ROZDZIAŁ XI - XSARA SEEN

12 5 1
                                    

  - Czekałam na panią! – Kobieta z krótko obciętymi włosami i wielkimi okularami na nosie otworzyła mi czerwone drzwi do swojego domu. Na sobie miała zielone poncho i fioletowe dzwony. Super, moja klientka była wariatką hipiską. – Proszę wejść! Kawy, herbaty?
  - Dzień dobry – przywitałam się i przekroczyłam próg domu. Od razu zahaczyłam głową o jakiś kolorowy przedmiot nad moją głową. – Oj. Kawy, poproszę.
  - Nic się nie stało. – Machnęła ręką i pobiegła do kuchni. – Proszę usiąść w salonie.
  Niektóre domu są odzwierciedleniem duszy ich właścicieli. Te nowoczesne i ułożone mogą należeć do osób o poukładanym i stabilnym życiu, zazwyczaj tych, którzy osiągnęli jakiś sukces. Natomiast mieszkania takie jak te, z meblami chaotycznie poukładanymi po pokoju i kolorowych, niepasujących do siebie dodatkach oraz niepotrzebnych ciężkich zasłonach z pewnością zamieszkują takie oryginalne osobowości jak Felicia de Rey. Była moją nową klientką, która oskarżała swojego męża o pobicie i gwałt. Dzisiaj przyszłam, żeby zebrać dowody świadczące o jego winie i przekonać się czy mówiła prawdę. To nie tak, że jej nie wierzyłam, ale po prostu... no nie wiem, trochę była oderwana od rzeczywistości.
  - To jest pułapka na duchy. – Weszła do salonu niosąc kawę w... doniczce. To było potwierdzenie moich myśli. Musiałam się mocno zastanowić nad jej prawdomównością. – One często mnie odwiedzają. Te dobre są dobre, a te złe są złe.
  Jezu, głębokie.
  Tylko skinęłam głową i wyjęłam swoją teczkę z dokumentami. Interesowałam się paranormalnymi sprawami i życiem pozagrobowym, które pochłonęło mnie, gdy chorowałam na chorobę nowotworową, ale nigdy nie słyszałam o tak prostym podziale. Duchów nie dało się tak po prostu sklasyfikowac na te dobre i złe. Teraz już rozmyslałam o tylko hobbystycznie, nie jakbym miała w tym odnaleźć jakąś iskierkę nadziei, że może któryś z nich mnie uzdrowi. Czytałam jakieś artykuły i oglądałam filmy dokumentalne i hucznie świętowałas Halloween.
  - Może dlatego mój mąż mnie tak wtedy okropnie zgwałcił – westchnęła i upiła łyk kawy zostawiając piankę wokół ust. – Mieliśmy się kochać, ale przyszedł mój zmarły wujek Joe i zaczął narzekać, że mamy niemodną pościel to się zdenerwowałam i go zwyzywałam! A wtedy Fred powiedział, że jest zmęczony po pracy i cały czas o tym myślał i nie popuści. Nie przekonało go nawet to, że wujek cały czas się gapił.
  Okeej... Nikt normalny nie widzi duchów, ta sprawa była z góry przegrana. Z racji tego, że byłam szanowanym adwokatem nie powinnam zniżać się do tego poziomu. Najlepiej  było odwieść ją od pomysłu wnoszenia sprawy do sądu, bo to tylko przyniesie jej dodatkowe obciążenia finansowe.
  - Opierała się mu pani? Powiedziała stanowcze nie, a on nadal naciskał? – chciałam się upewnić, co do gwałtu.
  Zrobiła dziubek i śmietanka nad jej wargą lekko się obsunęła.
  - Powiedziałam: nie róbmy tego, bo wujek Joe będzie zazdrosny.
  - Czyli nie wyraziła pani sprzeciwu – zasugerowałam ignorując ostatnią część zdania.
  - Czy pani sugeruje, że sama się o to prosiłam?! – krzyknęła oburzona, a ja aż podskoczyłam na kanapie. – Ja mam swoją godność, droga pani!
  O cholera, nieźle.
  - A czy może mi pani opowiedzieć o tym pobiciu? – Wyjęłam notatnik.
    Przez jej twarz przemknął jakiś cień, a oczy szeroko się otworzyły.
  - To był prawdziwy horror – wydusiła z siebie. – A zaczęło się zupełnie niewinnie.  Jak zwykle wyjęłam swoje karty tarota i zaczęłam mu wróżyć. Powiedziałam, że dzisiaj dwa razy napije się z kielicha goryczy, a za trzecim go rozleje. Wściekł się, bo moje wróżby się spełniały, a on miał wtedy ważne spotkanie w pracy i chciał wypaść jak najlepiej. Zmuszał mnie, bym odwołała swoje słowa, ale ja tego nie zrobiłam, więci zaczął okładać mnie pięściami. – Wzdrygnęła się. – Cała obolała siedziałam na kanapie i czekałam na niego.
  Po co? Na jej miejscu uciekłabym jak najdalej od tego palanta i zgłosiła sprawę na policję.
  - I wie pani co? – zapytała. – Jak wrócił to powiedział, że najpierw jego współpracownicy wyśmiali jego projekt, a potem szef. Drżącym głosem zapytał się o wylanie kielichu. Na co ja odparłam: to dokona się teraz. I do domu wpadła policja.
  - Dobrze pani zrobiła – pochwaliłam ją. Wreszcie mówiła z sensem. – Czy mogłaby pani powiedzieć jakich uszczerbków na zdrowiu pani doznała i jak... Co jest? Co się stało?
  Jej dolna warga drgała, a doniczka z kawą rozlała się na stolik. Mimo, że szkła okularów powiększały jej oczy to teraz przypominały one gigantyczne spodki UFO. Wyciągnęła przed siebie palec z do połowy pomalowanym paznokciem i wymierzyła go we mnie.
  - Czuję, że jesteśmy takie same. We mnie też były te negatywne wibracje i ta... ta klątwa! – fuknęła i wyciągnęła z kieszeni poncho karty. – One same się proszą, by ich użyć.
  - O, nie nie nie. – Gwałtownie zaprzeczyłam i miałam wrażenie, że zaraz urwie mi się głowa. – Nie wierzę w takie rzeczy. Zresztą przyszłam tu w celach zawodowych, a nie by bawić się we wróżki.
  - On też tak mówił. – Wyłożyła karty na stół obok rozlanej kawy. – Ale dla pani jeszcze jest nadzieja. Proszę mnie wysłuchać. Zanim będzie za późno.
  Już kiedyś to słyszałam. Pewien starszy, brodaty człowiek znający teorię życia, ale nie jego praktykę siedząc wygodnie za biurkiem powiedział:
  - To nowotwór, panno Seen. Musimy zacząć go leczyć nim będzie za późno.
  Przez moje zbyt długie wahanie prawie otarłam się o śmierć. Może teraz powinnam zaryzykować, by uniknąć tego błędu?
  - Dobrze, ale ostrzegam, że w to nie uwierzę.
  - Jasne, dziękuję. – Wymieszała karty i poukładała je w sobie tylko znanej kolejności. – Co mi tu mówią duchy? Hmmm – zamyśliła się, a mnie przeszyły dreszcze. – Za panią trudne chwile, które były poprzedzone jeszcze trudniejszymi, ale trudne dopiero nadchodzi – mówiła zagmatwanie. – Ktoś z przeszłości powróci i znowu będzie panią dręczyć. Już uderzył w jedną część pani ciała. Osobiście radzę brać z życia pełnymi garściami i spędzać je z tą jedyną osobą. Spokojnych chwil zostało mało.
  - Co pani sugeruje? – Serce biło mi mocno o mostek. – O kim pani mówi?
  - Pani najgorszy wróg, który został już pokonany wróci ze zdwojoną siłą. – Teraz byłam już pewna o kim mówiła. – Ale można go pokonać.
  - Jak? – zapytałam szybko. Musiałam znać odpowiedź.
  - Pokonać go może tylko jego słabość, która wcześniej go pokonała. Ona też ma teraz wsparcie, tak jak pani.
  - Nie rozumiem – wyszeptałam.
  - Już wkrótce pani się przekona.
  Odpowiedź była prosta. Wróg, który już został pokonany to nie kto inny jak skurwiel, czyli rak.
  Ale on powróci.
  Miałam nawrót choroby.





















W KADRZE MROKUOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz