ROZDZIAŁ XXXII - AMIR SHAHEEN

10 4 0
                                    

  Kiedy zobaczyłem jak mój brat był siłą wciągany do jakiegoś vana, nie zwlekałem długo i za nim pojechałem. Myślałem, że Xsara i Lee zrobią to samo, ale się myliłem. Lee stał jak wmurowany w podłogę, a Xsara chyba w ogóle nie przyjechała. Próbowałem się do niej dodzwonić, ale nie odbierała.
  Postanowiłem wziąć sprawy w swoje ręce i już od godziny czekałem przed jakimś domem na odpowiedni moment, by do niego wejść. Obserwowałem podjeżdżające samochody i wybiegających z nich ludzi w kremowych uniformach. To nie mógł być zwykły szpital.
  Co mogłem powiedzieć, żeby udzielili mi o nim informacji? Mogłem zostać policjantem, a nie przejąć rodzinną firmę, teraz by to mi się przydało. Stanąłbym przed recepcjonistką, pokazał jej odznakę i byłoby po sprawie, a teraz tylko byłem w stanie pomachać jej przed nosem gazetą, w której opisane były sukcesy Shaheen Industry.
  Zaraz. Skoro Amirowi udało się udać dziennikarza, to może ja miałem jakieś szanse? Jak już byli nim wszyscy moi bracia, ja też dam radę.
  Przekrzywiłem lusterko w swoją stronę. Jeżeli w recepcji będzie kobieta, dałbym radę. Rozpiąłem koszulę o jeden guzik w dół i poprawiłem włosy. Z egoistyczną satysfakcją stwierdziłem, że wyglądałem nieźle - lata treningu sztuk walki i mocnych wycisków na siłowni dały o sobie znać w postaci umięśnionego ciała.
  Dobra, czas przypomnieć sobie stare, dobre czasy podrywu. Nie zawsze wszystko dało się załatwić pieniędzmi, gdy przebywało się w otoczeniu, gdzie ludzie zwijali sobie skręty z dolarów. Przez głowę od razu przetoczyło mi się wspomnienie mojego pierwszego flirtu dla zysku.
  Od bardzo dawna pragnąłem pojechać do Chin, by zobaczyć Wielki Mur, nie wiedziałem dlaczego, ale w licealnych czasach to było moje marzenie. Może dlatego, że miałem już wszystko, a takich widoków, nie mogłem mieć na własność. Ojciec nie chciał się zgodzić, bo chciał żebym skupił się na nauce, ale ja pragnąłem odskoczni od tego nudnego życia. Pewnego dnia na przyjęciu firmowym natknąłem się na pewną kobietę – Azjatkę.
  - Co w takim nudnym miejscu jak to robi taki fajny chłopak jak ty? – zapytała podchodząc do mnie od tyłu. Była przepiękna – lśniące czarne włosy, zgrabna figura, wydatne usta... Pewnie bym się w niej zauroczył gdyby nie to, że była dużo starsza ode mnie.
  - Czeka aż jego ojciec nie będzie patrzeć i wypiję tego wielkiego drinka, który stoi przy barze – zaśmiałem się, bo kobieta myślała, że żartuję, ale ja naprawdę miałem taki plan.
  - A więc to jest twój ojciec, tak? – Wskazała na mężczyznę w ciemnym garniturze rozmawiającego z jakimś biznesmanem. – W ogóle go nie przypominasz. Ile masz lat?
  W momencie, gdy położyła mi swoją dłoń z długimi czerwonymi paznokciami ściętymi w trójkąt na ramieniu zorientowałem się, że ze mną flirtowała.
  -  Siedemnaście – odpowiedziałem mrużąc oczy. Wiedziałem, że wtedy wyglądałem przystojnie. – Ale czuję się na mocne dwadzieścia.
  Tym razem to ona się zaśmiała. Nie wiedziałem dlaczego, ale spodobało mi się to.
  - Mocne dwadzieścia? A co ma w głowie taki mężczyzna jak ty? – Jej bordowa suknia musnęła moje nogi.
  - Wielkie marzenia – odrzekłem czując dreszczyk napięcia. – Nawet moje pieniądze nie potrafią ich zdobyć.
  - A zdradzisz jedno z nich, skarbie? – zaciekawiła się i wydęła usta.
  -  Jest wielkie jak Wielki Mur w Chinach. – Wziąłem kieliszek szampana z tacy kelnera, ale kobieta mi go zabrała.
  - Wobec tego ten toast wzniesiesz właśnie tam.
  Trzy dni później tak właśnie się stało. Ojciec do tej pory myślał, że udałem się tam na konkurs z fizyki.
  Cóż, teraz musiałem zrobić to samo. Wysiadłem z samochodu i skierowałem się w stronę wejścia. Nie planowałem tego co miałem powiedzieć, po prostu podszedłem do blondynki stojącej przy biurku. Widać było, że się nudziła.
  - Dzień dobry. – Uśmiechnąłem się promieniście i wyobrażałem sobie, że przede mną stała moja ukochana Safija..
  - Dzień dobry. – Również się uśmiechnęła. – W czym mogę panu pomóc?
  - Interesuje mnie pewien pacjent. – Zakreśliłem palcem kółko na blacie. – Dopiero co go do was przywieźli.
  - Chodzi panu o pana Shaheena? – Podążyła za nim wzrokiem. Skinąłem głową. – Nie mam pozwolenia na udzielenie takich informacji.
  - Och, nie... – Oparłem łokieć o blat i naprężyłem mięśnie. – Nie może pani nic zrobić? Bardzo zależy mi na tych informacjach. Mój szef kazał mi zająć się sprawami marginesu społecznego zamiast tymi bogaczami. Te wypasione samochody zaczęły mnie już nudzić, zwłaszcza, że w moim garażu stoi takich ze dwa... Ach, praca nawet mnie dopadła w domu!
  Każdy, ale to dosłownie każdy leciał na pieniądze.
  - Naprawdę jest mi przykro. – Wstała, by wyrazić współczucie, ale widziałem jak lustruje mnie wzrokiem. Tak, popatrz na Rollexa, najnowsze New Balance... – Taki pewien pan mi zakazał...
  - Jak wyglądał? Pewnie był dla pani niemiły – udałem współczucie. Wszyscy uwielbiali jak się ich żałowało. Mogli wtedy wygadać się o swoich problemach i na moment poczuć się kimś ważnym.
  - Nie, nawet nie – połknęła haczyk. – Zachowywał się dość kulturalnie. Jak go zobaczyłam myślałam, że będzie jakaś afera. Wie pan, taki wysoki, napakowany, łysy...
  ...Taki typowy Lorgan...
  - Taki typowy facet z siłowni. Rozumiem, też bym nie chciał zdradzić informacji mając nad sobą takiego mężczyznę. Chyba bym zwariował i musiał się do was zapisać. – Wyszczerzyłem zęby i zrobiłem kilka kroków po holu. Białe kafelki świetnie komponowały się z kolorową mozaiką ułożoną na ścianie. Półnaga renesansowa kobieta prezentowała swoje blade plecy, a stojący obok niej mężczyzna prężył swoje wdzięki. Jaki sens miało istnienie tego dzieła w szpitalu psychiatrycznym? Pokazać jacy oni byli doskonali, a pacjenci wybrakowani czy że mieli dążyć to tego, by się nimi stać? – Jak pacjenci reagują na tę mozaikę?
  - Na mozaikę? – zdziwiła się. – Nie reagują. Oni tutaj nie mają wstępu. To jest część reprezentatywna, wszyscy są za tamtymi szklanymi drzwiami znajduje się tunel do prawdziwego Domu Spokoju. To tam znajdują się wszyscy pacjenci i pan Shaheen.
    - A mogę chociaż wiedzieć jak się wypisać z programu pomocy? – Wyjąłem telefon w celu robienia notatek jak przystało na porządnego dziennikarza. – Jak to wszystko działa?
  - Och, to zależy. Czasami niektórzy podpisują taką umowę, że chcą w razie jakieś nagłej sytuacji zostać od razu do nas przywiezieni. Na przykład, gdy dostaną jakiegoś ataku paniki czy czegoś w tym rodzaju. Wtedy jedyną osobą, która może je wypisać jest jej opiekun. Jeżeli nie podpisali takiej umowy, mogą sami wrócić do domu.
  - A pan Shaheen podpisał taką umowę?
  - Tak. Znaczy... ach! – wygadała się i jej policzki pokryły się różem. – No dobrze, ale powiem panu tylko to. Pan Shaheen został do nas przywieziony niedawno, dzisiaj rano. Jeszcze nie odzyskał przytomności, ale on podpisał umowę. Dopiero jak przejdzie terapię może zostać wypisany.
  - A mogę go zobaczyć?
  - Proszę pana! – fuknęła i rozejrzała się niepewnie. – Tak nie można! Już i tak za dużo panu powiedziałam...
  - Przepraszam, jest pani cudowna. To dzięki pani wreszcie ktoś zwróci uwagę na tych biednych ludzi – podziękowałem jej i szybkim krokiem wyszedłem z pomieszczenia.
  - Drobiazg! – odkrzyknęła.
  Zamiast do samochodu skierowałem się w stronę oszklonego tunelu. Nie rzucałem się zbytnio w oczy, bo szedłem po żwirowej ścieżce pewnym krokiem, tak jakbym wiedział co robię. Zaglądałem do każdego okna, ale widziałem tylko puste sale z mnóstwem krzeseł. Pacjenci musieli mieć swoje pokoje na górze. Żeby się tam dostać musiałbym wykonać nie lada wyczyn.
  Nie znałem całej historii z Lorganem w roli głównej, ale wiedziałem, że w swoim dorobku miał śmierć kilkudziesięciu ludzi i kara, która poniósł była zbyt łagodna. Rok w więzieniu za morderstwa i zwolnienie za kaucją miał się równać rokowi pozbawienia wolności za niewinność? Gdzie tu sprawiedliwość? Dziwiło mnie to, że ludzie jeszcze nie wszczęli przeciwko temu protestów, przecież seryjny morderca był na wolności!  To było oczywiste, że będzie chciał się zemścić i nikt go w tym nie powstrzyma, bo nie miał nic do stracenia. Jak sprawić, by człowiek stał się nieobliczalny i zdolny do wszystkiego? Zabrać mu wszystko.
  Ale na szczęście byłem ja. A jak już wcześniej mówiłem, gdy się miało się pieniądze, nie było ograniczeń. Żeby dostać się do brata i go bronić chyba musiałem go wykraść. Ale wtedy znowu by się naraził... Powinienem być blisko niego i dbać o to, żeby nikt go tutaj nie skrzywdził. Tylko jak miałem to zrobić? Widziałem tylko dwa rozwiązania: zostać wolontariuszem i codziennie go doglądać albo sam stać się pacjentem z problemami psychicznymi. Odnośnie pierwszego wątpiłem, że zatrudniali wolontariuszy a żeby dostać się do Domu Spokoju musiałem załatwić mnóstwo wniosków i nadal nie widomo czy bym się dostał do projektu.
  Zaraz. Przecież była jeszcze trzecia opcja. Może zostanę sponsorem i będę mógł odwiedzać oddział? Tak to chyba działało.
  Zrobiłem w tył zwrot i wróciłem na recepcję.
  - Powiem wprost. – Położyłem swoją wizytówkę na ladzie. – Daje dwa miliony na start. Jeżeli mi pozwolicie odwiedzać oddział, dołożę dwa razy tyle. Co pani na to?
  Blondynka powoli otworzyła usta, zamknęła je i ponownie otworzyła.
   - To może ja zadzwonię to szefa. – Spojrzała na kartkę. – Panie Shaheen.


























W KADRZE MROKUOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz