Rozdział 56

109 6 32
                                    

Na przełomie ostatnich dni stan zdrowia SeungNyang znacznie się poprawił. Już nie potrzebowała pomocy swoich przyjaciół czy służby, by móc zjeść samodzielnie posiłek, czy pospacerować po ogrodzie. I to właśnie dzięki odzyskaniu sił, mogła przejść do spełnienia swojej zemsty, której realizację zaczęła już tydzień temu. Małymi kroczkami powoli dokonywał się dokładnie obmyślony przez nią plan, a dziś miał nastąpić jego finałowy etap.

Ubrana w za duży dla siebie płaszcz, który całkowicie zakrył zarys jej szczupłej sylwetki, ruszyła na pałacową wieżę. Zasłaniając twarz kapturem, wymknęła się tak, aby żaden strażnik jej nie przyuważył. Pokonując sprawnie każdy stopień schodów prowadzących na szczyt wieży, stanęła przy oknie. Rozlegał się z niej wspaniały widok na całą stolicę. Śpiące już miasto migotało w świetle gwiazd i ulicznych latarni.

Pogrążona we własnych myślach, prawie nie usłyszała kroków kogoś, kto właśnie wspinał się po ponad stustopniowych schodach. SeungNyang czując, jak wyczekiwana przez nią osoba staje za jej plecami, mimowolnie się uśmiechnęła.

- Tak się cieszę, że jesteś, Wang Yoo - powiedział z radością przybyły gość.

Czując, jak obejmuje ją w talii i wtula się w jej miękki płaszcz, skrzywiła się. Odpychając ją jednym ruchem od siebie, odwróciła się na pięcie w jej stronę.

- Wang Yoo jednak nie przyjdzie - powiedziała, wymuszając niewinny uśmiech. - Mimo wszystko prosił, by ci coś przekazać - dodała, wyciągając spod ubrania płaskie pudełko. - Bedzie rad, jeśli to założysz - otwarła wieko.

- Co to ma znaczyć?

Kuyu zmrużyła w charakterystyczny sposób powieki. Czuła, że coś tu nie gra. Spoglądając kątem oka do wnętrza futerału, chwyciła znajdującą się tam kolię. Trzymając ją w obu dłoniach, zaczęła jej się dokładnie przyglądać. Biżuteria była wykonana w całości z niezliczonej ilości małych diamencików, które mogła ujrzeć dzięki światłu księżyca. Księżniczka nie wyczuła w tym żadnego podstępu. Natychmiast nałożyła biżuterię na siebie, szczelnie opasając nią szyję.

SeungNyang, widząc, że zrobiła to, co chciała, miała ochotę roześmiać się jej prosto w twarz. Myślała, że namówienie jej na założenie tego będzie dłużej trwało, ale się pomyliła. Kobieta była zwykłą sroką, łasą na każde świecidełko.

- Podoba ci się? - spytała Nyang, ponownie unosząc kąciki ust. - Piękniejsza niż listy, które otrzymałaś ostatnio od Wanga Yoo?

Brwi księżniczki natychmiast się zmarszczyły.

- Skąd wiesz o listach od niego? - przez jej głowę przeszła myśl, że jedna ze służących najzwyczajniej w świecie ją zdradziła, donosząc jej o wszystkim. Szybko jednak odrzuciła tę hipotezę. Szukając w głowie innego wytłumaczenia, nieświadomie zaczęła drapać się poczerwieniałej skórze szyi, która właśnie zaczęła ją szczypać.

SeungNyang pokręciła głową, głośno wzdychając.

- Jesteś po prostu głupsza, niż myślałam - rzekła już poważnym tonem. - To ja wysyłałam do ciebie te listy, podpisując się za niego. To ja kupiłem ci tę kolię, która teraz wyżera ci skórę. Gdybym podpisała się moim imieniem, nie przyszłabyś tu... Musiałam, więc podszyć się pod niego, napisać kilka słodkich słów, a kto inny mógłby lepiej trafić do kobiecego serca, jak nie inna kobieta, która wie, czego kobiece serce chce? - uniosła brew w zaciekawieniu. - Właśnie dzięki tym kilku poruszającym listom, od razu zjawiłaś się na niby umówione z nim spotkanie, o którym nie ma bladego pojęcia. - wyjaśniła z niewiarygodnym spokojem w głosie.

Pani Ki - Moja historiaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz