SeungNyang i Ji-Ho zmierzali w stronę bramy, dokąd miała go odprowadzić. Oboje nie odezwali się ani słowem, żyjąc we własnym świecie. Kiedy Ona przeżywała całą tę sytuację, jemu coś w niej nie pasowało.
- Powinnaś więcej mi o sobie mówić. - Oznajmił, ale Ona, będąc pogrążona w myślach, nie usłyszała go. Mężczyzna, widząc, że go kompletnie olewa, odchrząknął, ale to nic nie dało.
- Słuchasz mnie? - Spytał, szturchając jej ramię. Wyrwana z transu spojrzała na niego badawczo, nie wiedząc, co ją ominęło.
- Wiesz, gdzie jest wyjście, więc idź dalej sam. - Odpowiedziała, mając nadzieję, że ominie ją rozmowa na temat, którego nie chciała poruszać. Nie czekając na jego odpowiedź, zawróciła na drogę, która ich tu doprowadziła.
- Dlaczego chciałaś, żebyśmy poszli na tą kolację? - Zapytał, oglądając się za nią. Nyang, spodziewając się tego pytania, zatrzymała się, wzruszając obojętnie ramionami.
- Mówiłaś mu coś o mnie, że prawie w ogóle nie zwracał na mnie uwagi, a jak już, to spoglądał z nienawiścią? - Dopytywał, przez co odwróciła się w jego stronę, kierując na niego swój niezgodny z tym wzrok.
- Wydawało Ci się... Dobranoc. - Odpowiedziała, mając nadzieję, że mężczyzna odejdzie, ale jej odpowiedź go nie satysfakcjonowała.
- Tak? To dlaczego na Ciebie zerkał inaczej... Nie będę wymieniał tego uczucia, bo pewnie wiesz, jakim Cię darzy... Oczy są odzwierciedleniem duszy, więc nie kłam. - Rzekł, chcąc, by wyjaśniła mu to, co na pewno wiedziała. Każde jego kolejne pytanie doprowadzało ją do szału, a te przekroczyło granicę jej wytrzymałości.
- Posłuchaj mnie! Nie potrafię czytać ludziom w sercach, nie znam ich myśli, ani nie wiem, z czego składa się ich dusza... Gdybym potrafiła, to nie spotkałoby mnie tyle przykrych sytuacji... Dlatego daj mi spokój i odejdź... - Odrzekła, chwilę później znikając mu wśród tamtejszych drzew. Jednak On nie potrafił sobie tego odpuścić.
W tym czasie Wang Yoo również wyszedł na świeże powietrze. Przypominając sobie poznanego dziś mężczyznę, ciśnienie podskakiwało mu natychmiast w górę. Chcąc się uspokoić, zrywał gałązki z drzew, łamiąc je, ale to nic nie dawało. Chciał w coś uderzyć, ale wtedy przypomniał sobie o opatrunku, który założyła mu SeungNyang na prawą dłoń. Przejeżdżając po nim lewym kciukiem, zerwał go i porzucił na ziemi. Rany zmieniły się w strupy, ale już pierwsze zgięcie dłoni otwarły je nowo. Jednak to nie było dla niego ważne. Udając się na plac do treningów łuczniczych, chwycił jeden z pozostawionych tam łuków i wymierzając w tarczę, zaczął wypuszczać strzałę za strzałą. Przez co nie tylko złe emocje opuszczały jego ciało, ale i krew, która wypłynęła jednym strumieniem z rany.Noc była ciepła, a księżyc zwiastował jutrzejszą dobrą pogodę. Aromat, które wydzielały kwitnące rośliny w połączeniu z zapachem palących się pochodni, dawały specyficzną, przyjemną woń. Strażnicy stali nieruchomo przy wejściach do pałacu, gdy Nyang ich mijała. Wchodząc po trzech kamiennych schodkach, stanęła na górnym tarasie. Gdy chciała wejść do środka, coś kazało jej się odwrócić. Spoglądając w tamtą stronę, ujrzała Wanga Yoo, który namierzał w tarczę. Widząc, co robi, wypełniła się złością. W jednej sekundzie zeszła z tarasu, wkroczyła na plac i stanęła za jego plecami.
- Dobrze wiesz, że Ci nie wolno! - Krzyknęła, tak, że jego serce prawie wyskoczyło na zewnątrz, a łuk spadł na podłogę. Kiedy odwrócił się w jej stronę, chwyciła jego zakrwawioną dłoń.
- Gdzie bandaż? - Spytała, ale On nie odpowiedział. Nyang przykładając do rany chusteczkę, którą trzymała zza pasem, nie potrafiła przejść koło tej rany obojętnie.
- Wszystko niszczysz... - Powiedziała, zaciskając jego dłoń.
- Ja? Chyba Ty... - Odpowiedział, zabierając ją spod jej palców.
- To nie ja wydurniałam się przed obcym człowiekiem. - Odrzekła z wyrzutami.
- Chciałem Cię uświadomić, jaki popełniasz błąd, ale Ciebie to w ogóle nie interesuje... Nie potrzebuję twojej opieki, więc daruj sobie, bo pewnie masz dużo na głowie... Przygotowania do ślubu, to nie przelewki. - Odpowiedział, unosząc zranioną dłoń na wysokość jej oczu. Gdy kobieta wlepiła w nią wzrok, On otworzył ją, a wtedy chusteczka spadła na ziemię. Nyang zacisnęła powieki ze złości, stojąc nieruchomo jak posąg, gdy On zaczął się od niej oddalać.
- Nie chcesz nic mojego? Dobrze... Ja też nie chcę nic od Ciebie. - Rzekła, podchodząc do niego. Wang Yoo spojrzał na nią, a wtedy wyciągnęła z koku spinkę, którą podarował jej na urodziny.
- Nie wyrzucaj jej... Może jeszcze komuś ją podarujesz... - Oznajmiła, czując żal. Lubiła ją i nigdy by jej nie oddała, ale teraz zrobiła to bez mrugnięcia okiem, by tylko się odegrać.
- Nie chcę jej... Możesz ją sprzedać, zniszczyć lub oddać komuś innemu, ale... Nie mi. - Odrzekł, odsuwając ją spod swojego nosa. SeungNyang nie odezwała się, bo wiedziała, że to i tak do niczego nie doprowadzi. Odwracając się, chciała odejść. Jednak, gdy była w zasięgu jego ręki, dźwignął ją i jednym ruchem rozerwał gumkę, która spinała jej włosy. Nyang zrobiła prawie piruet, by jej zaskoczony wzrok spotkał się z nim.
- Jeśli nie chcesz nosić spinki, to nie musisz wiązać włosów. - Powiedział. Nyang, słysząc to, rozzłościła się jeszcze bardziej, przez co rzuciła w nim trzymaną wsuwką.
- Nie cierpię Cię... Wiesz... - Odrzekła z gniewem w głosie. Wang Yoo pokiwał bezinteresownie głową, wiedząc, że to i tak nieprawda.
- Jak bardzo? - Spytał, obejmując ją lewą dłonią w pasie, przyciągając do siebie. Przybliżając usta między jej nos a górną wargę, czekał, aż wykona jakikolwiek samoobronny ruch. Jej ciało i serce zatrzymały się, jakby ktoś wcisnął pauzę. To uczucia, które towarzyszyło jej zawsze, gdy był blisko niej powróciło, a Ona nie mogła go opanować.
- Dlaczego mnie nie odepchniesz? - Spytał, widząc, że nie jest w stanie nawet mrugać. Stykając swoje usta z konturem jej, objął ją jeszcze mocniej. Nyang puściła wszystkie swoje wewnętrzne blokady i zapominając, choć na chwilę o wszystkim, oddała mu pocałunek, który stawaj się coraz bardziej uczuciowy. Kiedy Ona trzymała dłonie na jego barkach, podnosząc się lekko na placach, On, odchylając jej szyję, pocałował jej delikatną skórę, pozostawiając po tym siny ślad.
- To i tak nie ma sensu... - Powiedziała, dotykając policzkiem jego lica i uginając prawą nogę w kolanie.
- Nieważne jak bardzo bym się starała, to... To i tak się nie uda. - Rzekła, łapiąc jego dłonie we wspólny splot.
- Zostaw go. Przez to oboje będziecie się męczyć. - Oznajmił, ale Ona tylko cicho zaprzeczyła, uciekając wzrokiem na kamienny plac przed sobą.
- Nie mogę cofnąć słowa, które mu dałam... Zresztą to nie On jest głównym powodem... Nie pasowałabym tu i szybko by mnie zniszczyli. - Odpowiedziała, czując, że podjęła dobrą decyzję... Przynajmniej dla niego.
- Nie chcę, żebyś odeszła, nie chcę patrzeć, jak cierpisz, dlaczego nigdy nie myślisz o sobie? - Spytał, nie rozumiejąc, jak może podejmować tak sprzeczne z własnym rozumem zamiary.
- Gdybym tu była też bym była nieszczęśliwa... A ty zemną... Teraz zaczniemy wszystko od nowa... Osobno, tak jak zawsze powinno być. - Powiedziała, mając nadzieję, że teraz ją zrozumie. Jednak On tego nie mógł zrobić, więc jedyne co mu pozostało, to zaakceptowanie tego. Klękając przed nią, podniósł upuszczoną spinkę, podając ją jej. Nyang chwyciła ją i dopiero gdy wsunęła ją za ubranie, powstał.
- Pamiętaj, że moje drzwi są zawsze dla Ciebie otwarte. Gdyby coś się stało, to powiedz mi to... - Rzekł, chcąc, by wiedziała, że zawsze może na niego liczyć. Nawet jeśli poróżni ich zbyt wiele. Nyang kiwając głową, odłączyła od siebie ich dłonie, które były splamione krwią.
- Mamy krew na rękach, jakbyśmy kogoś zabili... I to chyba prawda... Zabiliśmy siebie nawzajem... Ty cierpiałeś przeze mnie, a ja przez Ciebie... Jesteśmy swoimi zabójcami, a nie kochankami. - Oznajmiła, wyciągając z jego rękawa czystą chusteczkę, by przyłożyć mu ją do rany.
- Dbaj o siebie... - Powiedziała, zaciskając ponownie jego dłoń, po chwili ją puszczając. Odeszła, a jej wzrok podążył za nią. Czuł, że nawet jeśli to, co się teraz wydarzyło, nie miałoby nic zmienić... To ta rozmowa dobrze im zrobiła.
***
Komnata SeungNyang, nowy dzień (południe)
Nyang robiła małe porządki w komnacie. Przekładając różne drobiazgi z szuflady do szuflady, krzątała się po całym pomieszczeniu. Przy okazji zabijania czasu, znajdowała rzeczy, o których już dawno zapomniała. Przetrzepując poduszkę i zaścielając pościel, usłyszała lekko skrzypiącą klamkę, która wydawała ten dźwięki jedynie, gdy ktoś na nią naciskał. Trzymając w dłoniach podgłówek, który był dość sporych rozmiarów, wolno się odwróciła. W drzwiach stał Ji-Ho, co niezbyt ją ucieszyło. Mężczyzna wszedł do środka, zamykając za sobą drewniane drzwi. SeungNyang zniżając wzrok, odłożyła poduszkę na stół przed sobą, mając nadzieję, że nie zauważy jej rozczarowania.
- Mówiłam Ci, że masz tu nie przychodzić. - Oznajmiła, nie chcąc, by zaczął codziennie przypominać jej o swoim istnieniu. Jednak On od samego początku zachowywał się podejrzliwie. Jakby chciał jej coś powiedzieć, ale nie wiedział jak to zacząć. Zerkając na niego ukradkiem, napotkała jego wzrok, w których obojętność przeradzała się w gniew. Jego pięści zacisnęły się, policzki wzdęły, a Ona sama ze strachu cofnęła się o krok. Mężczyzna, widząc, że się go obawia, podszedł do niej i jednym ruchem przytwierdził do ściany. SeungNyang czując, jak jej głowa uderzyła z całej siły w kamienną przegrodę, odwróciła ją w bok.
- Jak możesz patrzeć mi prosto w oczy? Nie masz żadnego poczucia winy? Jesteś mi przyrzeczona, a tymczasem pozwalasz innemu, by robił z tobą, co chce... - Powiedział, przyciskając ją jeszcze bardziej, tak że nawet oddychanie sprawiało jej trudność.
- Śledzisz mnie? - Zapytała, czując nieprzyjemne pulsowanie z tyłu czaszki. Ji-Ho odwracając jej podbródek ponownie na wprost swojej twarzy, spojrzał w jej nieskruszone oczy, co tylko podsyciło jego agresję. Niezależnie od siebie nałożył dłonie na jej szyję, ściskając tak, że brakowało jej tchu. Gdy jej twarz zsiniała, popuścił uścisk, a Ona zaczęła łapać wdech za wdechem, nie mogąc uspokoić swojego dyszenia. Ściskając jej policzki w charakterystyczny dzióbek, próbował ją pocałować, ale w porę udało jej się odwrócić. Każda jego kolejna próba kończyła się tak samo, co go rozdrażniało. Zakrywając lewą dłonią jej usta, zaczął rozwiązywać górną część jej ubrania. Nyang szarpiąc się jeszcze mocniej, zaczęła wydawać bliżej nieokreślone dźwięki, których nikt nie mógłby usłyszeć.
- Jesteś niesprawiedliwa. Powinnaś traktować nas tak samo. - Powiedział, obłapując jej ciało. Kiedy próbował całkowicie ściągnąć rozwiązane przez niego ubranie, poczuł, jak jej kolano uderza go między nogi, przez co upadł bezsilnie na podłogę. SeungNyang odpychając go jeszcze dalej, chciała uciec. Gdy już prawie dotykała klamki, poczuła, jak coś przytrzymuje jej prawą kostkę i nie pozwala odejść.
- Wczoraj nawet nie sprawdziłaś, czy odszedłem, a już do niego poszłaś... Dzisiaj tego nie zrobisz... - Rzekł, przyciągając ją w swoją stronę, lecz opór, który mu stawiała, to utrudniał.
- Puść mnie! - Krzyknęła, choć przez nacisk, jaki wywarł na jej struny głosowe, dźwięk prawie w ogóle się nie rozprzestrzenił. Upadając na podłogę, prawie się czołgała, ale to nic nie dało.
***
W tym samym czasie Wang Yoo rozmawiał z Tal Talem, który odwiedził pałac. Przechodząc między komnatami, rozmawiali o typowych niezobowiązujących sprawach. Mijając kłaniającą się im służbę, kierowali się w stronę wyjścia z pałacu. Żołnierz zaprosił go do swojego domu na kolację, chcąc mu o czymś opowiedzieć. Wang Yoo uznał to za dobry pomysł oderwania się od jego szarej rzeczywistości, której rutynowość go przemęczała. Kiedy przechodzili korytarzem, który dzielił komnatę Wanga Yoo i SeungNyang, Tal Tal niespodziewanie zatrzymał się kilka metrów dalej.
- Tak właściwie to chciałem też zabrać SeungNyang, ale wiem, że nie układa się między wami za bardzo... - Oznajmił, spoglądając na niego, by zobaczyć jego reakcję, której w ogóle nie pokazał.
- Możesz zaprosić, kogo chcesz... To twój dom, ale... Nawet jej dziś nie widziałem, a zawsze gdzieś mi ,,mignęła'' przed oczami. - Odpowiedział, odwracając się w tył. Spoglądając tępo na jej drzwi, zastanawiał się, gdzie może być.
- Trudno... Będzie inna okazja. - Odrzekł, po czym oboje odeszli z tamtego miejsca, nie zdając sobie sprawy, co takiego dzieje się za ścianą.
CZYTASZ
Pani Ki - Moja historia
Фанфик(...) Złota brama zamknęła się, gdy lektyka, w której ją usadowili, wjechała na królewski plac. Na próżno można było szukać gdziekolwiek śniegu. Nigdzie nie było nawet śnieżynki. Może to był znak? Symbol, że zima w jej życiu się skończyła, a teraz c...