy, a łysych jest pełno  - zaśmiał się nerwowo.
  - Fakt. Ale może chciał cię tylko nastraszyć? Może powinniśmy go wyprzedzić i pierwsi zgłosić się na policję?
  Ściągnął okulary i popatrzył na mnie ze zdumieniem.
  - Dałem się nastraszyć i nie chcę tego zrobić kolejny raz. Kiedy pójdę na policję, to pokażę słabość, a ja już nie jestem słaby.
  Nic nie odpowiedziałem. Może miał rację, a ja powinienem mu zaufać. W końcu już nie był małym chłopcem i wiedział co robi. Miałem tylko nadzieję, że nie wpakuje się w jeszcze większe tarapaty.
  - No dobra – westchnąłem. – Co można robić w tym magicznym parku?
  - Magicznym? – zaśmiał się i rozejrzał po okolicy. – Pewnie w twoim kraju są dużo piękniejsze.
   - Czy są piękniejsze? Trudne pytanie – zawahałem się. -  Na pewno są inne. Tutaj jest więcej zielonych terenów i zza koron drzew nie widać tylu drapaczy chmur, co tam. Nie chwalę się tym, ale nie spędzam w parkach zbyt wiele czasu. Zazwyczaj patrzę na nie z góry, z mojego biura.
  Minęliśmy jakiegoś człowieka rozłożonego na kocu i podziwiającego stojącego obok gołębia. Sam fakt, że podziwiał tego ptaka nie zdziwił mnie tak, jak to że miał na sobie czerwoną koszulę i lakierowane buty. Tylko jedna osoba ubierała się w ten sposób do parku i w inne niezobowiązujące miejsca.
   - Ha! Przypomniała mi się zabawna historia związana z jednym takim parkiem. – Położyłem rękę na barku Karima i delikatnie popchnąłem go w przeciwną stronę. – Koniecznie musisz ją usłyszeć, bo...
  - Hej!
  Nie nie nie nie
  Błagam, nie w tej chwili. Nie po tym jak sobie wszystko wyjaśniliśmy.
  - Czy to ten słynny Shaheen? – Powoli obróciłem się do źródła głosu. Wytrzeszczyłem mocno oczy, by dać mu do zrozumienia, że ma przestać, ale on tylko uśmiechnął się drwiąco.
  - Tia, to ja... – Karim szybko założył przeciwsłoneczne okulary, by nie było widać jego zaczerwienionych i podkrążonych oczu.
  - Amir Shaheen. – Karim zrobił zdziwioną minę, bo myślał, że pytał o niego, a nie mnie. Co on znowu wyrabiał? – I jego...
  - Brat. – Brat debilu, dobrze o tym wiedziałeś, bo też nim jesteś.
  Zrobił zdziwioną minę, tak jakby wcale nas nie śledził.
  - A więc to wielkie drzewo Shaheenów sięga aż tak daleko. Tylko nikt nigdy nie wspominał, że ma pan brata.
  - A co pan taki ciekawski? – W głosie chłopaka nie było słychać wrogości tylko zainteresowanie. – Kim pan jest?
  - Przyjacielem rodziny – odparł krótko i zmierzył go wzrokiem. Wiedziałem, że go ocenia i na pewno już poznał, że miał kaca. Pewnie teraz myśli, że jest alkoholikiem. – Znam wszystkich członków tego rodu oprócz pana.
  - Długa historia – zaśmiał się. Nie dziwiłem się, że go nie poznał. Faris nie był w ogóle do nas podobny; inny kształt twarzy, nos i oczy, w które zawsze spoglądały na wszystkich z wyższością. Jedynym co mnie z nim łączyło był wzrost – obaj byliśmy ponadprzeciętnie wysocy, a Karim dość niski.
  - Ja mam czas, a państwo? – Obdarzył mnie takim spojrzeniem, że każdy inny który go nie znał by się pod nim rozpadł. – Pragnąłbym uzupełnić braki.
  - Jasne – warknąłem.
  - Cudownie!
  Po drodze musiałem upewnić Karima, że znałem tego człowieka i mogliśmy mu zaufać, ale nie chciałem, by mówił mu wszystko. Faris kłamał jak z nut i wymyślał niestworzone historie o tym jak bardzo się z nami przyjaźni. I z moim bratem, czyli z sobą. W zasadzie to była jedyna prawda. Pieprzony narcyz.
  - Myślę, że to dobre miejsce. – Wybrał ławkę znajdującą się metr od powierzchni stawu. Akurat w tym miejscu było dziwnie głęboko. – Proszę usiąść, ja postoję.
  Dyskretnie spojrzałem na Karima. Zacisnął mocno policzki, ale wykonał jego polecenie. Zdawałem sobie sprawę z tego, że bał się wody i w dodatku musiał mieć uraz do tego, że ktoś stał nad nim i zadawał dziwne pytania. Zupełnie jak na przesłuchaniu w więzieniu.
  - Wow, dopiero teraz dostrzegam pomiędzy państwem podobieństwo. – Jego wzrok przeskakiwał od jednej twarzy do drugiej. – A tak w ogóle, mogę poznać pana godność?
  - Karim. Karim Shaheen – uśmiechnął się i potarł dłonią o udo. – To zabrzmiało trochę w stylu Jamesa Bonda.
  Zmarszczył idealnie zrobione brwi jakby się nad czymś zastanawiał. Nagle jego twarz rozjaśniła się jakby ktoś nałożył na nią biały filtr.
     - Do tej pory myślałem, że to tylko zbieżność nazwisk, ale teraz. To naprawdę pan? Ten terrorysta? – Potrafił ukryć wiele rzeczy, ale nie radość z cudzego nieszczęścia. 
  - Nie jestem żadnym terrorystą. – Uśmiech zniknął z jego twarzy. – Chyba ma pan więcej braków w wiadomościach niż pan myśli.
  Nic nie odpowiedział. Niezauważalnie zaprzeczyłem głową, by przestał.
  - A kim pan jest?
  - Zwykłym człowiekiem, który nie jest terrorystą, ale nie jest też niewinny.
  - No dobrze, a gdzie jest drugi pański brat? Pan Faris?
  Tutaj. To ty. To ty!
  - Nie wiem – zasmucił się. – Pewnie u siebie w domu.
  - Nie chciał pana odwiedzić czy może pan? – naciskał.
  - On nie chciał go odwiedzić – wtrąciłem cierpko. – Ale w każdej chwili może to zrobić. Teraz – syknąłem do niego cicho.
  - A nie czuje pan do niego urazy?
  - Wybaczyłem już gorszym ludziom niż on. Zresztą, nawet nie wiem czy większość moich wspomnień nie jest tylko wytworem mojej wyobraźni. – Wzruszył ramionami.
  - Racja. – Faris obszedł ławkę i stanął za nami po stronie wody. – A może to on wciąż ma do pana urazę? W końcu zabrał mu pan jedyną osobę, którą kochał. Jego matkę.
  - Ekhem! – chrząknąłem dość głośno. Tego było już za wiele! – Chyba musimy już iść.
  - Ups, zawsze byłem zbyt ciekawski. – Nie przeprosił. Nigdy tego nie robił. – Po prostu chciałem lepiej poznać pana osobę, i której media tak się rozpisywały.
  - Nie szkodzi – odpowiedział powściągliwie. – Też taki jestem. Dlatego zostałem dziennikarzem.
  - Naprawdę? – zaśmiał się nerwowo. Widać, że nie możesz znieść podobieństwa do swojego brata, Faris.  – No dobrze, skoro musicie państwo już iść. Mam nadzieję, że się jeszcze kiedyś spotkamy. Do widzenia.
  - Cześ... – Kuźwa! – Do widzenia.
  - Do widzenia.
  Powiedzieć mu, że przed chwilą spotkał się z bratem czy zachować to w tajemnicy? Tylko wtedy znowu powstałby pomiędzy nami jakiś mur. A może zacząłby panikować i wróciłyby do niego te straszne wspomnienia? Lepiej poczekać jeszcze chwilę, może dwa dni i dopiero to zdradzić.
  Tak, to dobry plan. Teraz powinienem cieszyć się odzyskanym bratem i próbować rozwikłać zagadkę nagłego pojawienia się Farisa.
   - Chodźmy na amerykańskiego kebaba – zaproponowałem.

























W KADRZE MROKUOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz