Rozdział 59

102 7 34
                                    

Liście opadały z drzew, wirując na wietrze. Jedne lądowały na ziemi, drugie wplatały się we włosy, a jeszcze inne przywierały do szyb, oglądając przez szkło życie domowników. Był koniec listopada. W szarościach coraz krótszego dnia wypatrywano pierwszych opadów śniegu. Ubierano się cieplej, rozgrzewano kominki i zaparzano ziołowe herbaty. Każdy chronił się przed nadchodzącą zimą na własny sposób.

Bunty na północnych stepach nie ustały. Wang Yoo przestał wysyłać regularnie listy, co wszystkich zmartwiło. SeungNyang snuła się po pałacu niczym cień, nie mogąc znaleźć sobie miejsca. Zabijała nudę długimi spacerami po ogrodzie, nie przejmując się prawie zerową temperaturą. Park i Pang przestrzegali ją setki razy, że w końcu się rozchoruje i skończy w łóżku z gorączką, błagając ich przez zachrypnięte gardło o szklankę wody czy kubek herbaty.

Nyang nie przejmowała się ich przestrogami, dopóki nie poczuła się słabiej. Niesamowity gorąc rozpalił całe jej ciało. Nigdy nie przypuszczała, że podczas późnej jesieni, gdy wszyscy nakrywają się kołdrą po same uszy, ona będzie się nią wachlować, by się choć trochę ochłodzić. Nie chciała iść do medyka. Miała do nich uprzedzenie. Zawsze wynajdowali choroby, o których nie miało się pojęcia, zamiast leczyć dolegliwość, z którą się do nich przyszło. Niestety nie było jej dane długo się przed nim migać. Namówiona, a dokładniej zmuszona przez przyjaciół, w końcu zdecydowała się zasięgnąć pomocy uczonego.

SeungNyang zakryła oczy przedramieniem, zaciskając dłoń w pięść. Ile razy igła wkuła się w jej skórę, tyle razy przygryzła wargi. To nic nieznaczące badanie było ponad jej siły. Sprawiało nieprzyjemne mrowienie, a zbyt mocne wbicie szpili powodowało ból i wypłynięcie drobnych kropelek krwi.

Ostatnia igła opuściła jej ciało. Medyk schował narzędzia, którymi wykonywał akupunkturę i inne mające dać najlepszy skutek badania, po czym podszedł do jednej z szafek. Stało na nich z kilkanaście flakonów i paczuszek, a każda znajdująca się tu witryna była zapełniona po brzegi. Mężczyzna grzebał w jednej z szuflad, po chwili wyciągając z niej pęk saszetek. Zatrzasnął z powrotem szufladę, która nawet nie chciała się domknąć z przepełnienia, po czym usiadł na krańcu materaca, na którym leżała jego pacjentka.

- Parz te ziółka przed snem, a prześpisz spokojnie całą noc bez napływów gorąca - oznajmił, podając jej zasuszone liście w białych torebkach.

SeungNyang pokiwała akceptująco głową, po czym przeniosła wzrok na trzymany pakunek. Na początku spodziewała się, że lekarstwo będzie gorzkie, ale o dziwo jego zapach był bardzo przyjemny, choć jeszcze nie zostało zaparzone. Przypominał aromat świeżej trawy z domieszką pomarańczy. Mimowolnie zaciągnęła się mocniej powietrzem. Woń była nieziemska, wręcz hipnotyzująca, więc smak musiał być jeszcze lepszy. Postanowiła dać upust swoim pragnieniom i jak najszybciej spróbować naparu. Dziękując medykowi za wszystko, podniosła się z leżanki.

- Jest coś jeszcze...

Głos medyka zmroził krew w jej żyłach. Z wrażenia ponownie usiadła na brzegu łóżka, mimowolnie zaciskając dłonie na torebkach z ziołami, prawie je przy tym rozrywając.

- Badając cię... - zaczął niepewnie, błądząc wzrokiem po zabałaganionym pomieszczeniu. - Coś odkryłem - wydukał.

SeungNyang uważnie wpatrywała się w jego pozieleniałą twarz, napięte zmarszczki i co jakiś czas otwierane usta, z których wydobywał się jedynie płytki oddech. To wszystko przyprawiło ją o palpitację serca. Czuła się gorzej niż przed przyjściem tutaj. Po jej głowie chodziły same czarne myśli. Miała chęć szarpnąć go i krzyknąć, by w końcu powiedział, co jej jest. Mężczyzna chyba usłyszał groźby wypowiedziane w jej myślach, bo w końcu drgnął... Co prawda nie strunami głosowymi, którymi miał przekazać diagnozę, lecz ręką, którą przyłożył do jej brzucha.

- Jestem w ciąży?

Nie czekała na odpowiedź. Ta myśl uskrzydliła jej serce, które chciało wyfrunąć z piersi i unieść się do gwiazd. Światło rozbłysło w jej oczach. Nawet nie zdążyła porównać swoich teraźniejszych objawów z tymi, które są typowe dla odmiennego stanu. W tamtej chwili nie zwracała uwagi na nic. Otaczająca ją rzeczywistość przestała istnieć, a wraz z nią dezaprobująca mina medyka.

- Przykro mi... - przełknął gulę, która nagle narosła w jego gardle. Widok jej radości, jeszcze bardziej utrudnił mu przekazanie tej wiadomości. - To krwiak i nie da się tego wyleczyć - oznajmił na jednym tchu, zaciskając z nerwów skrawek ubrania.

***

Komnata Wanga Yoo, trzy tygodnie później

Nadszedł wieczór - od kilku tygodni jej ulubiona pora dnia. Tylko wtedy bez naciąganych wymówek mogła być sama. Z ulgą, że to już koniec dnia i irytacją, że jutro czeka ją to samo, kładła się do łóżka. Poduszki wsiąkały jej łzy, jednak nie potrafiły wyciągnąć bólu, jaki ją trapił. Sen stał się jedynym lekarstwem, które jej pomagało. Antidotum na bezradność w obecnej sytuacji. Pozwalał uciec w zapomnienie, od czasu do czasu zsyłając kolorowe sny na pocieszenie. Niekiedy śniła o rzeczach niemożliwych, wręcz abstrakcyjnych niemających najmniejszego sensu, a czasem Morfeusz ukazywał w jej snach coś, co się już wydarzyło...

- Nie mam już sił - westchnęła, oddając Wangowi Yoo pałeczkę do szarpania za struny komungo. - Zagraj ty.

- Tak szybko odpuszczasz? - spojrzał na nią kątem oka.

SeungNyag nie chciała tego przyznawać. Postanowiła, więc odwrócić kota ogonem, a najlepszym na to sposobem był niewinny uśmiech i zmienienie tematu.

- Kilka treningów strzelania z dzielonego łuku, a może będziesz mógł mi dać lekcję gry na tym czymś - poklepała po drewnianej konstrukcji instrumentu, które spoczywało na jej kolanach.

Wang Yoo, gdy to usłyszał, parsknął śmiechem, który szturmem wdarł się do jej ucha.

- Chcesz mi powiedzieć, że jeśli dam ci się torturować na łucznictwie, to ewentualnie będę mógł się podenerwować, ucząc cię gry?

- Co chcesz innego robić w Inju przez tyle czasu? - odwróciła głowę, by móc złączyć z nim spojrzenie.

- Zrobimy to, co kiedyś - odrzekł, zdmuchując znad jej czoła pasmo włosów, które łaskotało go w twarz. - Możemy stoczyć pojedynek łuczniczy, ale ty na trzeźwo, bo nie ma Jombaka, który zbierze cię z podłogi lub wybierzemy się na festiwal lampionów, który niedługo się odbywa.

Nyang wypuściła głośniej powietrze i przymykając oczy, oparła głowę o jego bark.

- Skoro tak bardzo chcesz powtarzać wydarzenia z przeszłości, to jutro możesz mnie obudzić grą na komungo - wyszeptała.

- Jeśli potem nie zaatakujesz mnie pałeczką, to może się zastanowię - odrzekł, mocniej obejmując jej siedzące do niego tyłem ciało.

- Gdybyś się tak nade mną nie nachylał, to by tego nie było - usprawiedliwiła, nie przejmując się tym, że teraz siedzieli dokładnie w tej samej pozycji i w tym samym pokoju.

Mężczyzna tylko wzruszył ramionami, najwidoczniej nie czując się winny tamtej sytuacji, po czym złączył ich czoła. A kiedy i usta miały zrobić to samo, wspomnienie rozmyło się przed jej oczami, wyrywając ją ze snu.

- Mogę wejść? - po sypialni rozległ się męski głos, a chwilę później kilkukrotny stukot w futrynę.

SeungNyang podniosła się do siadu. Nie potrzebowała światła, by wiedzieć, kto ją odwiedził. To, że nie słyszała tego głosu od pół roku, nie znaczyło, że go nie pamiętała. Sięgnęła po świecę, lecz zanim ją zapaliła, skorzystała z panującej w pomieszczeniu ciemności i przetarła dla pewności policzki, które zwykle o tej porze były wilgotne.

- Usiądź - zaproponowała, poklepując miejsce obok siebie.

Mu Song skorzystał z oferty i zajął wskazany przez nią kawałek materaca.

Najmłodszy przyjaciel króla wrócił z Mu-He do pałacu dwa tygodnie temu. Już w dniu przyjazdu dostrzegł zmianę, jaka w niej zaszła, ale jakoś nie miał okazji, by z nią o tym porozmawiać. Sam do końca nie wiedział, co go skusiło, by przyjść do niej dopiero teraz, gdy już zdążyła zasnąć.

- Wszystko w porządku? - spytał dosyć ogólnie, chcąc najpierw dać jej szansę na wyznania z własnej woli, zanim spyta ją wprost o smutek na jej twarzy.

Kobieta skinęła głową, tym samym zmuszając go do zadania konkretniejszego pytania.

- Ostatnio jesteś jakaś markotna... - zaczął niepewnie przedstawiać swoje spostrzeżenia. - Codziennie chodzisz do medyka albo on do ciebie, pijesz jakieś wyciągi z ziół, nie pomijając twojej nagłej wrażliwości na wszystko...

Nyang spuściła wzrok. Zdawała sobie sprawę, że się o nią martwił. Zresztą nie tylko on okazywał jej troskę. Pang i Park też podpytywali o jej samopoczucie. To wszystko coraz bardziej ją kruszyło, przez co miała coraz większą ochotę się komuś wygadać. Pewnie poczułaby się lżej, jednak wtedy jeszcze nie wiedziała, czy to właśnie Mu Song ma być tym pierwszym, który pozna prawdę.

- Wszystko jest dobrze - oznajmiła pewnie, jakby za wszelką cenę chciała go do znaczenia tych słów przekonać. - Zaufaj mi... tylko o tyle proszę - dopowiedziała, kładąc dłoń na jego prawicy.

Mu Song chciał w to uwierzyć. Postanowił już nie drążyć tego tematu. Wolał poczekać, aż stanie się gotowa, by o wszystkim opowiedzieć z własnej woli. A jeśli taka chwila nigdy by nie nadeszła, to się z tym pogodzić.

Z zamyślenia wyrwało go uczucie zimna na śródręczu, które aktualnie chowało się pod jej palcami. Zdziwiony spojrzał na ich splecione dłonie na jego kolanach.

- Co to za pierścień? - spytał, podnosząc jej dłoń, by oświetliło ją światło tlącej się na stoliku nocnym świecy. - Już go widziałem.

SeungNyang, widząc, jak z dokładnością ogląda srebrny sygnet na jej serdecznym palcu, speszyła się. Szybkim ruchem wyrwała dłoń z jego uścisku i schowała ją za plecami.


- Widziałem to na twojej szyi - oznajmił, rozchylając kołnierz jej białej halki w poszukiwaniu wisiorka ze swoich wspomnień. Nie było tam nic. Nawet sznurka, na którym kiedyś wisiały dwie srebrne obrączki. - Gdzie jest druga?

***

Komnata ojca Wanga Yoo, nowy dzień (ranek)

Wang Yoo wkroczył do pałacu. Po niecałych dwóch miesiącach walki udało się stłumić bunty, dzięki czemu północne stepy znów stały się spokojnym terenem.

Ciche szepty ucichły, gdy Wang Yoo przekroczył próg komnaty, z której dobiegały. Parzące słońce oślepiło go, a mocna woń kobiecych perfum podrażniła węch. Minęło kilka sekund, zanim dostrzegł, że jego ojciec nie jest sam. Obok niego stała młoda kobieta, której nie znał. A przynajmniej nie pamiętał. Brązowe loki opadały za jej ramiona, a pastelowa suknia podkreśliła jej jasną cerę i zaróżowione usta. Musiałby skłamać, gdyby chciał powiedzieć, że była przeciętnej urody.

Wang Yoo w ramach przywitania posłał jej subtelny uśmiech, po czym poprosił ojca na stronę.

- Kim ona jest? - spytał, gdy tylko przystanęli przy ścianie. - Chcesz mi przedstawić macochę czy może swoją nieślubną córkę? - sam już nie wiedział, jak ma wytłumaczyć widok w jego komnacie tak młodej kobiety.

- Macocha, siostra... - starszy pokręcił głową. - Szkoda, że nigdy nie pomyślisz o żonie.

- Nieprawda - zmarszczył brwi w oburzeniu. - Bardzo często myślę o swojej żonie.

Pani Ki - Moja historiaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz