Rozdział 44

153 8 7
                                    

Kilka kolejnych dni upłynęły SeungNyang bardzo szybko. Może między innymi dlatego, że ciotka Wanga Yoo była przy niej praktycznie cały czas, dbając o nią jak nigdy nikt wcześniej. Przynosiła świeże jedzenie, które było dopasowane i na tyle zróżnicowane, by dostarczało jej wszystkich potrzebnych wartości odżywczych. Przygotowywała zioła niwelujące wszelkie boleści, jakie u niej teraz wystąpiły, a nawet kontrolowała czas, jaki przeznacza na sen, a jaki na spacery.
Choć nie raz jej nadmierna troska doprowadzała Nyang do białej gorączki, to mimo wszystko była jej wdzięczna za to, co dla niej robi.

Księżna, która nie opuszczała jej przez te dni prawie w ogóle, musiała dziś wrócić do pałacu... Dziś wracał Wang Yoo ze swojej podróży do wioski, która spłonęła, więc nie miała wyjścia... Musiała pokazać się w pałacu.

***

Ogród królewski, Pałac w Goryeo (wieczór)

Rozpalone pochodnie i księżyc odbijały się w wodzie, na której unosiły się lilie wodne z lampionami, a zapach świeżo przygotowanych najwykwintniejszych dań unosił się w powietrzu. Wystrojona w kwiaty królewska altana znajdująca się na małym wzniesieniu rozświetliła się w blasku tysiąca świec płonących złotawym płomieniem. Biło z nich ciepło, które skutecznie zmniejszało powiewy pierwszych chłodów zbliżającej się do końca jesieni.
Wydawało się, więc że nie mogło być lepszych warunków na urządzenie uczty na świeżym powietrzu.

Kuyu z matką, ojcem Wanga Yoo i nim samym zasiadła w altanie. Było to małe spotkanie w gronie najbliższych z powodu jego powrotu, które miało być pierwszą od dawna kolacją w rodzinnym gronie. Pomimo że wszystko zapowiadało się dobrze, to żadne z nich nie chciało odezwać się jako pierwsze. Księżna postanowiła to w końcu przełamać.
- Jestem ciekawa, w ile osób zasiądziemy na następnym spotkaniu.
Gdy stary król usłyszał słowa siostry, natychmiast przekierował wzrok na syna.
-Prędzej umrę, niż zobaczę wnuki... - Wang Yoo wywrócił oczami, nawet nie mając zamiaru mu na to odpowiadać. - Jak ja byłem w twoim wieku, to już byłeś na świecie, a ty nadal zachowujesz się, jakbyś miał osiemnaście lat. - Dodał, dolewając oliwy do ognia.
Te pozornie błahe słowa wyprowadziły go z równowagi. Wstając od stołu, spojrzał na swojego ojca pełny urazy.
- Kto powiedział, że chcę być taki jak ty? - Spytał głosem pozbawionym jakichkolwiek emocji. Jego ojciec miał trudny charakter i mimo że był odporny na krytykę, to słowa syna go zabolały. Wang Yoo za późno ugryzł się w język. Żałował tego, co powiedział, bo widział, że sprawiły mu one przykrość, którą nie łatwo było u niego wzbudzić. Obecne kobiety zamilkły, nie spodziewając się takiego obrotu spraw. Młodszy mężczyzna czuł się źle z tym, ale nie mógł cofnąć czasu nawet o minutę, która teraz byłaby znacząca. - Przepraszam... - Tylko to mógł wtedy szczerze powiedzieć.
Nie chciał już tam siedzieć. Wychodząc natychmiastowo z altanki, skierował się nad wodę, która płynęła w specjalnie wydrążonych do tego kanałach, przypominających fosę. Oglądając odbijające się w niej gwieździste niebo, czuł pustkę w sercu.
- Wiem, że gdzieś tam jesteś... Może dzielą nas kilometry, ale zawsze czułem twoją obecność obok... Nawet teraz... - Mówił do siebie.
Rozmyślając, utkwił wzrok w rozświetlonym mieście, które z tego miejsca zapierało dech w piersiach. Migoczące z daleko światełka dochodzące z domostw, sprawiały wrażenie ruchomego witrażu.
- Będę cierpliwie czekał na ciebie, choć dziś już mija setny dzień, odkąd widzieliśmy się po raz ostatni...
- Liczyłeś?!
Skinął głową. Minęło kilkanaście sekund, zanim dotarło do niego, że to pytanie nie pochodziło z jego wyobraźni. Odwracając się na pięcie, wstrzymał oddech.
- Myślałeś, że to może się tak zakończyć? - Spytała, podchodząc kilka kroków bliżej. - Powiedziałam, że wrócę, gdy coś załatwię... - Przypomniała mu swoje ostatnie słowa, które wypowiedziała trzy miesiące temu w opuszczonym pałacu.
Ubrana w jasnoróżową suknię z fioletowymi aplikacjami, hanbokiem w tym samym fiołkowym odcieniu i rozpuszczonych falowanych włosach wyciągnęła do niego dłonie.
On nadal nie dowierzał, że to dzieje się naprawdę. Był sparaliżowany niczym po uderzeniu pioruna. Spoglądając w głąb jej brązowych tęczówek, które dla niego miały niepowtarzalną barwę, nie potrafił zebrać myśli w całość. Oświetleni miliardami gwiazd stali w bezruchu, sprawiając wrażenie, że pozują do portretu.
W końcu jego nieruchome usta poruszyły się, wydając nieme słowo. Ona nie chciała jednak, by je powtórzył. Przykładając mu wskazujący palec do ust, pokiwała delikatnie przecząco głową, prosząc, by nic nie mówił. Spuszczając swój niepewny wzrok, chwyciła oburącz jego dłonie. Gdy w oddali było słychać jedynie grające swoją charakterystyczną melodię świerszcze, SeungNyang zaczęła się głęboko zastanawiać i wahać. Po chwili oderwała wzrok od zgniłozielonej trawy i przekierowując go na jego twarz, zetknęła swoje spojrzenie z nim. Ściskając nerwowo jego palce swoimi opuszkami, przestała słyszeć bicie serca.
- Chodźmy... - Jej głos był melodyjny, jak u syreny, która swoim brzmieniem wabiła kolejne ofiary. Odwracając się w lewą stronę alejki, która przebiegała wzdłuż wody, nad którą stali, zaczęła ciągnąć go naprzód. - Musimy porozmawiać.
Pozwalając jej się prowadzić, jak prosiła, nie odezwał się ani słowa. Nawet jeśli miał do niej tyle pytań, milczał, jednocześnie obawiając się tego, co chce mu powiedzieć.
Przemierzając ścieżkę usypaną z płaskich, pasujących do siebie niczym puzzle kamieni, nie pisnęła ani słówka. Zakładając ręce na piersiach, spoglądała bez celu przed siebie, gdzie można było tylko dostrzec ciemność i delikatne zarysy drzew, które z każdym krokiem stawały się coraz wyraźniejsze.
- Mówiłeś, że lubisz tu przychodzić... Mówiłeś, że tu czujesz się lepiej. Gdy chcesz pomyśleć, czy się pomodlić, to właśnie tu przychodzisz i tu mam cię szukać... - Zatrzymując się, spojrzała mu prosto w oczy. - O czym wtedy myślisz...? O co się modlisz? - Spytała, wiedząc, że często spacerują tą ścieżką, przyglądając się bez celu nieporuszającej wodzie.
Jej słowa całkowicie go zaskoczyły, czego nawet nie ukrywał. Trzymając ją za podwójnie pulsujące nadgarstki, nawet nie wiedząc co, to oznacza, zaśmiał się pod nosem.
- Skąd bierzesz takie pytania? - Nyang zniżyła głowę, a on widząc jej rozterki, położył dłonie na jej barkach. - Modliłem się, żebym zawsze mógł być z tobą. - Podniósł jej podbródek na swoją wysokość. - Żebyśmy umarli w tym samym dniu, miesiącu i roku.
Po tych słowach pękła. Opierając czoło o jego pierś, rozpłakała się, pozwalając mu się tym samym objąć.
- Taka jest moja modlitwa... By nawet po śmierci być z tobą. - Przytulając ją mocniej, pocałował czubek jej głowy.
- Proszę o to samo... A jeśli już musimy umierać osobno, to chcę pierwsza. - Wtuliła się w niego jeszcze bardziej. - Nie chcę patrzeć, jak odchodzisz na moich oczach, a ja nic nie mogę zrobić...
Mężczyzna, przeczesując kilkukrotnie pasma jej włosów, pokiwał przecząco głową.
- Wolisz, żebym to ja musiał widzieć, jak opuszczasz ten świat, zostawiając samego...? - Spytał z lekkim sarkazmem, który podkreślił lekkim uśmiechem. Dziewczyna cicho zaprzeczyła. Wymierzając w niego ponownie zaszklony wzrok, poczuła, jak jej oddech zaczyna przyśpieszać, a żołądek zaciska.
- Nie rozmawiajmy o śmierci tylko o życiu. - Rzekła z nutą niepewności.
- Naszym?
Przygryzając z nerwów dolną wargę, pokiwała negatywnie głową.
- O życiu, które... - Nie zdążyła. Przerwano jej, gdy w końcu chciała mu powiedzieć o tym, co nosi pod sercem. Tak długo się na to zbierała, zastanawiając się, jak i czy w ogóle mu to wyjawić.
Oboje odwrócili się w stronę człowieka, który przed chwilą krzyknął imię. Imię Wanga Yoo. Był to jego ojciec, który widząc Nyang, zdumiał się. Przypatrując jej się przez dłuższą chwilę z niedowierzaniem, zwrócił wzrok ponownie na syna.
- Musimy zamienić słowo. - Wskazując mu, że ma iść za nim, odszedł tam, skąd przyszedł, rozpływając się w późnowieczornych ciemnościach.
Wang Yoo przewrócił niezadowolony oczami, lekko odsuwając się od SeungNyang.
- Poczekaj tu na mnie...
Kobieta, słysząc to, chwyciła z całych sił jego przedramię.
- Nie teraz... - Nie wyobrażała sobie nawet, że jeszcze raz będzie musiała układać te słowa, które tak ciężko było jej z siebie wydobyć.
Wang Yoo posłał jej lekki uśmiech i obejmując w talii, zbliżył ich nosy.
- Wiesz, jaki on jest... Zaraz się obrazi, a ja nie chcę mieć z nim konfliktu. Przeproszę go i zaraz przyjdę z powrotem. - Kładąc dłoń na jej rozgrzanym policzku, nawet nie wiedział, kiedy tak się oziębiło. - A wtedy będziesz mogła mi powiedzieć, co tylko chcesz. - Łącząc się z nią w szybkim pocałunku, skierował się we wyznaczone miejsce.
To ją zabolało. Doganiając go wzrokiem, była pełna żalu.
- Właśnie takie jest nasze życie! - Krzyknęła do oddalającym się wolnym krokiem mężczyzny, który zatrzymał się kilkanaście metrów od niej. Odwracając się do niej przodem, nie rozumiał sensu jej słów. - Idziemy jedną drogą, mamy jeden cel, ale zawsze z niej zbaczamy i nigdy nie potrafimy dotrzeć tam, gdzie zmierzamy... - Mówiąc to, przypominała sobie wszystkie sytuacje, kiedy to los rozdzielał ich, by znów po pewnym czasie złączyć.
Nie czekała na jego odpowiedź. Odwracając się, odeszła w przeciwną stronę, nie mając sił już na żadną rozmowę... Tym bardziej na tak ważną.

***

Komnata SeungNyang, pałac w Goryeo (pół godziny później)

Siedząc na podłodze, opierała się plecami o łóżko. Obejmując swoje zgięte kolana, usłyszała pukanie do drzwi, które chwilę później się uchyliły. Stojący w nich Wang Yoo oparł się o futrynę, pytając, czy może wejść. Delikatnie kiwnęła głową i siadając na łóżku za sobą, oparła dłonie o kraniec materaca.
- Przepraszam... Ja wcale nie miałam tego na myśli. - Oznajmiła, żałując słów wypowiedzianych dwa kwadranse temu. - Ostatnio po prostu jestem trochę nerwowa.
Mężczyzna, klękając przy jej nogach, chwycił jej podbródek i odganiając pasmo włosów, spojrzał prosto w jej oczy.
- I to z nerwów siedzisz tu taka sama?
- Nie jestem sama. - Odrzekła bez wahania, co go zdziwiło. Rozglądając się po ciemnym pomieszczeniu, zaczął szukać domniemanej osoby.
- Jest tu ktoś jeszcze? - Spytał, gdy jego wzrokowe poszukiwania nie odniosły skutku.
Pełna wątpliwości, zniżyła wzrok.
- Nie możesz go na razie zobaczyć, ale możesz usłyszeć i poczuć... - Rzekła, co go jeszcze bardziej zastanowiło. - Wiesz co to? - Zapytała, będąc ciekawą jego odpowiedzi.
Wang Yoo utkwił wzrok w martwym punkcie, pobudzając wszystkie szare komórki do myślenia.
- Wiatr. - Oznajmił po chwili. SeungNyang myślała, że z niej żartuje. - Nie widzisz wiatru, ale słyszysz, jak powiewa liśćmi drzew i czujesz chłód, który sprawia... - Wyjaśnił, przez co jeszcze bardziej się załamała.
- Twoja wyobraźnia mnie przerosła... Jeszcze nigdy nie usłyszałam tak głupiej odpowiedzi. - Kręcąc głową, przymknęły swoimi palcami jego powieki i chwytając jego dłoń, położyła ją na swoim brzuchu.
- Nie jestem sama, bo ono jest zawsze ze mną. - Nabierając powietrza w płuca, nie miała już odwrotu. - To ono... To nasze dziecko jest przy mnie ten cały czas...
Ta informacja dotarła do niego z opóźnieniem, ale gdy już do niego w końcu trafiła, w jego oczach od bardzo dawna pojawiły się łzy szczęścia. Przykładając ucho do jej brzucha, wsłuchał się w ten jeden jedyny rytm, jakie wydawało to małe jeszcze serce. Głaszcząc to rosnące powoli miejsce, zamknął oczy.
- Przepraszam, jeśli okaże się, że to jednak dziewczynka... - Rzekła, a z jej kącików wydobyły się łzy, które były symbolem poczucia winy, jakie czuła.
Nie wierzył, że to powiedziała. Nie wierzył, że nawet tak myślała. Ocierając jej wilgotne policzki, spojrzał w głąb tych przerażonych źrenic.
- Nie mów tak, bo to nieprawda... - Siadając obok niej, położył dłoń na delikatnie poruszającym się brzuchu. - Będę dziękował Buddzie, że zesłał mi to podwójne szczęście, jakim jesteś ty i ono, a jedyne o co będę prosił, to by było zdrowe... - Czując pod palcami jego ruchy, uśmiechnął się, zaśmiewając jednocześnie. - No i tak może przy okazji, żeby nie było tak uparte, jak jego mama.
Rozśmieszona tymi słowami, położyła głowę na jego barku. Bała się tej rozmowy, ale teraz, gdy miała już ją za sobą, szczerze odetchnęła.




Dzisiaj jest rzadka data, więc całkiem fajna okazja, by opublikować rozdział. Dziś dwie sprawy na zakończenie:
Pierwsza to, że scena ,,wspólnej śmierci'' była przedstawiona w serialu bardzo pięknie, a ja to zaniedbałam i uznałam, że muszę zrobić jej taką małą ,,reinkarnację'', bo nigdy nie wiadomo jak potoczy się zakończenie opowiadania, a to zawsze może się przydać, więc już wybaczcie mi, tą taką nieudaną kopię, ale po prostu chciałam ją tylko mieć.
Druga to, że ostatni akapit rozdziału miał już wstępny scenariusz chyba rok temu. Na pewno jak pisałam pierwszą część książki, czyli rozdziały od 1 do 25, to już jakoś ją sobie mniej więcej zobrazowałam. To rzadkie, że jakiś mój pomysł tyle przetrwał, bo ta druga część opowiadania mało rzeczy zawiera z tego jak sobie kiedyś zaplanowałam. Tak wyszło, że jeden niezaplanowany wątek pociągał za sobą kolejny, ale nie ma co już tego roztrząsać.
Dziękuję za doczytanie i to wszystko na dziś. ^^

Pani Ki - Moja historiaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz