7

914 35 2
                                    

Taehyung kiedy tylko wyszedł z domu zaczął głośno szlochać. Biegł przed siebie, nie patrząc na nic.

-Jesteś problemem. - odezwał się Pan Lew w trakcie biegu.
-Wiem. - odparł Kim.
-Jesteś idiotą.
-Wiem.
-Jesteś bezużyteczny.
-Wiem.
-Jesteś niepotrzebny.
-Wiem.
-Jesteś-
-Możesz się zamknąć?! - krzyknął zdenerwowany Taehyung na środku ulicy. Wszyscy ludzie w pobliżu spojrzeli się na niego jak na komplet ego szaleńca.
-Chcesz mnie słuchać. - powiedział spokojnie.
-Nie, nie chcę!
-Chcesz. Ja jestem tobą, a ty jesteś mną. - rzekł ze spokojem.
-Bądź cicho!
-Opowiedzieć ci bajkę? - zapytał, kiedy usiedli na ławce.
-Nie.
-Był sobie chłopiec. Nikt go nigdy nie kochał. Był bardzo naiwny, wierzył w każde słowo, a szczególnie w te, że dla kogoś się liczy. Cierpiał przez to tak wiele razy, że zaczął umierać w środku.
-Znam tę historię. - mruknął smutno.
-Hm? Skąd ją znasz?
-Bo to o mnie.
-Skąd Ci to przyszło do głowy?
-Bo nie mam nikogo.
-Masz rację! - zarechotał złośliwie.
-Jestem okropny. - szepnął bezsilnie.
-Jesteś.
-Nienawidzę cię.
-Nie, mylisz się. Nienawidzisz siebie.
-Czemu ty zawsze masz rację?
-Bo ty nigdy jej nie masz. - odpowiedział dumny z siebie.
-Zamknij się w końcu! - krzyknął, ściskając 'szyję' pluszaka. Szwy pękły, a zabawka się rozpruła. Taehyung rozpłakał się, widząc to, co zrobił. Trząsł się i zanosił łzami. Nie przypominał sobie, żeby kiedykolwiek wcześniej był tak bezsilny.
-P-przepraszam! P-przepraszam... - wyszlochał. Wstał chwiejnie, trzymając mocno zniszczonego misia. Stawiał powolne, ale stanowcze kroki. Przeciskał się między ludźmi, by nikt nie zwrócił na niego uwagi. Wciąż głośno szlochając, dotarł nad rzekę Han. Zignorował wszystko co się działo dookoła. Przeszedł na drugą stronę barierki. Słyszał krzyki przerażonych ludzi, by tego nie robił, ale on wiedział, że musi. Nie miał wyjścia, a przynajmniej tak sądził. Nawet, jeśli istniało jakieś szczęśliwe zakończenie, Taehyung go nie widział. Oderwał powoli palce jednej dłoni od poręczy, a wsród ludzi rozległo się większe poruszenie. Wśród tłumu przebywał praktycznie w ogóle nie różniący się od reszty mężczyzna. Różnicą było jedynie to, że znał samobójcę. Zdesperowany przedzierał się przez ludzi, rozpychając ich łokciami. Nie dotarł na czas.

Na twarz chłopca wstąpił uśmiech, kiedy poczuł, że spada. Coś go zatrzymało. Czyjaś silna dłoń ściskała mocno jego nadgarstek.
-Puść. - mruknął oschle, wpatrując się w błyszczącą w promieniach słońca wodę. Osoba, która go uratowała, nic nie powiedziała, tylko przyciągnęła go i przełożyła na bezpieczną stronę. Chłopiec stał ze spuszczoną głową, wciąż płacząc i ściskając pluszowego lwa pod pachą. Wyrwał się mężczyźnie, który ocalił jego życie i odszedł bez słowa, przeciskając się między ludźmi. Zgarbił się i nałożył kaptur na głowę, by nikt z zebranego tłumu nie zorientował się, że to on próbował popełnić samobójstwo. Opuścił zbiorowisko i ruszył przed siebie. Nie miał celu. Czuł się pusty. Nie widział sensu w niczym. Nawet próba pozbawienia się życia mu się nie udała. Zawiedziony samym sobą usiadł pod jednym z drzew na zimnym i mokrym śniegu. Przyciągnął kolana do podbródka i ukrył między nimi głowę.

-Um hej? Co się stało? - delikatny głos dotarł do uszu Kima, jednak ten nie zareagował na słowa, jakie usłyszał. - Halo? Wszystko w porządku? - drobne dłonie znalazły się na ramionach Taehyunga, potrząsając nim.
-Zostaw mnie. - wychrypiał.
-Co się stało?
-Nie udawaj, że cię to interesuje. Jestem nikim, wkrótce umrę i wszyscy zapomnicie, że kiedykolwiek istniałem.
-C-co? - zszokowany chłopak odsunął się trochę.
-Po prostu odejdź. - syknął, podnosząc głowę. Miał silnie przekrwione, opuchnięte oczy, rozczochrane włosy i kilka drobnych ran na twarzy, które zdobył gdzieś po drodze. Mówiąc krótko, wyglądał okropnie.
-Boże... Co się wydarzyło..? - spytał cicho, można by powiedzieć, zwykły przechodzień, przyglądając się twarzy Taehyunga.
-To nie jest twój interes. - warknął, co miało brzmieć groźnie, ale znów zaczął płakać.
-Nie płacz, proszę. Łzy ci zamarzną. - przybliżył dłoń do policzka chłopca, ale ten szybkim ruchem odepchnął ją.
-Zostaw mnie tu, nie rozumiesz? - mruknął, chowając głowę.
-Jak chcesz. - odparł i wstał z ziemi. Nie odszedł jednak, tak jak mówił. Usiadł na ławce niedaleko i siedział tam tak długo, aż zrobiło się ciemno. Używał telefonu, ale zerkał co chwilę na skulonego pod drzewem chłopca.
-C-Chcę do d-domu. - zapłakał gorzko. Trząsł się z zimna i roztrzęsienia. Chłopak, który cały czas siedział na ławce, podniósł się z niej i podszedł do Kima, wyciągając do niego dłoń.
-Chodź ze mną. Zabiorę cię do domu.
-N-Nie.
-Dlaczego nie?
-N-Nie mam domu. - mruknął. Podniósł wzrok i ujrzał tego chłopaka, który chciał mu pomóc kilka godzin wcześniej.
-Możesz spać u mnie.
-N-Nie będę robił problemu. - odparł, odwracając wzrok.
-Więc chcesz tu zostać? Zamarznąć na śmierć? Czy może chcesz żeby jakiś ohydny stary menel cię zgwałcił? Spoko, nie będę się starał, jeśli nie potrzebujesz mojej ani czyjejkolwiek pomocy. Ludzie nie będą biegać wkoło ciebie jak wariaci i nie będą podstawiać ci wszystkiego pod nos. Nie tak wygląda życie. To akurat przykre, że umrzesz tutaj, na tym śniegu, tak jak wielu innych, którym choć oferowało się pomoc, wypierali się swojej słabości i potrzeby pomocy, odrzucając każdego, kto podał im dłoń. Odrzucaj pomoc dalej, na pewno daleko zajdziesz. - w głosie chłopaka słychać było wyraźne zdenerwowanie i zirytowanie. Prychnął cicho i odwrócił się, stawiając pierwsze kroki w swoją stronę.
-P-przepraszam.. P-proszę, pozwól mi zostać u - wyszeptał ostatkami sił, nie kończąc zdania. Stracił przytomność, osuwając się na ziemię.
Mężczyzna podszedł do niego, podniósł chłopca i ruszył z nim do swojego domu. Tam przebrał go w czyste ubrania, które wyjął ze swojej szafy i położył do łóżka. Sam spał na kanapie, by nie przestraszyć chłopca następnego ranka.

Skrzypienie drewnianych schodów przyciągnęło uwagę właściciela domu, kiedy robił śniadanie. Odwrócił się w tamtą stronę i ujrzał, nieco lepiej wyglądającego, Taehyunga z zepsutym pluszakiem w ręku. Był ubrany w swoje ciuchy z poprzedniego dnia.
-Pójdę już. - mruknął ozięble.
-Zjedz śniadanie.
-Podziękuję. Dzięki za pomoc. - odparł, ubierając buty. Nie zawiązał ich, bo przecież nie umiał.
-Masz gdzie pójść? - spytał, wychylając się z kuchni.
-Nie martw się o mnie.
-Możesz jeszcze zostać, jeśli chcesz.
-Lepiej jak pójdę.
-Jak uważasz. Gdybyś potrzebował pomocy, jestem tutaj. - uśmiechnął się delikatnie do Taehyunga.
-Ta, dzięki. - mruknął. - Cześć. - pożegnał się i wyszedł z domu. Ruszył przed siebie, udając, że jest w porządku, ale nie było. Nigdy nie było tak nie w porządku. Nie miał gdzie się podziać. Mógł wrócić do Jungkooka, ale byłoby to żałosne i głupie, poza tym nie chciał go widzieć.

Cold	✅Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz