ROZDZIAŁ XXXV - OLIVER DUFACE

10 5 0
                                    

  Znacie może to uczucie, gdy wiecie, że wydarzy się coś złego i macie na wszystko inne po prostu wywalone? Nie chwaląc się, ja tak miałem już dwa razy. Mój pierwszy raz był wtedy, gdy po zachowaniu innych więźniów czułem, że coś się kroi i postanowiłem robić wszystko czego zapragnę. Oczywiście nie mogłem sobie na wiele pozwolić i po prostu powstrzymałem się od sztywnego przestrzegania zasad i nie udzieliłem pomocy kilku moim ,,pacjentom”. Nawet wyszedłem na chwilę na wybieg. Wieczorem przyszło nieuniknione w postaci burzy gradowej jako Lorgan i rozpętało się piekło, ale moje mały występki zostały niezauważone. Tym razem poszło o jakąś nieudaną konferencję i król musiał się zemścić na swoich niewolnikach.
  Teraz stwierdziłem, że gorzej już być nie może (chyba, że kreatywność Lorgana znowu zadziała) i co ma być, to będzie. Jeżeli miałem ponieść konsekwencje zachowania Xsary lub Karima, zniosę to z godnością. Przysiągłem przed samym sobą, że już nigdy nie dam się ogarnąć takiej panice, tak jak zrobiłem to w sklepie.
  Lorgan już nigdy więcej nie doprowadzi mnie do łez. Nigdy.
  Najchętniej wyciąłbym sobie kanaliki łzowe.
  - Piękne widoki. Spójrz. – Łysol szarpnął opaską zaciskową na moim nadgarstku. Zerknąłem w okno i faktycznie, zielone tereny, szkarłatna woda z mnóstwem wysp, tworzyły wspaniały krajobraz. Ale bardziej rozkoszowałbym się tym widokiem, gdybym przyjechał tutaj sam.
  - Wyjątkowo muszę się z tobą zgodzić – przyznałem i oparłem głowę na oparciu. Nienawidziłem lądowań, bo wtedy czułem się jak w wesołym miasteczku na kolejce górskiej i... Nie! Stop! Musiałem się od tego odciąć, zaakceptować. Tylko tak mogłem pokonać swoje lęki.
  - Wyglądasz jak Karim podczas swojego pierwszego lotu samolotem. – wyszeptała do mnie Xsara. Czy Karim zawsze czuł od niej zapach jaśminu, tak jak ja teraz? Jeżeli tak, to zazdro.
  - Taki przeszczęśliwy? – zadrwiłem uśmiechając się półgębkiem.
  - Nie, raczej taki. – Zrobiła zeza i wywaliła na zewnątrz język. Wyobraziłem sobie, że na sali sądowej tak opisuje jakąś ofiarę i parsknąłem śmiechem. – Nie śmiej się, wyglądasz dokładnie tak samo.
  - Dzięki. Wolę wyglądać jak Karim niż niewyspana Jennifer Lawrance – odgryzłem się i poczułem ściśnięcie na nadgarstku. – No co, ma podobne włosy, okej? Dobra, rozumiem, nieśmieszne. Już nic nie mówię.
  I rzeczywiście nikt już nic nie powiedział aż do momentu, kiedy znaleźliśmy się przed lotniskiem i pakowaliśmy swoje walizki do taksówki. Nie miałem pojęcia na ile dni się spakować, więc wziąłem tylko najpotrzebniejsze rzeczy. Xsara chyba zrobiła tak samo, bo nasze bagaże były miej więcej tej samej wielkości. Za to Lorgan wyposażył się w walizkę taką jak nasze dwie. Szykowała się większa podróż. 
  Mijając małe domki przeplatające się z nowoczesnymi zabudowaniami próbowałem rozkminić, gdzie jechaliśmy. Nie miałem żadnej pewności, że nie każe kierowcy nagle się zatrzymać i wyrzucić nas na jakimś pustkowiu. Kiedy wyruszył pierwszy raz w podróż do Tajlandii byłem zupełnie tego nieświadomy i dowiedziałem się dopiero wtedy, gdy drzwi do mojego gabinetu otworzyły się i pojawiła się w nich głowa o żółto – blond włosach i różowej twarzy. Zapamiętałbym taką brzydką mordę, a tego gościa widziałem pierwszy raz na oczy.
  - Wyleziesz wreszcie z tej pieprzonej celi czy mam ci pomóc?! – krzyknął i aż podskoczyłem na kozetce.
  - G – gdzie? Kim pan jest? – zapytałem głupio.
  - Na wybieg. Teraz – odpowiedział lakonicznie ignorując moje pytanie.
  Dyskretnie spojrzałem na jego identyfikator i przez mikro sekundę miałem nadzieję, że Lorgan umarł i ten facet został jego następcą, ale to nie stałoby się w ciągu jednego dnia.
  - Przez dwa tygodnie będę zastępował waszego naczelnika. Do tego czasu reguły zostają takie same i nic się nie zmienia. Macie się mnie słuchać, bo znam metody Duface'a. – Jakby cała wielka hala wydała nagle zbiorowy jęk. A więc tortury nadal będą trwać. Chyba, że nowy myślał, że byłem zwykłym więźniem i będzie mnie traktować tak samo jak innych. Postanowiłem przez ten czas siedzieć cicho jak mysz pod miotłą i mi się to opłaciło. Czułem się na wakacjach nie licząc momentów, kiedy musiałem wyjść na dwór i spotkać się z innymi więźniami.
  - Hej, ty tam! Zabiłeś swoją przedszkolankę, że tutaj siedzisz?! – Jakiś mięśniak parsknął śmiechem na mój widok, ale nie dałem się wkręcić w jakieś głupie sprzeczki.
  - Tak, wepchnąłem jej klocki do gardła i patrzyłem jak się dławiła. A gdy mi się to już znudziło dokończyłem dzieła skakanką. – Uśmiechnąłem się promieniście, a on zamrugał kilka razy zdezorientowany. – Macie skręta?
  Nie paliłem, ale chciałem wyjść na dryblasa, który niczego się nie bał. Udało mi się zyskać ich szacunek, ale po miej więcej tygodniu zorientowali się kim byłem i już nie było tak kolorowo, ale to dłuższa historia.
  - Jesteśmy. – Lorgan wyrwał mnie ze wspomnień. Znajdowaliśmy się przed ogromnym hotelem z marmurową fontanną tryskającą wesoło chlorowaną wodą. Boje hotelowi wręcz podbiegli do nas, by zabrać nasze bagaże i zaprowadzić do recepcji. Podczas mojej krótkiej podróży po Europie nie zatrzymywałem się w tak drogich hotelach, ani nawet nie przestąpiłem ich progu. A teraz miałem spędzić w nim jakiś czas? Super.
  - Naprawdę zatrzymaliście się w tym hotelu? Skąd wzięliście na to hajs? – zapytałem rozglądając się po recepcji. Skośnookie kobiety (albo mężczyźni, tutaj nigdy nic nie wiadomo) ubrane w różowe mundurki z uśmiechem podały nam karty do pokoi. Zaraz. Czyli będziemy mieszkać w osobnych pomieszczeniach? Dziwne.
  - Skądś się go brało. – Lorgan odwzajemnił uprzejmy gest i skierowaliśmy się w stronę pokoi. Ciekawe za kogo nas wszyscy brali; za szczęśliwą rodzinkę? Małżeństwo i kto? Piąte koło u wozu w postaci czyjegoś brata? A może chłopaka na jedną noc dla rozrywki? W końcu tutaj to było modne. – Kabel, ty zostajesz tutaj. – Otworzył mi drzwi. – Potrafię zamknąć drzwi, więc nawet nie próbuj się wydostać. Zrozumiałeś?
  Miałem zamiar szybko skinąć głową, ale wtedy ujrzałem wyraz twarzy Xsary. Rzadko widziałem u niej przerażenie, który teraz gościło w jej wytrzeszczonych oczach. I wtedy do mnie dotarł sens dwóch pokoi. Skoro ten idiota chciał wracać do przeszłości i wszystko powtarzać niczym zepsuta taśma, na pewno pragnął przypomnieć sobie wydarzenia z ich pierwszej nocy spędzonej w tym raju. To miało być jej pierwsze zadanie – pieprzyć się z nim. Dokładnie, pieprzyć, nie kochać, bo byłem pewien, że takie osoby jak Lorgan nie były delikatne nawet w łóżku, a Xsara nie należała do dziewczyn z gatunku kobiecych jak kwiat róży. Ich seks musiał być dziki i niezapomniany.
  Jej spojrzenie mówiło – pomóż mi, nie chcę tego robić.
  - Nie do końca. – Oparłem się o framugę. Dalej, wymyśl coś, żeby dać jej czas na opracowanie czegoś i przygotowanie się do tego obrzydlistwa. Myśl! – Bo ja... eee... A tak w ogóle jakim cudem wyjechałeś za granicę? Zdajesz sobie sprawę, że nie wszystkich da się przekupić i zaraz ktoś się zorientuje, że nas wywiozłeś do TAJLANDII?! To był porypany pomysł, zdajesz sobie z tego sprawę?
  Czekałem aż jego twarz stanie się czerwona a powieka zacznie drgać ze zdenerwowania, ale tak się nie stało. Zamiast tego zaśmiał się pogardliwie i wlepił we mnie te swoje granatowe oczy. 
  - I mylisz się, uciekłbym stąd choćbym miał wyskoczyć przez balkon – kontynuowałem i kontem oka zerknąłem na Xsarę; bezgłośnie wyszeptała podziękowanie. Dalej, brnij w to. – Mogę zadzwonić na policję i powiedzieć im, że nas porwałeś i szantażujesz. Nikt cię nie popiera, jesteś złą postacią tej historii, a tacy nie kończą za dobrze.
  - Xsara, wejdź do pokoju i zaczekaj na mnie – wycedził przez zaciśnięte zęby.
  - Ale... – Zrobiła krok w naszą stronę.
  - Nie! – krzyknął tak głośno, że dziewczyna gwałtownie zatrzymała się w miejscu. – To ja tutaj ustalam warunki. Jeżeli ktokolwiek z was się mi sprzeciwi, to nie ręczę za siebie. To dotyczy też ciebie, Xsara. Nie myśl sobie, że nie byłbym w stanie zadać ci bólu, nie różnisz się od niczym od innych. A ty, Kabel, twierdzisz, że powiesz wszystko policji. Zaraz zobaczymy. – Szybko odwrócił się do blondynki i popchnął ją w stronę pokoju. – Właź.
  O cholera, chyba się wkurzył. Wmaszerowałem do pomieszczenia i znowu odebrało mi mowę. Piękne łóżko obite jasnym drewnem idealnie pasowało do błękitnych ścian. Wielkie okno prowadzące na taras z widokiem na plażę z białymi piaskami i czystą wodą. Aż serce zabiło mi mocniej na ten krajobraz, bo w życiu nie widziałem nic piękniejszego. Musiałem wydać jakiś jęk zachwytu, bo Lorgan zdecydowanym ruchem zasłonił żaluzje. I po pięknym widoczku.
  - Co to, kurwa, miało być?! Chcesz zrobić ze mnie idiotę? Jeżeli tak, to grubo się mylisz i teraz za to odpowiesz.
  - Myślisz, że mnie zniszczyłeś i zostawiłeś w kawałkach? O nie, ja się zmieniłem i wiesz... – Łoooł, solidny policzek, po którym zatoczyłem się na kanapę.
– Już dawno stwierdziłem, że za dużo gadasz, ale miałem to w dupie, bo wystarczyło zamknąć cię w celi i było po kłopocie, ale teraz muszę cię znosić jeszcze przez kilka dni, więc... – Z kieszeni spodni wyjął malutki scyzoryk. Nie miałem pojęcia jak udało mu się przejść rewizję osobistą w samolocie. – Chyba czas się pozbyć kłopotu, prawda?
  - Chcesz mnie zadźgać tym nożykiem w pokoju hotelowym? Kolejny genialny pomysł – zadrwiłem, ale czułem jak tętno podskoczyło mi w górę.
  - Nie. Chcę się pozbyć tylko części ciebie, która sprawia mi problem. Jak myślisz, co może odpowiadać za twoje idiotyczne gadanie? – Stanął tak, że po prawej stronie miałem jego, a po lewej szafę z artystycznym witrażem w postaci zachodzącego słońca. – Bez niego nie zadzwonisz na policję i nie opowiesz swojej tragicznie smutnej historyjki wyssanej z palca. Jest to...
  ...Język.
  Bez niego nie powiem już nic. Nigdy. I jego sekrety nie ujrzą światła dziennego, będzie mógł żyć z pewnością, że przeszłość zostawił daleko za sobą.
  Pewnie każdy z was zastanawiał się kiedyś jaki zmysł mógłby poświęcić i dalej funkcjonować bez większego dyskomfortu. Wszyscy chcieli ratować swój wzrok i słuch, a nikt nie myślał o smaku. Rozumiałem to doskonale, po co komu wyczuwanie smaków potraw jak nie mogło się ich zobaczyć? A czy ktoś pozbyłby się możliwości wypowiedzenia choćby jednego słowa równie łatwo? Jak wyrazić wtedy swoje uczucia i zdanie na dany temat? Gdy ktoś zarzuci ci morderstwo nie możesz się obronić, bo nie potrafisz się odezwać, a niewidomej osoby nikt nie posądzi o taką zbrodnię. Co zatem opłacało się utracić na zawsze?
  Powinienem zacząć panikować, ale on tego właśnie chciał – zobaczyć mój strach.
  - Dobra, dajesz, tylko zrób to szybko. – Otworzyłem usta i wywaliłem język. – Utnyj, wyrlwij. Lób co kcesz – wybełkotałem.
  - Co ta za akt odwagi? Słyszałeś co ci zrobię? – Pomachał mi przed nosem nożykiem. – Ja nie żartuję. Utnę ci język. Teraz.
  - Ne mas do tego jaj. – Oczywiście, że miał. Zrobiłby to bez wahania.
  - Tak myślisz? – Rozejrzał się po pokoju, zajrzał do minibarku i wyciągnął wódkę. Płyn spłynął po ostrzu i skapał na panele zostawiając na nich przezroczystą kałużę. – Robiłem już nie takie rzeczy. Pamiętasz jak komuś odcinałem po kolei palce, żeby się przyznał? Niektórzy nie lubią czarnej roboty, ale tylko ona daje mi satysfakcję z tego, co robię. Usiądź.
  Oparłem głowę na kanapie i ścisnąłem dłonie w pięści. On serio chciał to zrobić, a ja serio nie chciałem stracić języka. Myślałem, że moje zachowanie tak go wyprowadzi z równowagi, że zupełnie straci do tego chęć. Wiecie, zawsze tak jest. Macie wielką ochotę posprzątać w pokoju i kiedy już macie to zrobić, ktoś przychodzi do was z takim tekstem ,,Ale masz tutaj syf. Weź to ogarnij”. I nagle cała ochota na porządki pryska jak za dotknięciem magicznej różdżki. Tylko, cholera, teraz tak się nie stało!
  - Jezu, jak pomyślę o tym, że już nic głupiego nie powiesz to aż mi się ciepło na sercu robi. Gdybym na to wpadł wcześniej. – Nachylił się w moją stronę.
  - Ciekawe na którym, przecież ty nie masz serca. – Schowałem język.
  - Właśnie o tym mówię. Jak zaraz go nie wystawisz to rozetnę ci usta – zagroził i poczułem zimne ostrze na wargach.
  - Ale, p – poczekaj, to chyba nie był dobry pomysł. – Kropla potu spłynęła z mojego czoła. On nie mógł tego zrobić. – To nie tak, wiesz ja tak tylko powiedziałem, nie miałem tego na myśli... Hej, ała!
  Naciął mi kącik ust i poczułem metalowy smak.
  - Masz rację, to nie jest dobry pomysł, to jest genialny pomysł. Otwieraj tą pieprzoną mordę! – Wargi zaczęły mi drżeć, kiedy przygryzłem język, by nie trząsł się ze zdenerwowania. Spokojnie, opanuj się... – Brawo, grzeczny chłopiec. Nawet Shaheen ani Xsara nie byli ci potrzebni, by wyprowadzić mnie z równowagi i ponieść za to karę. Nie wiem czy jesteś takim idiotą czy po prostu masz talent do głupoty.
  - Odziedicylem po tobie – odgryzłem się póki jeszcze mogłem. Powinienem zebrać się w sobie i uciec, ale byłem tak zszokowany tym co się działo, że nie potrafiłem ruszyć się z miejsca.
  - Odziedziczyłeś po mnie? Ha! – Chwycił mój język, ale od razu wyślizgnął mu się z ręki. Nie poddał się jednak, zsunął sobie bluzę na palce i spróbował jeszcze raz. Poczułem miękki materiał i od razu musiałem opanować odruch wymiotny. – To są twoje ostatnie słowa? Zapamiętam, że kłamałeś. Dobrze, że chociaż w więzieniu mówiłeś prawdę i donosiłeś na wszystkich, Kabel. Na Shaheena też.
  Raz. Tylko raz na niego doniosłem, wtedy gdy jeszcze go nie znałem i nie wiedziałem, że mnie uratuje. Opowiedziałem mu o naszej pierwszej rozmowie, gdy go opatrywałem jak oberwał od innych więźniów. Przekazałem, że moim zdaniem nie wyglądał na terrorystę i był przestraszony swoim marnym położeniem. Na innych donosiłem ciągle i nie potrafiłbym zliczyć ile razy doprowadziło to kogoś do śmierci. Czy czułem się odpowiedzialny za ich śmierć? Tam nie było miejsca na litość. Tylko tyle miałem do powiedzenia na ten temat, a koszmary senne odpowiadały same za siebie.
  - Telaz tego juz nie zlobie. Nigdy juz ci nie pomoge.
  - Nie rozumiem cię i chyba nie chcę. – Zmrużył oczy i wbił nóż w język. Nie spodziewałem się, że to będzie tak bolało. Miliony parzących igiełek odebrały mi wszystkie moce i jęknąłem. Mocno ścisnąłem żółtą narzutę na kanapie, by powstrzymać się od zemdlenia. – Jezu, ile krwi. Trzeba to będzie później powycierać.
  - Aghh! – krztusiłem się, a te męki trwały już chyba całe wieki. Mały nożyk ze scyzoryka będzie to ciął i ciął i ciął.
  - Oj, boli? A przecież przed chwilą tak fajnie się bawiłeś. Nie wierć się, bo wbiję ci się w gardło, a mimo wszystko nie chcę cię teraz zabić.
  Zamknąłem oczy i starałem się nie myśleć o tym, że za chwilę stracę język, wykrwawię się lub umrę na zakażenie.
  I nagle zadzwonił telefon. Jego telefon, czyli musiało to być coś ważnego. Nacisk zelżał, ale ból nadal niemiłosiernie pulsował.
  - Co jest? Jestem chwilowo zajęty. – Powoli otworzyłem oczy. Jego ręce były całe we krwi, jakby właśnie kogoś zamordował. – Co? Zrobił to? Wszystko? Tak jak było napisane? – Chwila ciszy. – Cholera, to wszystko idzie zgodnie z planem. Jak to nie do końca?... To nie mogłeś mu powiedzieć, że nie wyrażasz na to zgody?! Kurwa! To daj go. Ta, czekam. – Rozłączył się i spojrzał na mnie ze wściekłością w oczach. – Shaheen chce się upewnić, że żyjecie. Chce z tobą porozmawiać.
  Rzucił scyzoryk i podał mi chusteczkę, którą namoczył alkoholem.
  - Przyłóż to do języka. Szybko. – Wykonałem jego polecenie i syknąłem. Nie dość, że to wódka, która sama w sobie piekła to jeszcze polana na świeżą ranę. – Powiedz tylko, że żyjesz i wszystko w porządku. – Podał mi telefon z wybranym numerem.
  - Halo? To ty, Oliver? Gdzie jesteś? – Na dźwięk jego głosu odżyła we mnie nadzieja,
  Ale nie mogłem mu nic odpowiedzieć. W końcu miałem głęboko pocięty język, który krwawił przy każdym ruchu i niemiłosiernie piekł. Wskazałem na swoje usta i zaprzeczyłem ruchem głowy. Nie dam rady.
  - Mów – wyszeptał Lorgan.
  - Zyje. Jst ok – wybełkotałem z trudem, ale zrozumiał.
  - To dobrze, naprawę. Dasz radę, wierzę w ciebie.
  Dzięki Karim, dobrze, że chociaż ty. W końcu to teraz ty mnie uratowałeś, ale ty pewnie też potrzebowałeś pomocy i byłeś zupełnie sam.
  Zaraz.
  On nie był sam.
  Z wielkim wysiłkiem uśmiechnąłem się, bo mimo ogromnych starań Lorgana, wciąż był o krok za nami

W KADRZE MROKUOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz